Nie musiałam nawet nastawiać budzika. Wstałam równo o ósmej. Kiedy przetarłam oczy, odsłoniłam firanki. Chciałam ujrzeć nowy dzień. Niekoniecznie to co zobaczyłam, wywołało u mnie euforię. Bynajmniej. Ulice pokryte były stopionym prawie w całości śniegiem, a z gęstych chmur padał deszcz, który odbijał się od podłoża. Czy tylko ja uważam, że w sobotę zawsze powinna być ładna pogoda? Założyłam kapcie, wtuliłam się w szlafrok i poszłam do łazienki. Włosy związałam w niedbałą kitkę. Umyłam twarz i spojrzałam w lustro. Było o wiele lepiej niż wczoraj. Sińce pod oczami jakby wydały się bledsze. Moja skóra nabrała koloru, a oczy błyszczały od czasu do czasu. Żeby powrócić do normy brakowało jeszcze szerokiego uśmiechu. Jednak do celu dochodzi się powoli. Krok po kroku, prawda?
Zeszłam na dół by zrobić sobie śniadanie. Kiedy smarowałam chleb dżemem, coś spadło z hukiem. Podskoczyłam do góry ze strachu.
- Hej, siorka. - powiedział i zebrał resztki kubka, który stłukł. - Wyglądasz gorzej niż zwykle. - zmierzył mnie od włosów, po stopy. Skrzywił się w wymowny sposób.
- Masz z tym jakiś problem?
- Nie, skąd. - odpowiedział trochę zbyt miło. - Po prostu jestem ciekawy co się stało.
- Jakby Cię to interesowało. - odburknęłam. Mój brat spojrzał na mnie , jakby zobaczył moją postać pierwszy raz w życiu. Potem zaśmiał się pod nosem i ukradł moją kanapkę z dżemem.
- W zamian za troskę. - powiedział, odgryzając kawałek. Oddalił się do swojego pokoju. Wzięłam głęboki wdech, a następnie powoli wypuszczałam powietrze z płuc. Czasami wolałabym nie mieć rodzeństwa.
*
Wsiadłam do auta, Alan złożył delikatny pocałunek na moim policzku.
- Hej, Am. - powiedział, patrząc mi w oczy bez mrugnięcia.
- Hej, Al. - powiedziałam, uśmiechając się. Jego widok sprawiał, że coś we mnie odżywało. Jakbym znowu miała sześć lat i pierwszy raz jechała na rowerze. - Gdzie mnie dzisiaj zabierasz? - chłopak zastanowił się chwile, odrywając ode mnie wzrok.
- Niespodzianka. - powiedział w końcu i odpalił silnik. Jechaliśmy długą, polną drogą, poza centrum Londynu. Dawno nie wyjeżdżałam z miasta. Ostatnio nie miałam na nic czasu. Byłam zajęta Dylanem, szkołą, Austinem i.. mamą. W mojej rodzinie od dawna dzieje się coś złego. Jak miałam 5 lat, tata nas zostawił. Niby to nic wielkiego, dzieje się tak w co drugim związku. Mimo wszystko zabolało, nawet bardzo. Nasz ojciec zawsze był inny. Uważałam go za dobrego człowieka, dopóki nie pobił mamy. Dopóki nie zobaczyliśmy jej z podbitym okiem, płaczącą w łazience. Prawie nas wtedy zalała, zapomniała, że odkręciła wodę w umywalce. Jason nakrzyczał na ojca, będąc jeszcze małym dzieckiem i kazał mu się wynieść. Nasza rodzicielka zawsze była bardzo silna. Jednak jak każda kobieta miała swoje słabsze dni i wtedy potrzebowała mnie i Jasona. Wtedy leżałyśmy razem w sypialni i oglądałyśmy filmy typu ,,Pamiętnik", wypłakując nasze wszystkie troski i zmartwienia. Praktycznie nigdy nie rozmawiałyśmy o tym co się stało. Ostatnimi czasy bardzo się od siebie oddaliłyśmy. Ona zaczęła pić, a ja zajęłam się szkołą. Jason zaczął imprezować. Tak właśnie z idealne rodziny, staliśmy się tym, czym teraz jesteśmy. Zagubieni.
- Wszystko dobrze? - zapytał Alan, kładąc swoją rękę na moje kolano. Przeszedł mnie dreszcz i ocknęłam się z moich myśli. Uśmiechnęłam się blado i potrząsnęłam włosami.
- Wręcz idealnie. - ścisnęłam jego dłoń. Jechaliśmy jakieś dobre pół godziny, mijaliśmy ludzi stojących na przystankach, domki, bary i sklepy. Obrzeża Londynu w żadnym calu nie przypominają centrum. Wystarczy tylko trochę się oddalić i czujesz się jak w zupełnie innej rzeczywistości. Gdy Alan zatrzymał samochód, znajdowaliśmy się na małym, zielonym wzgórzu. Popatrzyłam na niego pytająco, a on skinął głowa. Prawie wybiegłam z samochodu i zaczerpnęłam świeżego powietrza. Zaczęłam zataczać koła, wyobrażając sobie, że mam na sobie balową sukienkę, a wzgórze to parkiet. Tańczyłam walca z wyimaginowanym partnerem. Chłopak patrzył na mnie, opierając się o maskę samochodu. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej i uśmiechał się szeroko. Ta chwila mogłaby trwać wiecznie, ale on na to nie pozwolił. Chciał by było jeszcze lepiej. Wyciągnął z bagażnika radio i włożył do niego kasetę. Puścił jeden z największych klasyków dawnych potańcówek. Podszedł do mnie w rytm muzyki.
- Mogę prosić do tańca? - zapytał. Zdziwiona złapałam za jego wyciągnięta dłoń i pozwoliłam by mnie prowadził. Jedną ręką trzymał mnie w pasie, a drugą splótł z moją. Przyciągnął mnie bliżej siebie, między nami nie było przestrzeni.
- Dylan nigdy ze mną nie tańczył.
- Ale ja nie jestem Dylan. - odpowiedział i pochylił mnie, obracając powoli. Pozwolił by moje włosy dotykały mokrej trawy. Następnie szybko mnie do siebie przycisnął, moje udo zatrzymało się na jego biodrze. Nasze oddechy mieszały się w powietrzu. Był tak blisko. Wszystko zdawało się zgrywać z naszymi ciałami, które kołysane przez wiatr oddawały się błogiej egzystencji. Jego usta wreszcie odnalazły moje, zatrzymaliśmy się w miejscu. Oddaliśmy się pocałunkom.
Gdy słońce zbliżało się ku zachodowi, Alan dokończył ostatnią kanapkę, która przygotował na nasz piknik. Chłopak bardzo się postarał. Przyrządził mini koreczki, kanapeczki, krakersy z dipami i wino, którego w gruncie rzeczy nie powinnam pić, ale lampka białego wina jeszcze nikomu nie zaszkodziła.. no, uznajmy. Stuknęliśmy się kieliszkami i powoli dokończyliśmy ich zawartość. Alan pił wodę, w końcu był kierowcą. Chłopak złapał za moją rękę i pomógł mi wstać.
- Chcę Ci coś pokazać. - zaprowadził mnie nad krawędź urwiska. Z góry było widać małą wioskę, której światła teraz pięknie migotały. Nad domami rozciągała się lekka mgła, która dodawała klimatu. Cały ten obraz był tajemniczy, niezastąpiony. Popatrzyłam na Alana ukosem i pocałowałam go w policzek. Zauważyłam zaskoczenie na jego twarzy. Ucieszyłam się, rzadko okazywał uczucia. Oparłam głowę na jego ramieniu. Staliśmy tak, wpatrzeni w cudowny widok. Ramię w ramię. Mogłabym rzecz, że czas się zatrzymał.

CZYTASZ
"gratias agimus tibi"
Short Story"- Nie chcę być już więcej w Twoim cieniu, rozumiesz? To cholernie męczące. - To po prostu mnie wyprzedź(...)"