- Może się po prostu zabij?
- Nie – odparł Akaashi, zaciskając dłonie na krawędzi stołu. By choć przez chwilę się nie trzęsły, ulegając zgubnym wpływom kilku dni najwyższego napięcia. Wówczas gdy rozluźniała się jego kontrola. – To moja szansa. Nie zmarnuję jej. Nie po raz drugi.
x
- Keiji – wymieniając to imię, z lekkością sprzed lat, które jakby nie minęły, Bokuto równocześnie uśmiechnął się niepewnie.
Potrafił określić, czy to żart, czy nie.
Może nie widział Akaashiego szmat czasu. Może mimika tego osobnika w gruncie rzeczy insynuowała wieczną powagę. Ale Koutarou czuł, że jeszcze nie myli się w odczytywaniu intencji bruneta – ten był teraz zupełnie, wybiórczo poważny.
Nie zmieniało to faktu, iż Bokuto miał ochotę zaśmiać się nerwowo. Może to przeszłoby szybko, gdyby odnalazł jakieś odpowiednie słowa, które mógłby wypowiedzieć.
Delikatnie odmówić, ażeby nie rozkrwawić raz już zadanych ran.
Tymczasem nie mógł obrócić sytuacji w niewinny żart. Ani zgodzić się – tym bardziej przecież n i e m ó g ł.
- Jesteś pewien, że tego chcesz? – spytał cicho, jakby w szepcie ukrywając się przed światem ze swoimi winami. Przeszłymi i przyszłymi.
Keiji odpowiedział po chwili. Prawdopodobnie po chwili zastanawiania się, jaka odpowiedź najlepiej spełni obecne wymagania.
Bądź też po chwili przekonywania samego siebie, że wcale nadal się nie waha i że czas na ponowne przemyślenie całokształtu sytuacji byłby najrozsądniejszą rzeczą pod słońcem.
Ale Bokuto powiedział, iż dobrze mu przy Akaashim. Oraz nie odmówił. To było dość, by złapać się jak ostatniego tchnienia.
- Nie pytałbym, gdybym nie był – odparł młodszy mężczyzna prostolinijnie. Wzruszył następnie barkami, czując opór każdego mięśnia w sztywności ciała.
Oszalała krew huczała mu pod czerepem. Tym niemniej pozory, którymi się maskował, udając spokój, nie mogły teraz opaść. Nie teraz, gdy Koutarou przyglądał mu się czujnie, widocznie próbując rozszyfrować sytuację.
I czując ulgę przychodzącą z wrażeniem, że Keiji jest spokojny.
Bokuto to w pewnym stopniu dziwiło. Spodziewałby się, że zbliżenie się do Akaashiego raz jeszcze w jakikolwiek sposób stanowi zagrożenie śmiertelne dla obu stron. Tym niemniej ten nie wyglądał, jak osoba, którą popielatowłosy znał przed laty, pełna miłości. Po rozstaniu zaś żalu i prawdopodobnie wielu innych, rozrywających emocji.
Obok ulgi, paradoksalnie, byłoby to trochę bolesne, jednakże... Akaashi chyba już o nim zapomniał, przynajmniej w kontekście emocjonalnym.
Doprawdy, nie spodziewał się. W zasadzie niczego, co się wydarzyło.
I co miało się wydarzyć.
- Seks bez zobowiązań, huh? – spytał cicho, zerkając w telefon, by odwrócić natłok myśli w innym kierunku aniżeli specyficzna sytuacja.
- Tak – odpowiedział Akaashi jeszcze ciszej, po następnym w sukcesji momencie wahania.
Nie, poprawił zdrowy rozsądek. Nie, wcale nie.