Gdy tylko wchodzi do domu i widzi w jakim jestem stanie, kładzie mi ręce na ramionach i patrząc prosto w oczy, zaczyna głęboko oddychać zachęcając mnie od tego samego.
- Wdech... - mówi. - i wydech. - "wdech... i wydech" powtarzam w myślach. Stoimy i oddychamy razem, powoli się uspokajam, ale zastanawia mnie jedno: dlaczego przyszedł? skąd wiedział, że będzie mi potrzebny akurat teraz?
-Przypomniał mi się zeszłoroczny sierpień. - mam wrażenie, że zna moje myśli. Możliwe też, że na twarzy widnieje mi jeden wielki znak zapytania. Spoglądam w lustro na ścianie, nie, jednak musi być telepatą.
- No wiesz, wtedy jak twoja mama... dzisiaj jest rocznica... - w mojej głowie zaczynają kłębić się myśli. Większość z nich to wspomnienia. Najgorsze jakie do tej pory mam. Zaczynam sobie coś uświadamiać.
- Który dzisiaj jest? - pytam raczej retorycznie, bo jestem już prawie pewna, że to...
- Dwudziesty pierwszy sierpnia. - patrzy się na mnie, jakby nie mógł uwierzyć, że zapomniałam, ale tak właśnie się stało. Ja nie pamiętałam, ale moje ciało najwidoczniej tak. Pamiętało, jak równo trzysta sześćdziesiąt pięć dni temu wróciłam do domu, a pierwszą rzeczą, jaką zobaczyłam, było ciało mojej matki, leżące w kałuży krwi. Tak, próbowała się zabić. Tak, była wtedy najważniejszą osobą w moim życiu. Przypomina mi się, że krzyczałam, że czułam słony smak na języku. Potem był już tylko jęk syren, trzaskanie drzwiami i czerwona woda w wiadrze. Dopóki starczało nam pieniędzy, chodziliśmy z tatą na terapię. Dzięki niej nauczyłam się panować nad sobą na tyle, że potrafiłam zasnąć w nocy i funkcjonować w miarę normalnie. Czy on coś z niej wyniósł? Chyba tylko to, że po co rozpamiętywać, skoro i tak przeżyła. Ich związek zawsze był popierdolony, a po tym wydarzeniu tylko się pogorszyło. Dorian był też na kilku wizytach, chciał wiedzieć, jak reagować, kiedy stracę panowanie nad sobą i nadal to pamięta. Pamięta nawet, że to dzisiaj powinien ktoś ze mną być. Jak bardzo bym tego nie chciała, jestem mu teraz cholernie wdzięczna. I jakbym bardzo tego nie chciała, osuwam się oparta plecami o ścianę, Dorian zaczyna migać, a wkrótce zupełnie znika.
"Kurwa mać" - to ostatnie słowa, które słyszę, zanim odlatuję zupełnie do krainy błogiego odrętwienia.
***
Nie wiem, ile czasu mięło odkąd zemdlałam. Podejrzewam, że całkiem sporo, ponieważ pierwszą rzeczą, którą widzę po przebudzeniu jest on śpiący tuż przede mną oparty o ścianę. Zawsze lubiłam patrzeć się na niego, gdy spał. Wydaje się wtedy taki spokojny i niewinny, a gdy panuje kompletna cisza, można usłyszeć jak lekko świszcze oddychając. Teraz też słyszę ten dźwięk. Ściemniło się, jego twarz oświetla tylko zimnożółte światło ulicznej latarni, wygląda to zupełnie nierealnie. Przyglądam się, jak jego klatka piersiowa rytmicznie opada i się podnosi, sama, nieświadomie, dopasowuję swój oddech do jego. I tkwimy tak w bezruchu, uśmiecham się do siebie ironicznie, uświadamiając sobie, że właściwie zamieniliśmy się rolami.
W pewnym momencie mój żołądek przypomina sobie, że nie znalazło się w nim dzisiaj nic oprócz resztki jogurtu i zaczyna jęczeć jak kot w czasie rui. Podnoszę się więc powoli i idę do kuchni w celu skonsumowania zdecydowanie późnego obiadu. Patrzę na zegarek stojący na lodówce. Jest 22:37. Dokładnie o 22:50 odlewam makaron i mieszam go z sosem ze słoika. Szczerze mówiąc, wygląda, jakby ktoś go już kiedyś zjadł, ale pachnie nie najgorzej. Niosąc sztućce na stół, upuszczam widelec i modlę się, aby nie obudziło to Doriana. Oczywiście Bóg już od dawna ma mnie w swojej niebiańskiej dupie i Dorian pojawia się po chwili w kuchni z mieszaniną zdziwienia, troski i niewyspania na twarzy. Stoi chwilę w miejscu, usiłując pobudzić mózg do ponownej pracy.
- Ile spałem? - najwyraźniej impulsy w neuronach odnalazły właściwą drogę.
- A ile ja spałam? - prychamy w tym samym momencie i mimo, że siedzę do niego tyłem, czuję jak świdruje mnie wzrokiem.
- Chcesz, żebym z tobą został? - odwracam się do niego. Patrzy się mi prosto w oczy, pocierając w niepewności kark. Jego źrenice rozszerzają się, jakby chciały dać mi znać, że mam powiedzieć "Tak".
- Nie - spuszcza wzrok i obserwuje kłębek kurzu miotający się pod wpływem przeciągu. - ale możesz zjeść ze mną makaron.
- Nie wygląda najlepiej. - zdobywa się na uśmiech, wiem, że rozczarowała go ta odpowiedź, ale musi zrozumieć, że tak będzie lepiej, że mimo uczucia, którym nadal go darzę, wolę się z niego wyleczyć, niż żyć złudną nadzieją.
- Niewiele lepiej smakuje.
