9.Intellectus

37 0 0
                                    

Ja: Dylan.. Dylan proszę odbierz ode mnie. Wszystko Ci wyjaśnię. Dylan!

kilka godzin wcześniej

Siedziałam w kuchni wertując kartki mojego notesu. Było mi tak głupio. Chłopak wiedział o mnie prawie wszystko. Znał moje sekrety, wiedział, że mam problemy rodzinne. Nawet nie mogłam udawać, że jest wszystko dobrze. On by nie uwierzył. Popijałam powoli herbatę jaką dla mnie zrobił. Malinowa z syropem piernikowym. Rozsmakowałam się w gorącym napoju. Nie zauważyłam kiedy wszedł.
- Chcesz może coś jeszcze? - zapytał trzymając się na dystans. Po tym jak przytuliłam go w piwnicy, zachowywał się dziwnie. Wystraszyłam go? Przecząco pokręciłam głową. Kubek parzył w ręce, ale nie przeszkadzało mi to.
- Alan.. ja. - próbowałam znaleźć odpowiednie słowa, ale wciąż byłam w lekkim szoku. - Przepraszam za to co zrobiłam na dole. Zwyczajnie nie mogłam patrzeć jak tak się denerwujesz z mojego powodu. Tak naprawdę nie zrobiłeś nic złego..
- Amelio, kiedy zobaczyłem, że to - wskazał na mój zeszyt. - zawiera prywatne odczucia, od razu przestałem czytać. - podszedł bliżej, usiadł na krześle obok i złapał mnie za ręce. Dreszcz, który przeszedł moje ciało był dosyć przyjemny. - Nie przepraszaj. Gdyby nie Ty, pewnie nadal bym no... bym się trząsł. - nie spojrzał mi w oczy. Byłam pewna, że wstydził się swoich uczuć. Nie wiedziałam dlaczego, ale tak jak on wcześniej, przeniosłam jego wzrok na siebie. Uśmiechnęłam się delikatnie. On odpowiedział, tym samym, ale po chwili posmutniał.
- Nie rób tak.
- Dlaczego?
- Bo gdy tak robisz wyglądasz ślicznie. - powiedział. Musiał zauważyć jak tymi słowami na mnie zadziałał. - A Ty masz kogoś, więc zapewne wolałabyś, żeby ktoś Ci nie mówił jak piękna jesteś. - podsycał ogień, który we mnie płonął. Dobrze wiedział, że z Dylanem nie układa mi się od pewnego czasu. On to wiedział, musiał. Ścisnął mocno moją dłoń. Chciał, żebym to ja wykonała pierwszy krok. Patrzyliśmy sobie w oczy, bez przerwy. Próbowałam w krótkim czasie podsumować wszystkie za i przeciw. Nie było na to czasu, po prostu go pocałowałam.

kilka godzin później

Ja: Dylan, odbierz ode mnie. To nieporozumienie. Nie żartuj. Wszystko da się wyjaśnić, po prostu daj mi ostatnią szansę.

Dylan: Amelia to koniec. Nie dzwoń do mnie.

*
To co zrobiłam zadziwiło go bardziej, niż przypuszczałam. Gdy nasze usta połączyły się w jedno, Alan lekko się spiął. Zdenerwowałam się. Bałam się, że zaraz ucieknie jak spłoszone zwierzę. Jednak gdy zauważył, że się nie odsunęłam, że się nie waham, stał się
pewniejszy ode mnie. Sądziłam, że będzie to zwykłe, niewinne muśnięcie warg. Chłopak założył kosmyk włosów za moje ucho, który podczas pocałunków, spadł mi na czoło. Oplotłam swoje ręce wokół jego szyi. Wstaliśmy. Nie odrywaliśmy od siebie ust. Alan złapał mnie w talii i lekko uniósł w górę. Byłam zbyt niska by dosięgnąć do niego. Oparliśmy się o blat, między nami nie było nawet centymetra przerwy. Rozczochrałam lekko jego włosy. Przygryzł moją wargę, najwyraźniej mu się to spodobało, więc nie przestawałam. Przez chwilę istnieliśmy tylko my, kuchnia i kubek parującej herbaty.
Minęła godzina.
Siedzieliśmy w jego pokoju, delektując się ciszą. Było zimno, więc moje ciało przeszedł dreszcz. Chłopak najwyraźniej to zauważył.
- Zimno Ci? - zapytał i nie czekając na odpowiedź, zdjął swoją bluzę i podał mi ją. - Weź, obiecuje.. nie śmierdzi. - parsknąłem cichym śmiechem i wgramoliłam się w jego wielką i ciepłą bluzę. Alan otoczył mnie ramieniem. Wdychałam jego zapach. Mogłabym tak leżeć bez końca.
Mój telefon zaczął wibrować. Cholera. Ktoś dzwonił. Podbiegłam do mojej kurtki, wiszącej na oparciu krzesła i spojrzałam na wyświetlacz. Dylan. Cholera, cholera, cholera. Zapomniałam, że się z nim umówiłam. Zgarnęłam swoją torbę, Alan patrzył na mnie jak na wariatkę. Ubierając buty w pośpiechu, rzuciłam szybkie "pa!" chłopakowi i bez żadnych wyjaśnień wyszłam z domu. Kurtkę trzymałam w ręku, padało, nie miałam czasu jej założyć. Pobiegłam na przystanek. Autobus akurat podjechał. Bogu dzięki. W momencie, w którym wsiadłam mój telefon zadrżał raz jeszcze.
- Halo? - odebrałam.
- Gdzie Ty jesteś? Byliśmy umówieni pół godziny temu.
- Tak wiem. - wytarłam deszcz, który spływał z włosów na twarz. - Już jadę. Będę za chwilkę. - nie czekając na odpowiedź, rozłączyłam się.

Wbiegłam do kawiarni. Wyglądałam jak zmoczony kurczak. Woda kapała ze mnie jak z rynny. Panicznym wzrokiem szukałam chłopaka. Kiedy wreszcie go dojrzałam, uśmiechnęłam się i podeszłam.
- Hej. - chciałam go pocałować, ale miał taką minę, że zrezygnowałam. Wpatrywał się we mnie jakby widział mnie po raz pierwszy. Jego wzrok zatrzymał się na bluzie. Cholera.
- Żartujesz sobie ze mnie? - zapytał Dylan z ironicznym uśmiechem. Wskazał palcem na mój brzuch. - Czyja ta szmata? - nie odpowiedziałam. Patrzyłam w podłogę. Nie miałam siły kłamać. - Dobra, wiesz co? Nie odpowiadaj. Po prostu mu współczuje. Szkoda, że nie mogłem go ostrzec. - wyminął mnie, ale zanim odszedł, złapał mnie za ramię i dopowiedział. - Jesteś żałosna.
Stałam na środku kawiarni. Czułam wzrok ludzi, którzy w spokoju dopijali napoje. Dylan odszedł. Tak po prostu.

Aut. Dziękuję każdemu kto dotarł tak daleko. Przepraszam za wszystkie błędy gramatyczne, językowe czy rzeczowe. Widzimy się w części 10!

"gratias agimus tibi"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz