(11)

2.3K 173 306
                                    


Zanim przejdziecie do czytania mojego rozdziału, to chciałam wam powiedzieć, że jest mi smutno, a zarazem jestem rozczarowana.
Gdyż człowiek się stara i poświęca na coś bardzo dużo czasu i próbuję sprawić, aby jego opowiadanie było jak najlepsze, każdy rozdział był dopracowany, nawet jeżeli są jakieś błędy, a mimo to, przyjdzie, przeczyta sobie pierwszy lepszy ktoś, a później używa pewnych rzeczy w swoim opowiadaniu, bo czemu by nie.
Tylko, że to już nie jego pomysł, a autorki/a, od którego to ściągnął.
A często nawet taki człowiek się wypiera i uważa, że on sam wszystko wymyślał i niczym się nie wzorował. 
Cóż, nie zanudzam już, miłego czytania.

Error

Podniosłem głowę i  na jednej z mocniejszych gałęzi drzew ujrzałem znajomą sylwetkę.

Szkielet siedział na kończynie rośliny i wymachiwał na przemian nogami, które swobodnie mu zwisały.

Na głowie miał założony kaptur i opierając głowę o korę, uśmiechał się, patrząc na nas.

- Och, Error. Ty się nigdy niczego nie nauczysz, nieprawdaż? - Zeskoczył na dół, a pod jego stopami ugięła się trawa i wydobył się odgłos uderzenia.

Cofnąłem się kawałek z Inkiem i obaj uważnie go obserwowaliśmy.

- O czym ty w ogóle mówisz? - Skrzywiłem się. Miałem wrażenie, że nie przyszedł tu tylko na przyjacielską pogawędkę.

Raczej miał złe zamiary.

Zupełnie się go tutaj nie spodziewałem, czego mógł ode mnie chcieć?

Może po prostu liczył na kolejne polowanie?

- Jeżeli znów chcesz pójść się poznęcać to droga wolna. - Skrzyżowałem ręce, wzdychając.

- Ale beze mnie. - Dodałem, przeszywając go wzrokiem.

Poszerzył uśmiech w odpowiedzi i parsknął.

- Tak jak myślałem. Ink już zdążył ci namieszać w głowie. - Ink? A co on miał do tego? A więc chciał czegoś od niego?

Gdy się było wyczerpanym to z trudem przychodziło skupienie, a już tym bardziej logiczne myślenie.

Ten kościotrup należał do osób nieprzewidywalnych, dlatego postanowiłem trzymać gardę tak długo, aż całkowicie nie opadnę z sił.

- Error, cofnij się. - Stanął przede mnie tęczowy kościotrup, zasłaniając mi pole widzenia.

Wychyliłem się w jego stronę i warknąłem mu do ucha.

- Czy ty mnie próbujesz bronić? Bo coś słabo ci to wychodzi, skoro przez ciebie nie widzę nic przed sobą, oprócz twojego tyłka! - Wyszczerzyłem zęby w złości, a on odwrócił się przez ramię i odparł z powagą.

- Nie możesz już walczyć, więc zostaw to mi. - Szybkim ruchem wyciągnął swój pędzel i stanął w rozkroku, bacznie obserwując Murder Sansa.

Ink x Error || Ku zmianie losu ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz