7 {Po ekstazie}

1.3K 138 2
                                    

Kate

Weekend się skończył, a ja obudziłam się ze snu. Co znaczyło, że trzeba było znaleźć prace, żeby opłacić mieszkanie. Mogłabym mieszkać u matki, ale zdecydowanie nie chciałam tego robić. Tata płacił za moje studia i to już było wystarczająco dużo.

A Luke? Następnego dnia zdałam sobie sprawę, że nie wymieniliśmy się numerami telefonów. Nie mam nawet pojęcia jak ma na nazwisko, czy gdzie i co studiuje. Pochłonęły mnie uczucia, a może popłynęłam z falą.

Jedyne czego byłam pewna to tego, że życie dawało mi małe znaki. Szlam ulicami Bostonu gdy nagle usłyszałam jedną piosenkę. Wystarczyły pierwsze słowa 'fallingforyou', żebym weszła do tamtej restauracji. Gdy zobaczyłam scenę dla zespołów czy do karaoke, wiedziałam, że to tutaj mogłabym pracować.

– Szukacie może kelnerki? – koleś w moim wieku lub nieco starszy uśmiecha się do mnie.

– Cześć, jestem Gus – patrzy na mnie – od tego normalni ludzie zaczynają.

– Przepraszam, jestem Kate – wyciągam do niego rękę, a on przeskakuje przez bar i dopiero wtedy ją przyjmuje.

– Co ci się u nas podoba, Kate? – rozglądam się dookoła. Muszę przyznać, że zaczęłam od sceny.

Podoba mi się tu. Jest klimat, który daje trochę intymności, ale jednocześnie zachęca do zabawy. Przygaszone światło w różnych kolorach, czarne, błyszczące blaty.

– Muzyka na żywo? – kiwa głową.

– Nie potrzebuje kelnerki, ale jeśli umiesz gotować mogę przyjść cię na kuchnie – chce tu pracować, zawsze lubiłam gotować.

– Kiedy mogę zacząć? – pytam chyba zbyt podekscytowana.

– Żeby dostać tę prace, musisz zaśpiewać coś na scenie – Gus chyba myślał, że zamierzam się zawahać, ale ja zamiast tego od razu wskoczyłam na scenę.

– Dawaj co masz, Gus – podciąga rękawy w swojej bluzce, odsłaniając wytatuowane przedramiona.

Wracam do domu bardziej szczęśliwa niż rano. Z każdym dniem co raz bardziej kocham Boston.

– Jak minął ci dzień, Sydney? – klepie ją po głowie.

Cholera, ścięła włosy? Nagle osoba, którą dotknęłam podskakuje na kanapie. A chwile później patrzę na moją nagą przyjaciółkę, która wchodzi do pokoju z dwoma kieliszkami.

– Kate! – kieliszki prawie wypadają jej z rąk.

– Nigdy więcej! – wybucham śmiechem i biegnę do swojego pokoju.

Chciałabym opowiedzieć o tym Lukowi, ale nie mam z nim żadnego kontaktu.

Luke

Kurwa. Jakim trzeba być idiotą, żeby nie wziąć numeru telefonu? Pierwszy raz chciałem go wziąć i co? Potem zdałem sobie sprawę, że nie mam pojęcia jaki jest numer jej mieszkania, a nawet nie wiem, na którym piętrze.

Spędziłem z nią półtora dnia, nie widziałem jej od czterech, a dalej nie chciała wylecieć mi z głowy.

– Koleś, zaraz wracam do szkoły, a ty tu siedzisz i smęcisz – wszyscy zgadzają się z Ashem – Nie jesteś idiotą, znajdziesz ją.

– To tylko dobry seks i ładna buzia – dodatkowo wzruszam ramionami.

– Mało przekonująco – zduszam telefon w dłoni z głupią nadzieją, że jakimś cudem mnie znajdzie.

– Rusz się – zostaje zepchnięty z kanapy na dywan – Luckey się zakochał! Luckey! – pokazuje im środkowy palec i wychodzę stamtąd.

Kate

Pierwszy dzień w pracy na kuchni nie był już tak niesamowity jak sam lokal. Śmierdziałam smażoną cebulą i tanim mięsem. Potrzebowałam kąpieli. Mam nadzieje, że Sydney ma te niesamowite kulki relaksacyjne.

Jednak nie jest mi dane dojść do domu, bo ktoś dopada mnie na schodach, a może to ja kogoś dopadam?

Potykam się o przeszkodę, która okazuje się, że jest dwumetrowym kolesiem, który właśnie budzi się ze snu.

– Luke? – unosi głowę, żeby spojrzeć mi w oczy.

– Kate! – podnosi się jak poparzony – Cholera – nim zdążę sobie naprawdę uświadomić, że tu jest, moje usta już są przyciśnięte do jego.

– Smakujesz mięsem – rumienie się – Karzesz mi tu czekać gdy zajadasz się mięsem? – chichocze jak głupia.

– Byłam w pracy, przepraszam – opiera swoje czoło o moje.

– Jak mogłem nie wziąć od ciebie numeru? Albo nie pamiętać gdzie dokładnie mieszkasz? – zaplatam ręce wokół jego szyi.

– Masz problem z numerkami? – kręci głową.

– Mam coś dla ciebie, Kitty Kat – dopiero teraz zauważam kwiaty na schodach – Lubisz róże?

Wręcza mi bukiet kwiatów, a ja od razu zaciągam się ich zapachem.

– Są piękne – staje na palcach, żeby dotknąć jego ust – Dlaczego? – szepcze.

– Czekam tutaj cały dzień z nadzieją, że wpadnę, na któraś z was.

– Chodź, pokaże ci gdzie mieszkam – łapie go za rękę i ciągnę do mieszkania.

– Numer 27, okej, teraz jeszcze numer telefonu – wpisuje mu się do telefonu, a potem idę po wazon do kwiatów.

Kwiaty bez okazji. Dostałam kwiaty od kolesia, z którym zamierzałam tylko zaliczyć numerek...

– Lubię róże – mówię gdy wracam do salonu.

– Chciałem się odezwać wcześniej, ale...

– Tylko dlatego dostałam te piękne kwiaty? – ponownie zaciągam się ich zapachem – Jesteś zbyt banalny – w końcu łapie mnie w talii i wciąga na swoje kolana.

– Dobrze, Kate, będziesz dostawać codziennie kwiaty – prycham.

– Obiecanki cacanki – pochyla się do moich ust – Wysłanie tu kuriera, plus gotowy bilecik to żadne kwiaty.

– Za kogo ty mnie masz, co? – siadam na nim okrakiem.

– Chyba już nieco zapomniałam... – z warkotem rzuca się na moje usta.

Kwiaty, on, seks.

Dokładnie w takiej kolejności.

– Kate – pochylam się do jego ust.

– Luke - łapie mnie mocniej – Dziękuje – Za kwiaty, ale najbardziej za to, że się zjawiłeś.

reticence • HemmingsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz