ciszej...

1.3K 94 28
                                    

Z końcem zimy, będąc na studiach, postanowiliśmy razem z grupką znajomych zorganizować sobie kilkudniowy wypad w nieznane. Chcąc odpocząć trochę od nauki i codzienności miasta zdecydowaliśmy się na wyjazd w góry, cisza i świeże powietrze dobrze by nam wszystkim zrobiło. Kolega, który wpadł na ten pomysł zaczął rozglądać się za jakimś ciekawym miejscem do wypoczynku. Zaledwie po pół godziny szukania, udało mu się znaleźć domek letniskowy w wyjątkowo ładnej okolicy z pięknymi widokami, a do tego w bardzo przyzwoitej cenie wynajmu. Zaraz po zajęciach spotkaliśmy się pod uczelnią, a on opowiedział nam o jego znalezisku. Wszyscy byli za! Szybko omówiliśmy szczegóły naszego trip'a, a ponieważ był piątek, spontanicznie ustaliliśmy datę naszej wycieczki na dzień dzisiejszy o godzinie 16-tej. Długo się nie zastanawiając każdy popędził do swojego domu, aby spakować wszystkie potrzebne graty.

Ustaliliśmy, że pojedziemy autem Mike'a, więc byłem w ustalonym miejscu kilka minut przed czasem. Pogoda dopisywała. Chcąc się na poczekaniu rozluźnić rozpaliłem jointa i zauważyłem nadchodzącą Nicole.
- Co tam palisz Steve? - zapytała puszczając mi oczko.
- Domyśl się - powiedziałem z uśmiechem.
- Ile to już minęło od ostatniego razu? - pyta, odwzajemniając uśmiech.
- Za długo - odparłem, podając jej jointa.
Paląc trawkę wspominaliśmy wiele wspólnie spędzonych miłych, ale i żenujących sytuacji śmiejąc się przy tym do łez.
- Z czego się głupio śmiejecie?! - krzyczy Andrew wybiegając zza rogu.
- Z Ciebie! - zażartowałem.
- Zostało coś dla mnie? - pyta Andrew podchodząc i węsząc nosem.
- A pewnie, masz, pal - mówię, podając skręta.
Nim się obejrzeliśmy przyjechał Mike razem z Alice - jak zawsze punktualnie.
- Pakujcie się! - krzyczy Mike.
- Już, już - mówi Andrew łapczywie dopalając resztkę jointa.
Wziąłem bagaże i udałem się je zapakować, prosząc Mike'a żeby otworzył mi bagażnik. Drzwi się otworzyły, a na mnie wyskoczył... owczarek niemiecki z zamiarem wylizania mi twarzy...
- Czeeeeść byku! - mówię, głaszcząc psa - Nie mówiłeś, że weźmiesz Alexa, Mike.
- Wiesz, że nigdzie się nie bez niego nie ruszam - odparł z ogromną empatią.

Po chwili byliśmy w drodze. Atmosfera panująca w aucie była wprost nie do opisania, trzy godziny drogi zleciały jak z płatka wśród żartów, śmiechów i dobrego towarzystwa. Nareszcie, dotarliśmy na miejsce kilka minut po godzinie 19-tej.
- Tu jest obłędnie! - oznajmiła Alice.
- Ujdzie... - powiedział Andrew.
- Ciesz się, że Mike znalazł to miejsce - powiedziała Nicole wywracając oczami.
- Właśnie, nie narzekaj - dodałem podtrzymując zdanie Nicole.

Skierowaliśmy nasze kroki do domku. Znajdował się na brzegu lasu, dość obszernego i nieco nietypowego jak na mój gust. Nawet Alex'owi się chyba nie spodobał, bo strasznie ujadał w jego stronę, ale może zauważył tam tylko jakieś zwierzę. Las zdawał się mieć w sobie coś dziwnego, niepokojącego, ale przyjechaliśmy tu po to, aby odpocząć, więc nie oceniałem ani nie wybrzydzałem.
- Ale chata! - krzyknął Mike.
- Na co czekamy? Ładujmy się! - powiedziała Nicole.
Alice wyciągnęła klucze z torebki i pierwsza poleciała do drzwi. Po otwarciu drzwi, dziewczyny wbiegły na "zwiad" naszego tymczasowego lokum. Jak zawsze targanie bagaży przypadło nam, facetom. Dom w środku wyglądał jeszcze lepiej niż na zewnątrz - czysty i zadbany. Każde z nas szybko się rozgościło, nawet Andrew przestał krytykować, gdy tylko dostrzegł w salonie plazmę i oczywiście barek. Była godzina 21 jak wszyscy się rozpakowali i do końca zadomowili. Zasiedliśmy w salonie, żeby porozmawiać przy whisky znalezionej w barku. Po około dwóch godzinach, Mike i Alice poszli do swojego pokoju mówiąc, że są zmęczeni i idą się położyć. Andrew zasnął na fotelu godzinę wcześniej... Razem z Nicole rozmawialiśmy jeszcze kilka minut. Rozmowa miło się kleiła, a że zawsze nas do siebie nawzajem ciągnęło to i my poszliśmy się razem położyć.

Tamtej nocy miałem wyjątkowo dziwny sen. Śniło mi się, że obudziłem się w nocy w naszym domku letniskowym, ale był zupełnie inny niż wcześniej. Panował w nim totalny bałagan. Wszystkie meble spróchniały, a pleśń zdawała się pochłaniać wszystko na moich oczach, tak jakby żyła własnym życiem. Nie brakowało tam wszelkiego rodzaju robactwa. Powietrze było strasznie ciężkie, przez co oddychanie było prawie niemożliwe, a każdy oddech sprawiał mi ogromny ból głowy, a zarazem w płucach. Zapach tam panujący był nie do zniesienia, nie byłem w stanie go porównać do niczego znajomego, przyprawiał mnie o wymioty. Do tego wszystkiego czułem czyjąś obecność w domu. Postanowiłem obudzić Nicole, która leżała obok mnie.
- Nicole, śpisz? - szepnąłem.
- Śpisz? - zapytałem ponownie.
Tak, spała w najlepsze. Nie chcąc jej budzić musiałem sam przejść się po domu (czułem nagłą i nie odpartą potrzebę zrobienia tego). Wstając usłyszałem czyjś głos:
- Steeeve...
Na początku pomyślałem, że to znowu Andrew gada przez sen jak to miał w zwyczaju. Poszedłem na dół (do salonu) sprawdzić czy się nie mylę, w dalszym ciągu nie mogłem się pozbyć tego dziwnego odczucia czyjejś obecności. O dziwo pleśń i robactwo po którym boso chodziłem wcale mi nie przeszkadzały. Po wejściu do salonu tylko utrwaliłem się w tym co podejrzewałem - Andrew spał jak zabity. Wtedy znowu usłyszałem jak ktoś mnie woła. Obróciłem się w stronę schodów na piętro, a na nich siedział chłopiec blady jak ściana. Jego źrenice były zupełnie czarne, a kości wystawały spod skóry. Miał na sobie tylko krótkie spodenki. Siedział i patrzył na mnie.
- Co tu robisz? - zapytałem chłopca.
Milczał.
- Jak tu wszedłeś? - zapytałem ponownie.
- Ciszej - odparł, po czym wstał i pobiegł na górę, do mojego pokoju.
- Czekaj! - krzyknąłem i pobiegłem za nim.
W pokoju nigdzie go nie było, zajrzałem nawet pod łóżko i do szafy, rozpłynął się. Położyłem się i chciałem znowu spróbować obudzić Nicole.
-Nicole - powiedziałem, szturchając ją w plecy.
Dalej nic. Obróciłem ją więc ku sobie. Moim oczom ukazała powykręcana i gnijąca twarz Nicole...

horrorek na wieczorek v.2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz