Røzdział 7

628 71 5
                                    

Niedziela

Nie byłam na imprezie The Penetrators. Już zaczynałam się szykować, kiedy zauważyłam w szafie kilka koszulek, jedną koszulę i czapkę Jonasa. Uświadomiłam sobie, że już nigdy rano nie sięgnie po żadną z tych rzeczy. Całą sobotę szwendałam się po domu w jednej z jego koszulek. Tyle mam z nim wspomnień. Sama myśl o nich doprowadza mnie do jakiejś depresji. Na szczęście dziś wstałam z pozytywną myślą. Nie mogę się zamartwiać. Widocznie miałam w gwiazdach zapisane rozstanie z nim. Byłam dziś na regeneracyjnym spacerze. Dotleniłam się, a teraz robię sobie coś do jedzenia. Odkładam solniczkę, kiedy słyszę dźwięk dzwonka do drzwi. Otwieram. Widzę Isaka.

- Cześć. Co tu robisz? - uśmiecham się, jednak chłopak jest poważny.

- Przyszedłem po rzeczy Jonasa. Mówił o jakiejś czapce czy coś. - spuszczam ramiona.

- Nie mógł przyjść sam? - chłopak podchodzi bliżej i szepcze.

- Czeka na zewnątrz.

Spoglądam za blondyna i widzę bordową czapkę Jonasa znak krzaków. Biegnę do mojego pokoju, biorę wszystkie rzeczy Jonasa i wracam. Isak wyciąga ręce, ale go ignoruje. Staje przed Jonasem. Wkładam mu ubrania w ręce.

- Nie mogłeś przyjść sam?

- Nie chciałem cię widzieć. - zabolało. Mam łzy w oczach.

- Przepraszam. Jonas przepraszam. Nie musisz mi wybaczać, ale pogódźmy się.

- Może kiedyś. - mówi i razem z Isakiem zostawiają mnie samą na chodniku.

Poniedziałek

Nie spałam całą noc, a teraz dosłownie konam siedząc sama na historii. Vilde jest chora, a Noora usiadła wcześniej z Sofią. W sumie to dobrze. Nie mam na nic ochoty. Nie chce mi się nawet otworzyć ust, by cokolwiek powiedzieć. Nie mam na nic siły. Patrzę na tablicę i staram się nie zasnąć. Jedyne co chce to usłyszeć dzwonek, który oznajmi, że kończę lekcje i będę mogła się udać do krainy morfeusza. Przez tę nieprzespaną noc doszłam do jednego wniosku. Jonas nie chce mieć ze mną nic wspólnego, więc ja się odsunę. Po prostu o nim zapomnę. Mimo mojego wyczerpania i niecierpliwości szybko doczekuje się dzwonku. Szybko opuszczam szkołę. Dziś jest wyjątkowo zimno. A do domu niezbyt blisko. Moje zmęczenie wybiera autobus. Dziś szczęście w miarę mi dopisuje. Kilka minut po opuszczeniu szkoły siedzę w ciepłym pojeździe. Skupiam wzrok na przemijającym miejskim krajobrazie Oslo.
Zdezorientowana otwieram oczy. Rozglądam się. Jestem sama w autobusie. Patrzę na stojącego przede mną kierowcę.

- To jest ostatni przystanek panienko.

Szybko zrywam się z miejsca i opuszczam pojazd. Robi się ciemno, nie wiem gdzie jestem, nigdy tu nie byłam i zaczynam się bać. Przez chwilę mam pustkę w głowie. Jednak szybko mnie oświeca. Wyciągam telefon i wybieram numer Noora. Słyszę dziewięć sygnałów i pocztę głosową. Nie poddaje się i powtarzam tę czynność trzy razy. Wciąż nie odbiera. Zaczynam się stresować. Patrzę się w telefon. Vilde jest chora, więc nie miałaby mi jak pomóc. Wątpię, żeby Sana dzień przed trudnym testem z biologii odeszła od biurka. Szybko wybieram numer do Chris. Odbiera po dwóch sygnałach.

- Możesz przyjechać po mnie z rodzicami? - pytam dziewczyny. Ma przyjaznych rodziców, więc myślę, że nie będzie większego problemu.

- A mogę sam? - zamiast głosu Chris słyszę męski głos. Szybko spoglądam na ekran telefonu. Widzę napis ''Chris!''. Przykładam telefon z powrotem do ucha. - Halo? Eva? Gdzie mam podjechać?

- Znaczy... nie chce cię kłopotać. Zadzwonię do Chris.

- Daj spokój. Żaden problem.

- Skąd ja mam twój numer?

- Wykorzystałem sytuacje kiedy poszłaś po pieniądze. A kiedy usłyszałem, że idziesz spanikowałem i gwałtownym ruchem zwaliłem kubek z blatu. - cicho się śmieje. - To gdzie mam podjechać?

Rozglądam się, by zauważyć coś co powie mi gdzie jestem. Zauważam nazwę ulicy i szybko podaje chłopakowi.
Kilka minut później widzę jak postać wysportowanego chłopaka zbliża się do mnie. Na jego widok uśmiecham się, podobnie jak on ma mój. Przytula mnie przelotnie.

- Jesteś strasznie zimna.

- Tak jak zawsze.

Informuje mnie o samochodzie, który jest na parkingu kilka przecznic dalej. W sumie lepiej być nie mogło. Bardzo się cieszę na kolejny spacer z Chrisem. Opowiadam mu jak się tu znalazłam. Oczywiście nie obyło się bez ze śmiania ze mnie.

- Czemu nie spałaś w nocy?

- Odwiedził mnie wczoraj Jonas. Powiedział mi coś nie miłego. - patrzy pytająco. - Wszystko mi wyjaśnił. I okazało się, że nic mi nie zrobił. Miało być dobrze, ale dowiedział się, że się cało...

- Mam nadzieje, że on nie pomyślał, że my moglibyśmy coś ze sobą...

- Och... - może on nie, ale ja...

- Nie myśl tak jak teraz pomyślałaś. Powiedziałem to co powiedziałem, bo wiem, że nic między nami by nie było. Nie byłoby ponieważ nie zasługuje na taką dziewczynę jak ty. Jestem typem, który zalicza i porzuca. Który się nie przywiązuje, który nic do nikogo nie czuje. A ty zasługujesz na kogoś kto będzie z tobą i dla ciebie.

Nic nie mówię. Nawet nie wiem co powiedzieć. Nie jestem obrażona, ani nic podobnego, przecież powiedział prawdę. Jedynie jestem trochę zawiedziona. Ale na co ty liczyłaś dziewczyno? To Chris Schistad największy fuckboy jakiego znasz. Chłopak wzdycha. Robię to samo. W ciszy docieramy do samochodu Chrisa. Wyciągam rękę, ale wyprzeda mnie i otwiera mi drzwi. Staje nadmiernie wyprostowany jak lokaj.

- Może i jestem dupkiem, ale umiem się czasami zachować. - dygam i chichocząc wsiadam do samochodu. Chwilę później jesteśmy w drodze. Mniej więcej z połowie drogi chłopak sięga prawą ręką pod siedzenie. Uśmiecha się krzywo i kładzie mi pudełko na kolanach. Zerkam na niego. Ponagla mnie, żebym otworzyła białe tekturowe pudełko. Nie pozostaje mi nic innego jak zrobić to.

- Może być? - śmieje się patrząc na kubek w moim ręku. Kiwam głową na tak. - Cieszy mnie to.

Na zdjęciu Hermi od tyłu 💖

•RUN• |Eva+Chis| Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz