lasek

1.3K 91 13
                                    

Było to wiele lat temu dlatego też wiele faktów czy wydarzeń z tamtych wakacji uleciało bezpowrotnie z mej pamięci. W końcu w dzieciństwie było się tak aktywnym, że nie sposób byłoby zapamiętać każdą rzecz jaką robiło się z przyjaciółmi. Nie wiem ile czasu spędziłem u babci, bawiąc się ze starszym o rok kuzynem i dziećmi z wioski ale czas płynął bardzo powoli i spokojnie. Żadnych obowiązków czy zakazów. Tylko zabawa, wygłupianie się i od czasu do czasu mecz w piłkę nożną albo siatkówkę. Nie można też zapomnieć o wieczornej telewizji do późnych godzin nocnych.

Pewnego razu, gdy kręciliśmy się z kuzynem bez celu po okolicy zwróciłem uwagę na mały lasek nieopodal. Znajdował się dosłownie kilkaset metrów od miejsc, w których zazwyczaj się bawiliśmy. Dla tutejszych dzieciaków oraz kuzyna, który też pochodził ze wsi, nie było to nic niezwykłego. Ale dla mnie, mieszczucha, las był czymś cholernie ciekawym. Namówiłem ciotecznego brata do pójścia tam. Zgodził się dość niechętnie, wiedziałem, że ma cykora. Nie należał do najodważniejszych. Im bliżej lasu byliśmy tym bardziej poddenerwowany się wydawał a gdy go o to zapytałem, nie szczędząc sobie złośliwych docinków i wrednego uśmiechu, dowiedziałem się tylko, że starsi pilnują żeby dzieciaki nie kręciły się w pobliżu tego miejsca. Szczególnie pewna starsza pani posiadająca małe poletko ziemi tuż przy linii drzew. Po chwili namysłu stwierdziłem, że to pewnie dlatego, że las do kogoś należy a nikt nie chce żeby smarkacze buszowały na jego terenie.

Weszliśmy do lasku. Lasek to właściwa nazwa. Był bardzo niewielki, w kilkanaście minut można było przejść z jednego jego końca na drugi, tak też nazywali go miejscowi. Nic szczególnego, zwyczajny grąd, z niewielkim strumykiem płynącym mniej więcej przez jego środek.
Nic nie robiąc sobie z czującego się nieswojo kuzyna ruszyłem śmiało by nieco pozwiedzać. Znaleźliśmy bardzo ciekawe drzewo. Ciekawe pod tym względem, że dało bardzo łatwo się na nie wejść a jego gałęzie opadały nisko ku ziemi tworząc coś jak szałas. Wspięliśmy się na nie i zaczęliśmy gawędzić. Z czasem kuzyn się rozluźnił i przestał być zdenerwowany.
Zrobiliśmy rundkę po całym lasku. Za jego południowym krańcem znajdowały się obszerne pola pszenicy, za wschodnim, działki gdzie często chadzaliśmy wcinać wiśnie, maliny czy poziomki.

Do lasu chodziliśmy coraz częściej, sami albo z innymi dzieciakami. Próbowałem się od nich dowiedzieć czegoś więcej o zakazie chodzenia tam jednak nic nie wiedzieli. Mówili tylko, że mamy/babcie zakazują im tam chodzić. Byliśmy smarkaczami więc nie zaprzątaliśmy sobie tym więcej głowy. Mieliśmy swoją 'bazę' na znalezionym wcześniej drzewie, do tego byliśmy dumni, że chodzimy tam gdzie inne dzieciaki się boją.

Któregoś razu, po obejrzeniu filmu Predator postanowiliśmy się w niego zabawić. Oczywiście, co z uśmiechem wspominam, była to zwykła, najzwyklejsza zabawa w chowanego jednak ruszając wyobraźnią każdy wcielał się w rolę żołnierza, chowającego się przez Predatorem, czyli szukającym. Przy losowaniu kto pierwszy szuka, ku mojemu rozczarowaniu wypadło na mnie. Ze zrezygnowaną miną stanąłem na malutkim, udeptanym nasypie tamującym strumyk i zacząłem liczyć. Nie pamiętam do ilu. Wiem jednak, że po chwili zachciało mi się sikać i postanowiłem, że gdy tylko podleję jakiś krzaczek pójdę szukać kumpli i kuzyna.

Nucąc sobie coś pod nosem, zapinając rozporek zacząłem myć dłonie w wodzie ze strumyka. Wtem usłyszałem, że ktoś za mną woła mnie po imieniu. Był to bardzo dziwny głos. Brzmiał znajomo, wydawało mi się, że doskonale go znam jak i osobę, która mnie woła. Był jak nieco głośniejszy, konspiracyjny szept. Obróciłem się, jednak nikogo nie zauważyłem. Zakląłem coś pod nosem sądząc, że to ktoś ze znajomych robi sobie ze mnie jaja.
Wpierw ruszyłem ku 'naszemu' drzewu licząc na to, że znalazł się choć jeden naiwniak, który tam się ukrył. Nikogo nie znalazłem więc skierowałem się na ścieżkę prowadzącą do jednego z wyjść z lasku. Kilkanaście kroków dalej kątem oka dostrzegłem w zaroślach mężczyznę. Do tej pory nie wiem jak rozpoznałem płeć i takie szczegóły wyglądu jak smoliście czarne włosy i tegoż samego koloru broda. Facet był wysoki i blady, miał na sobie zwykłą, niebieską koszulkę. Serce stanęło mi w gardle. Przecież tu nie wolno chodzić! A co jeśli to właściciel tego lasu? Cofnąłem się najciszej jak tylko byłem w stanie i puściłem się pędem przed siebie. Zatrzymałem się dopiero gdy przeskoczyłem strumyk w miejscu gdzie wcześniej miałem odliczać. Odsapnąłem chwilę i uspokoiłem się. Nie mogłem w końcu pozwolić kumplom czekać prawda? Predator w końcu ich dorwie! Ruszyłem w przeciwnym kierunku do tego, z którego uciekłem przed tajemniczym mężczyzną.

Szedłem cicho i ostrożnie, jak prawdziwy drapieżca. Nasłuchiwałem i rozglądałem się do koła by wypatrzyć jedną ze swoich 'ofiar'. Wtem z lewej doszedł mnie po raz kolejny ten sam szept. Znów ktoś wołał mnie po imieniu! Stanąłem ogłupiały i wbiłem spojrzenie w tamto miejsce. Nic... Same zarośla. Ani żywej duszy prócz wielkiego pająka budującego sieć. Serce znów zaczynało mi walić jak młotem a oddech stał się szybszy. Szybkim krokiem ruszyłem przed siebie. Chciałem jak najszybciej znaleźć znajomych i uciec z tego lasku, który zaczynał mnie przerażać. W jakiś krzakach znalazłem pierwszego 'żołnierza'. Zapytałem czy to on mnie wołał, przy strumieniu i później. Odpowiedź była przecząca. Każdy kolejny znaleziony odpowiadał tak samo. Wszyscy ukryli się gdzieś i czekali w napięciu na to czy ich znajdę czy nie. Wspomniałem o tajemniczym facecie z brodą. Okazało się, że widziało go oprócz mnie jeszcze kilka osób. Ale to było niemożliwe. Z ich opowieści wynikało, że każdy z nich widział go w czasie gdy ja odliczałem a oni szukali kryjówek w różnych częściach lasku. Krew odpłynęła mi z twarzy a źrenice niesamowicie się poszerzyły. Reszta też wyglądała na przerażoną. Wybiegliśmy z lasu, wpadając na działki...

Reszta dnia przebiegła normalnie, jak to dzieci, szybko zajęliśmy się czymś innym i zapomnieliśmy o dziwnych wydarzeniach podczas zabawy w Predatora. Wszystko uderzyło nas wieczorem, po zmroku, kiedy wróciliśmy do domów. Siedzieliśmy z kuzynem i oglądaliśmy telewizor jednak każdy z nas zastanawiał się o co tak naprawdę chodziło w tym wszystkim.
Zauważyła to babcia robiąca nam kolację. Zapytała co się stało, że jesteśmy tak cicho i wyglądamy jakbyśmy coś nabroili. Kuzyn nie chciał się odezwać. Ja opowiedziałem, że byliśmy w lasku i podczas zabawy widzieliśmy jakiegoś faceta. W dodatku było słychać tam jakieś dziwne szepty.
Babcia pokręciła tylko głową i spojrzała na nas ze smutkiem w swoich ciemnych oczach.
- Przecież mówiłam wam żebyście się tam nie kręcili. Po tym lasku coś łazi...
Spojrzeliśmy po sobie z kuzynem. „Co?” zapytaliśmy chórem.
- Rok temu powiesił się tam facet. Pewnie on.

horrorek na wieczorek v.2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz