Żarcik
Nie zawieszam książki, ale rozdziały będą pojawiać się niesystematycznie ze względu na to co wcześniej powiedziałam.(wygląd Brendona - media)
*Ala*
Obudziłam się z wielkim bólem głowy. Byłam w nieznanym mi pokoju. Obok mnie chrapał Riker. Ledwo wstałam i podeszłam do lustra. Rozczochrane włosy, rozmazany makijaż, pognieciona sukienka. Czas się ogarnąć.
Ruszyłam do łazienki, a tam ujrzałam wszystko czego potrzebowałam. Płyn micelarny, kosmetyki, ciuchy do przebrania, szczotka do zębów itp. Najważniejsze to, że były tabletki przeciwbólowe. Bez zastanowienia wzięłam dwa proszki i popiłam wodą z kranu.
Wzięłam szybki prysznic, umyłam głowę, zmyłam resztki makijażu, nałożyłam kolejny, tylko, że lżejszy, rozczesałam i wysuszyłam włosy. Przebrałam się w przygotowane dla mnie ubrania, czyli czarne legginsy i biały T-shirt z napisem ,,Fucking Perfeckt. O dziwo idealnie dopasowane. Z boku stały jeszcze nowiusieńkie czarne Conversy. Bez zastanowienia je założyłam.
Wyszłam z łazienki. Riker dalej spał. Nie chciałam go budzić. Wzięłam telefon i przejrzałam wszystkie social media. Okazało się, że One Direction ma koncert w Los Angeles. Bez zastanowienia kupiłam 8 biletów (ja, Ross, Riker, Rocky, Rydel, Ryland, Ellington i Laura). Właśnie Laura. Dawno z nią nie gadałam. Od razu napisałam SMS-a z informacją o koncercie. Ucieszyła się.
Zgłodniałam. Postanowiłam rozejrzeć się po domu za czymś do jedzenia. Wyszłam z pokoju. Przede mną był krótki korytarz z wieloma drzwiami, a na końcu widać było schody. Zeszłam na dół, bo zazwyczaj tam jest kuchnia. Dotarłam do niej. Była wielka. Było w niej wszystko to co w kuchni, ale o wiele więcej miejsca niż u mnie, czyli w domu Lynchów. Przy blacie oddzielającym salon od kuchni ktoś siedział i robił coś na telefonie. Rozpoznałam w nim Brendona - organizatora imprezy.
-Hej. -przywitałam się.
-O hejka- odezwał wzrok od telefonu i przeniósł go na mnie. Uśmiechnął się, a ja odwzajemniłam gest.
-Dzięki za ubrania. Jak wrócę do domu to ci je zwrócę.
-Nie trzeba, potraktuj to jako prezent.
-Dzięki.
-Jesteś może głodna?
-Troszeczkę.
-Świetnie, bo ja też, a czekałem na kogoś kto mi pomoże zrobić śniadanie.
-I myślisz, że ja ci pomogę??
Pokiwał głową z minką smutnego pieska.
-Ech, no dobrze. Co powiesz na naleśniki?
Zerwał się z miejsca i pobiegł do kuchni. Zaczęliśmy robić naleśniki. Przy tym dużo gadaliśmy i się wygłupialiśmy.*Riker*
Obudził mnie zapach naleśników. Czyli Ala już wstała, bo Brendon nie umie gotować. Podniosłem się i rozejrzałem dookoła. Nie myliłem się. Dziewczyny już nie było. Poszedłem do łazienki. Ujrzałem tabletki i ubrania na zmianę tak jak prosiłem. Wykonałem poranną toaletę i zszedłem na dół. Zobaczyłem Brendona i Alę jedzących.
-Dzień dobry Panie śpiochu.- uśmiechnęła się do mnie ślicznie dziewczyna.
-Dzień dobry.- odpowiedziałem jeszcze zaspany.- Zostały jeszcze jakieś naleśniki?
-W kuchni na blacie. Częstuj się stary.- odpowiedział Brendon cały czas jedząc.
Poszedłem do kuchni i wróciłem z talerzem pełnym przepysznych placków. Po skończonym posiłku postanowiliśmy się zbierać. Zabraliśmy swoje rzeczy. Zamówiłem taksówkę, a Ala wymieniała się numerami z Brenodnem.*15 min później*
Jesteśmy już w domu. Od razu zaatakowała nas moja mama. Kocham ją, ale czasem jest denerwująca. Zbyłem ją krótkimi odpowiedziami i zostawiłem z nią Alę. Sam poszedłem do swojego pokoju i rzuciłem się na łóżko. Myślałem nad tym jak wyjawić Ali moje uczucia. Nawet nie wiem kiedy usunąłem...***
Nowy rozdział
Nie obrażajcie się na mnie za żart xD
Do następnego