Historia kochała się powtarzać.
Rozstając się z Bokuto, Akaashi nie przestał wierzyć w to, że jeszcze się zakocha. Nie przypuszczał jednak, że drugi raz w tej samej osobie.
x
Bał się. Szczerze i dogłębnie. Akaashi zmieniał się na jego oczach. W mgnieniu oka. W ułamku sekundy. Na dniach rozkwitał, odżywał, uśmiechał się inaczej - i patrzył inaczej. Na niego.
Bokuto się niepokoił.
x
- Keiji, chyba za dużo dla mnie robisz.
- Bez przesady. - Brunet uśmiechnął się submisywnie, dodatkowo zaraz wzruszył ramionami, niby luźno, choć mięśnie znów miał jakby sztywne.
- Nie - przerwał Koutarou, ostrzej, by samemu sobie nadać mocy przebicia. Ze strachu przed krzywdą. Bał się tego, co zobaczył, gdy zawaliła się zasłona pozorów. Lękał tego, co zobaczył w Akaashim - i co Akaashi zobaczył w nim. Choć nie wiedział jak, musiał uciec. Od krzywdy. Dwóch osób za jednym zamachem. Uciec. Natychmiast.
Nieważne. Wszystko nieważne. Po prostu się cofnąć.
W tej pozornie stoickiej postawie młodszego mężczyzn - jakimś sposobem, być może wspomagany tym długim czasem spędzonym wspólnie - wyczuwał pierwiastek zdruzgotania.
Milczał chwilę. Karcił się w myślach. Zbyt gwałtownie. Wolniej. Delikatnie.
- Widzisz - zaczął od nowa, czując już, że Keiji nie widzi. Nie zrobię mu tego... Nie mogę mu tego zrobić.