14. ...

132 11 6
                                    

Obudził mnie dźwięk budzika? Głowa bolała mnie niemiłosiernie. Otworzyłam oczy. Znajdowałam się w swoim pokoju?

-Co kurwa?- powiedziałam po polsku, już nie po angielsku.

Wzięłam telefon i odblokowałam. Jest 6.33, 21 czerwca.

-Moje urodziny...-szepnęłam- To wszystko...to był jeden wielki sen-łzy same zaczęły lecieć mi po policzkach.

Przejrzałam kontakty, zero Lynchów. Galeria, też zero. Wyjrzałam za okno, jestem w Polsce.

-Nie...nie wierzę. Nie no kurde zwariowałam. Jeszcze gadam do siebie.- zaśmiałam się nerwowo.- Ale...jeżeli są ponownie moje urodziny, jeżeli tego wszystkiego nie było to...moi rodzice żyją.- uśmiechnęłam się.

Podeszłam do szafy. Wisiała tam ta sama żółta sukienka, co w moim śnie. Szybka poranna toaleta, lekki makijaż i gotowe. Zbiegłam na dół.
Naleśniki? Są. Karteczka? Jest

,,Cześć córeczko
Tutaj przygotowałam ci śniadanie. Niestety z tatusiem musieliśmy iść wcześniej wyjść do pracy, przepraszam. Ale wynagrodzę ci. Po szkole czeka Cię niemała niespodzianka.
Kocham Cię
Mama''

-Wszystko idealnie tak samo...Czy ja to przewidziałam?

Zjadłam naleśniki. Postanowiłam nie iść do szkoły. Chcę się dowiedzieć więcej na temat ,,wizji w śnie''.
Po śniadaniu udałam się do swojego pokoju. Sprawdziłam szybko Facebooka. Poodpisywałam na życzenia i wpisałam w przeglądarce frazę ,,wizje w śnie"

Po paru godzinach czytania dowiedziałam się tyle, co nic. Zdarzały się podobno takie przypadki, ale późniejsze zdarzenia nie były idealnie takie same.
Czyli jest szansa, że spotkam Rossa i Rikera.

Nawet nie zauważyłam, jak rodzice weszli do domu. Zbiegłam na dół.

-Hejka- przywitałam się.

-To ty nie w szkole?-zdziwił się tata, chowając coś za plecami.

-Nie, źle się rano czułam.

-Dobrze. Leć na górę, zaraz Cię zawołamy. Szykuj się na wielką niespodziankę.

Zaśmiałam, bo wiedziałam, że to wyjazd do LA, koncert. Ciekawe ile rzeczy stanie się tak, jak w moim śnie.
Muszę udawać zaskoczoną. To będzie proste, jestem świetną aktorką.

-Alaaaaa, chodź już- zawołał tata.
-Już idę.

Ogarnęłam się i z wielkim bananem na twarzy zbiegłam na dół.

-A więc jesteś już dorosła, chcielibyśmy ci życzyć...-tutaj przestałam słuchać, pierwsza rzecz, która jest inna niż w moim śnie.
Z przemyśleń wyrwał mnie śpiew moich rodziców. Sto lat i w ogóle.
-Teraz czas na prezenty.

-Bardzo chciałaś kiedyś pojechać do Stanów...jako, że z tatą znaleźliśmy tam dobrą pracę, przeprowadzamy się do Los Angeles- oznajmiła z wielkim uśmiechem mama.

-To nie wsyzstko, proszę.- tata wręczył mi bilet na koncert.

-Dziękuję, kocham was - przytuliłam ich.

-Leć się szykuj, jutro wyjeżdżamy.

-Już jutro?- zdziwiłam się, we śnie czekałam jakiś tydzień. Znaczy tak mi się wydawało.

-A to jakiś problem, przecież szkoła i tak się zaraz skończy, świadectwo doślą.- odparł tata.

-Nie, nic, nieważne.- wróciłam do pokoju.

Zaczęłam się pakować. Na co mam czekać. Chcę zobaczyć Lynchów, stęskniłam się za nimi. Nie mogę się doczekać.
Zostawiłam te rzeczy, które będą mi jeszcze potrzebne.

-Jest dopiero 16, mam dużo czasu, może spotkam się z Anką, pożegnam się.- pomyślałam.

Wyciągnęłam z kieszeni telefon i napisałam.

Do: Anka
Chciałabyś się spotkać?

Po paru sekundach dostałam odpowiedź.

Od: Anka
O kurde, jakieś święto? Ala chcę się spotkać.

Do: Anka
W sumie trochę tak.

Zapomniała, w sumie nie dziwię się.

Od: Anka
Nie no luzik, wiem że masz urodziny. Sto lat czy coś tam. Gdzie i kiedy?

Do: Anka
Park, za pół godziny.

Od: Anka
Kk

Wzięłam torebkę, którą mam wiecznie spakowaną. Nie chcę mi się wiecznie zastanawiać co mi się przyda, a co nie.

-Wychodzę. -krzyknęłam zakładając buty.

-Dobrze, tylko wróć wcześnie. Jutro o 4 mamy taksówkę.-odpowiedziała mama.

-Ok. -powiedziałam i wyszłam.

Do parku doszłam dosyć szybko. Dotarłam na miejsce za wcześnie. Usiadłam na ławce czekając na Anię.
Po chwili ktoś zakrył mi od tyłu oczy.

-Wszystkiego najlepszego!- krzyknął ten ktoś, oczywiście wiedziałam że to Ania.

-Dzięki. - odwróciłam się i przytuliłam ją.

-To dla ciebie. - wręczyła mi małe opakowanie.

-Nie trzeba było.

W opakowaniu znajdowało się pudełeczko, a w nim bransoletka ze znakiem nieskończoności.

-Dziękuję, jest piękna.

-To co się takiego ważnego stało, że aż chciałaś się spotkać. - usiadła na ławce, a ja obok niej.

-No w sumie nic, ale chciałam się pożegnać.

-Co? Dlaczego pożegnać?

-Bo wyprowadzam się do Los Angeles.

-Oh, to będę tęsknić, napisz kiedyś. Ale ja tam widzę dobre strony. Spotkasz tych swoich blondasków.

-Taak, nawet nie wiesz ile masz racji- zaśmiałam się cicho.

-Co ty tam mówisz? Nieważne. Kiedy wyjeżdżasz?

-Jutro.

-To dopiero teraz mi mówisz.- oburzyła się.

-Sama się niedawno dowiedziałam.

-No to wybaczam.- zaśmiałyśmy się - No to mamy cały dzień, żeby się pożegnać.

Do końca dnia łaziłyśmy po mieście, gadałyśmy, śmiałyśmy się. Dawno się tak dobrze nie bawiłam.
Wróciłam do domu około 22, poszłam się myć i padłam spać. Jutro będzie wielki dzień. Już się boję...

***
I kolejny rozdział
Nagła zmiana akcji
Podoba się?
Gwiazdkujcie i komentujcie
Do następnego ❤

Bracia Lynch |R5, Ross, Riker (ZAKOŃCZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz