(6)

1.8K 153 80
                                    

Error

Tamtej nocy nie mogłem ani przez chwilę zmrużyć oka.

Przez cały czas myślałem o Ink'u i o tym co się wczoraj stało.

Nie długo potem zgłodniałem i postanowiłem ponownie odwiedzić bar Grillby'ego.

Wybrałem AU, w którym rzadko przebywałem.

Po zjedzeniu śniadania, szybko wyszedłem.

Miałem już otwierać portal, gdy nagle wyczułem czyjąś obecność.

Nie byłem pewny czy to nie aby przypadkiem moja psychika płatała mi figle, ale po chwili moje wątpliwości zostały rozwiane.

Obróciłem się o sto osiemdziesiąt stopni, a wtem ujrzałem znajomy wyraz twarzy.

Uśmieszek, który mu nigdy z jego lica nie zniknął, wydawał się być tym razem nieco bardziej przyjazny.

Postać podeszła do mnie bliżej i oparła się plecami o najbliższy pień drzewa.

- Znowu się spotykamy, czyż nie? - Wyszczerzył zęby w uśmiechu. Za każdym razem, kiedy się do mnie zbliżał, przechodziły mnie ciarki po plecach.

- Dust, czyż nie? - Spytałem, mierząc go wzrokiem.

- Och, więc jednak mnie znasz, hę? - Przyglądał mi się, zaintrygowany.

- Z tego co wiem to nie posiadasz zdolności podróżowania między... - Machnął ręką i przerwał mi w połowie zdania.

- Kogo to obchodzi. Przyszedłem tu specjalnie, żeby cię rozweselić! Bo widzisz, chciałbym ci coś pokazać. Jestem pewny, że poprawi ci to humor. - Skrzywiłem się, słysząc jego słowa. Zastanawiałem się czy, aby na pewno nie pomyliłem go z kimś innym. W końcu mówiłem tu o Dust'cie. Jednym z tych nie zbyt przyjaznych Sans'ów, a on właśnie wyszedł z inicjatywą, żeby mnie podnieść na duchu? Coś mi tu ewidentnie nie grało.

- Wiesz... z chęcią bym się zgodził, ale muszę zrobić to i owo. - Podrapałem się w tył czaszki, próbując wymyślić skuteczną wymówkę.

- To zajmie chwilkę. - Złapał mnie za rękaw bluzy i przeteleportował, nim zdążyłbym zrobić jakikolwiek unik.

Wylądowałem na ziemi, głęboko westchnąłem i zwinnie odsunąłem się od kościotrupa.

Pojawiliśmy się na polance, kilka kilometrów od lasu.

Było tam... dość... ponuro.

Mógłbym przysiądz, że wybrałem pacyfistyczną linię czasu. Jednak obraz, który ukazał się moim oczom, w pełni tego nie odzwierciedlał.

Trawa była sucha i spalona, gałęzie drzew połamane, a większość z nich leżała porozrzucana na glebie.

Na ziemi można było dostrzec kilkanaście dziur oraz pęknięć od blasterów.

To miejsce wyglądało tak, jakby ktoś stoczył tutaj porządną walkę.

I tak też prawdopodobnie się stało, gdyż parę metrów dalej dostrzegłem, przywiązane do pnia drzew niewinne osoby.

Grube sznury skrępowały od prawej małego królika, kogoś przypominającego psa oraz dwójkę innych potworów.

Cała czwórka szarpała się i krzyczała. Twarze mieli zalane łzami, a ciało pokaleczone od uwierających lin.

Na ten widok poczułem jak ścisnęło mnie w żołądku.

Zdziwiłem się. Po całej wczorajszej akcji, w dalszym ciągu byłem w stanie poczuć do kogoś empatie.

Ink x Error || Ku zmianie losu ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz