Rano obudziłam się przugnieciona przez Rikera. Próbowałam się wyswobodzić, ale za każdym moim ruchem, blondyn ściskał mnie coraz mocniej. Trzeba to załatwić inaczej.
-Riker, kochanie, czas wstawać. -szepnęłam mu do ucha.
-Jeszcze chwilę mamo.- zaczął mruczeć przez sen.
-Wstawaj.-szepnęłam jeszcze raz.
Nic. Trzeba to załatwić inaczej.
-Wstawaj. Pizza przyszła.-krzyknęłam.
On spadł z łóżka i od razu się rozbudził.
-Co? Jaka pizza? Gdzie?- zaczął się rozglądać.
-Już wiem co na Ciebie działa jak nie chcesz wstać.-zaczęłam chichotać.
-O tyy...-zaczął się do mnie zbliżać. - Tak nie będziemy się bawić.
I zaczął mnie łaskotać. Głośno się śmiałam, co było moim błędem, bo usłyszeli to moi rodzice i od razu tu przybiegli.
-Co tu się dzieje?- zapytał mój tata.
Riker od razu wstał i chciał poprawić koszulkę, ale zapomniał, że jej nie ma. Zaczerwienił się. Od razu to zauważyłam i rzuciłam w niego ubraniem. On posłał mi spojrzenie 'dziękuję' i je ubrał.
-Ktoś mi to wytłumaczy?-ponowił pytanie tata.
-Nooo, booo - zaczęłam -Riker został na noc. Nie chciałam was już budzić, bo późno wróciliśmy i...
-No już spokojnie, ubierzcie się i zejdzie na śniadanie.- przerwała mi mama.
-Chodź kochanie, idziemy. - i wypchnęła mojego tatę z pokoju.
-No to przypał...-westchnęłam.
-Twój ojciec chce mnie zabić.- odrzekł.
-A mnie chyba wydziedziczyć. Dobra zbieraj się, mama nas obroni...chyba.- zaśmiałam się.
Blondyn odpowiedział tym samym.
Po 20 minutach piękni i pachnący zeszlismy na śniadanie. Rodzice już tam byli. Śniadanie również.
-Ale pięknie pachnie. -pochwalił Riker, punkt dla niego.
-Jajecznica. To moja specjalność, każdemu smakuje.-odpowiedziała moja mama.
Usiedliśmy przy stole. Ojciec dalej się nie odzywał. Śniadanie zjedliśmy w ciszy.
-Ja już się muszę zbierać.-rzekł Riker.
-Nareszcie.- burknął mój tata.
-ROBERT- krzyknęła moja mama, na co on tylko wywrócił oczami.
-Jesteś bardzo miłym chłopakiem, pasujecie do siebie.- uśmiechnęła się moja mama, po czym przytuliła chłopaka.
Rodzice poszli na górę, a ja odprowadziłam Rikera do drzwi.
-Masz być grzeczna na imprezie.-pogroził mi palcem.
-Dobrze, Ross mnie przypilnuje.-zaśmiałam się.
-I właśnie tego się boję.
-Przecież to twój brat, chyba mu ufasz.
-Jeżeli chodzi o dziewczyny to nie. Widzę jak na ciebie patrzy.
- Ale mi ufasz, prawda?-spojrzałam na niego.
-Oczywiście.-pocałował mnie.
-No to bądź spokojny i idź. Będę pisać.