2

1.3K 59 4
                                    

Max nie odzywał się przez cały dzień. Martwię się o niego. Każda próba nawiązania z nim rozmowy, kończyła się fiaskiem. Odpuściłam za trzecim razem. Spokojna rozmowa nic nie dawała. Może powinnam wszcząć kłótnie? Wiem, będzie obrażony, no ale może czegoś się dowiem.
Ah... Sama nie wiem.
Poszłam do pokoju dziecinnego. Tam Max bawił się z bliźniakami. Weszłam do środka.
-Cześć mamo.- powiedział Alex
-Cześć skarbie. Ciocia Lucy kupiła lody. Lećcie szybko, zanim Sara wszystkie zje.- i już ich nie było
Max wstał i ruszył do drzwi. Zaszłam mu drogę. Zamknęłam drzwi i spojrzałam mu twardo w oczy.
-Tym razem nie uciekniesz.- warknęłam
-Nie chce teraz rozmawiać.- powiedział
-Czemu mi to robisz? Czemu mówisz z takim chłodem? Co zrobiłam?- jęknęłam
Max spojrzał na mnie i zacisnął usta. Odwrócił głowę i wyminął mnie.
Złapałam go za rękaw i odrzuciłam na drugi koniec pokoju. Uderzył o ścianę i osunął się na podłogę.
-Max! O co ci chodzi!? Co zrobiłam!? Ja już niczego nie rozumiem!- krzyknęłam
-Powiedziałem, że nie chce rozmawiać!- warknął
-Ale musisz! Nie wyjdziesz z tą, dopóki nie powiesz, czego jesteś na mnie obrażony!-
-Nie jestem!- wstał
-W ogóle! Zachowujesz się gorzej niż ja, kiedy jestem w ciąży!-
Zacisnął ręce w pięści i warknął. Cofnęłam się.
-Tak bardzo mnie znienawidziłeś!? Tak bardzo mną gardzisz!?-
-Nie o to chodzi!-
-A o co Max! Powiedz mi!-
-Chce mieć dzieci, Cenobio! A ty nie chcesz mi ich dać!- krzyknął
Spojrzałam na niego.
-Na prawdę Max?- szepnęłam i zaczęłam do niego podchodzić -Zależy ci na tym aż tak bardzo?-
-Tak.-
Podeszłam do niego.
-Max.- szepnęłam, kładąc mu rękę na policzku -Daj mi czas. Proszę.-
Spojrzał na mnie i pokręcił głową.
-Ta rozmowa nie ma sensu.- wyminął mnie
-Max.-
Wampirzym tempie podbiegłam do niego i zagrodziłam mu drogę.
-Jak mamy dojść do porozumienia, kiedy ty nie chcesz ze mną rozmawiać.- załamałam ręce
-Daj mi dziecko, Conobio. O nic więcej nie proszę.-
-Max. Nie rozumiesz.-
-Nie. To ty nie rozumiesz. Ja chce mieć dziecko.-
-Max! Ja się boje! Pojmij to wreszcie!-
-Nie. Nie rozumiem czego ty się boisz.-
-Max! Ty prawie nie zginąłeś, rodząc własne dziecko!-
Poczułam pieczenie policzka. Nie wiedziałam co się stało. Odrzuciło mi głowę w bok. Spojrzałam z przerażeniem na Maksa. Przez chwilę w jego oczach widać było furię, ale potem tylko przerażenie. Dotknęłam wargi i zobaczyłam na palcu krew.
-Tygrysku, ja...-
-Max.- jęknęłam z przerażeniem -Uderzyłeś mnie?-
-J-ja nie chciałem.-
Cofnęłam się o krok, potrząsnęłam głową i wybiegłam z pokoju.
-Kochanie! Poczekaj!-
Nie chciałam go słuchać. Chciałam zostać sama i to wszystko przemyśleć. biegłam na dół i ruszyłam do drzwi.
-Cenobio.- Lucy wyszła mi na przeciw -Dzieci właśnie...- umilkła, gdy na nią spojrzałam
Miałam czerwone policzki od łez. Może widać było jeszcze zaczerwienienie po uderzeniu Maksa.
-Cenobio, co się stało?- wyszeptała
Nawet się nie zatrzymałam. Nie zwolniłam. Przeszłam obok niej.
-Tygrysku! Przepraszam! Wybacz mi!- krzyczał Max zbiegając po schodach
-Co jej zrobiłeś!?- krzyknęła
Wyszłam na dwór. Gdy tylko poczułam wiosenny wiatr, muskający moją skórę zamknęłam oczy. Gdy je otworzyłam, byłam gdzieś na plaży. Błękitne fale obijały się o piaszczysty brzeg. W oddali widać było duże głazy.
Powłóczystym krokiem ruszyłam w ich stronę. Nadal łzy spływały mi po twarzy. Policzek nadal mnie piekł. Byłam roztrzęsiona. Nadal nie wierzyłam, że Max mnie uderzył. Weszłam na jeden z głazów i zeszłam z powrotem na piasek. Znalazłam miejsce między skałami. Siadłam tam. Nie było możliwości, żeby ktoś mnie zobaczył.
Schowałam głowę w dłoniach i zaczęłam płakać. Ze łzami wypływała ze mnie cała frustracja. Oddałam się rozpaczy. Nie potrafiłabym, nawet gdybym chciała, powstrzymać łez i szlochu.
Nagle usłyszałam cichy dzwonek mojego telefonu. Wzięłam go do ręki. Dzwonił Max. Widok jego imienia jeszcze bardziej wprowadził mnie w szloch.
Rozłączyłam się i wróciłam do użalania się nad sobą. Nie wierzyłam po prostu, że to się stało naprawdę.
-Halo! Jest tu ktoś!- usłyszałam niedaleki krzyk -Słyszałem płacz!-
Wytarłam szybko łzy i wstałam. Złapałam za telefon i postanowiłam uciekać. Odwróciłam się w stronę przeciwą do krzyków mężczyzny. Miałam już się wdrapywać.
-Proszę pani.- opuściłam ręce -Wszystko w porządku.-
-Tak.- odpowiedziałam spokojnym głosem
Nie odwracałam się, ale wiedziałam, że mężczyzna stoi teraz na jednym z głazów i że z niego zeskakuje.
-Na pewno? Pani chyba płakała.- jego głos niknął w dźwiękach fal morskich
-Nie. Wydawało się panu. Muszę już iść.-
Zauważyłam sporą dziurę między skałami i miałam ochotę uderzyć się po głowie za moją spostrzegawczość. Ruszyłam w jej stronę.
-Chwila.-
Złapał mnie za rękę i odwrócił w swoją stronę. Spojrzałam na niego. Wiedziałam, że już nie wyglądałam jak zapłakany potwór. Wampiryzm ma swoje zalety.
Jego oczy zaczęły błyszczeć. Patrzył na mnie długo.
Miał kruczoczarne włosy i szare oczy. Był wysoki i wyglądał na 19 lat. Wysoki, szczupły, umięśniony. Z dobrym stylem.
-Niech pan mnie puści.- powiedziałam
Zabrał swoją rękę otrząśnięty z amoku. Wiedziałam, że jak zobaczy moją twarz uzna mnie za najpiękniejszą istotę na ziemi i się przywali. Nie chce się chwalić. Po prostu tak jest za każdym razem.
Odwróciłam się i ruszyłam przed siebie.
-Ch-chwila!- krzyknął
Podbiegł i zaszedł mi drogę.
Podniosłam na niego wzrok. Byłam aż nadto świadoma dźwięku jego szybko bijącego serca i szumu jego krwi w żyłach.
-Płakałaś.- szepnął
-Nie. Wydaje ci się.- patrzyłam na niego pewnie
-Uciekłaś z domu?-
-Nie. Muszę już iść.- wyminęłam go
-Poczekaj.- złapał mnie za ramię -Ale jesteś smutna.-
Westchnęłam i przetarłam oczy.
-W związku z tym...- warknęłam zirytowana
-Czemu?-zapytał
-Mógłbyś się tym nie interesować?-
-Tak.-
-Więc żegnam.- wyrwałam się mu
-Porozmawiajmy chwilę. Może humor ci się poprawi?-
-Nie odpuścisz.- przetarłam czoło
-Nie.-
-Więc dobrze. Tylko kilka minut.- odwróciłam się w jego stronę
Uśmiechnął się szeroko i złapał mnie za rękę. Wydało mi się to niewłaściwe, ale było mi wszystko jedno. Zaczął mnie gdzieś prowadzić. Nie interesowało mnie gdzie. Chciałam jak najszybciej z nim skończyć i wrócić do użalania się nad sobą. Gdy po jakimś czasie podniosłam wzrok zobaczyłam mały domek przy plaży. Szliśmy w jego stronę. Weszliśmy na werandę. Chłopak otworzył drzwi i mnie wpuścił. Zdięłam buty i weszłam w głąb budynku. Za mną wszedł on. Słyszałam jak się rozbiera. Złapał mnie za łokieć i zaprowadził mnie do czegoś, co wyglądało na salon. Kazał mi usiąść na kanapie. Poszedł do kuchni, mówiąc, że przygotuje mi ziołowej herbaty. Słyszałam jak nerwowo krząta się po kuchni. Po kilku minutach przyniósł dwa parujące kubki. Postawił jeden przede mną.
-Jesteś głodna?-
I to jak, ale nie jedzenia, które masz na myśli.
-Nie.- powiedziałam
-Na pewno?-
-Na pewno.-
Usiadł na przeciwko mnie.
-Jak masz na imię?- zapytałam
Podwinęłam nogi pod brodę i spróbowałam ogrzać się herbatą.
-Jack.- odpowiedział
Napiłam się.
-Po co mnie tu przyprowadziłeś?- mruknęłam pod nosem
-Chciałem porozmawiać.- wzruszył ramionami
-No dobra. A teraz tak na serio. Po co mnie tu przyprowadziłeś?-
Patrzyłam na niego twardo.
-Mówię prawdę.-
W tej chwili zadzwonił mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz. Znów Max.
-Chłopak?- zapytał Jack
Rozłączyłam się.
-Nie.- włożyłam telefon do kieszeni i usłyszałam jak jego serce szybciej zabiło -Mój mąż.- sprostowałam
Dopiero po chwili się odezwał.
-Jak to?- szepnął
-Nie rozumiem.-
-Masz męża? Ale jesteś taka młoda.-
-Starsza niż ci się wydaje.- uśmiechnęłam się blado
-Co? To przez niego płakałaś? Co ci zrobił?- słyszałam wściekłość w jego głosie
-Nic poważnego.- odpowiedziałam wymijająco
-Nie płacze się z błahych powodów.-
Wstał i ruszył w moją stronę. Ukląkł przy mnie i złapał za moją dłoń.
-Co się stało?- spojrzał na mnie twardo
Poruszyłam ustami, bo chciałam powiedzieć, żeby się odwalił, ale ostatecznie zrezygnowałam.
-To nie ma znaczenia. To był jednorazowy błąd. Więcej się to nie powtórzy. A ja już mu wybaczyłam.- zacisnęłam mocniej kubek w dłoni, kiedy uświadomiłam sobie, że to prawda
-Żaden mężczyzna nie ma prawa sprawić, by jakakolwiek kobieta przez niego płakała.-
Uniosłam brwi do góry. Ze zdziwieniem patrzyłam w jego oczy. A telefon ponownie zawibrował. Miałam go wyjąć, ale Jack zatrzymał moją rękę.
-Niech najpierw zrozumie, jak wiele stracił.- powiedział -Nauczy się wychowania.- wstał i usiadł przy mnie -Powiem to wprost. Spodobałaś mi się i chyba się w tobie zakochałem od pierwszego wejrzenia. Wiem, że nie możemy być razem, ale chce, żebyśmy byli przyjaciółmi.-
W jego głosie było tyle pewności siebie, że od razu przykuł moją uwagę.
-To zły pomysł.- pokręciłam głową i spojrzałam na swoje palce
-Nie. Wręcz przeciwnie.- złapał za mój podbródek i skierował mój wzrok na siebie -Będziesz pisała do mnie, kiedy będzie cie coś gryźć. I przyjmę cię pod swój dach, po waszej kłótni. Będę twoją podporą.- uśmiechnął się
-Ja nie mogę dopuścić do następnych sprzeczek.- wyjąkałam -Ja mam 3 dzieci z nim. Nie mogę zniszczyć im dzieciństwa.-
-To jest tylko tak na wszelki wypadek.- szepnął
Wiedziałam, że zaraz będzie chciał mnie pocałować. Nie byłam do końca przygotowana, gdy nachylał się w moją stronę. Spontanicznie i odruchowo wysunęłam kły w obronie i syknęłam na niego, odskakując na drugi koniec pokoju.
Zakryłam usta, kiedy uświadomiłam sobie, co zrobiłam. Jack rozejrzał się oszołomiony po pokoju. Spojrzał na mnie. Stojącą w ciemnym kącie pokoju, gdzie światło zachodzącego słońca nie sięgało. Patrzył w moje, świecące, czerwone oczy.
-Co?- jęknął
Patrzyłam się w jego stronę z przerażeniem. Mój telefon zadzwonił. Rozpoznałam, że to Em, po dzwonku, który miałam inny od pozostałych. Nie spuszczając z niego oczu odebrałam telefon.
-Tygrysku, ja...- usłyszałam głos Maksa
-Daj mi Em.-
-Nie. Powiedz gdzie...-
-Daj mi Em!-
Po drugiej stronie zapadła głucha cisza. Potem jakieś szmery.
-Cenobio? Co się stało?- usłyszałam jej głos
-Przyjedź po mnie.-
-Ty jesteś...- powiedział Jack wstając
-Nie podchodź!- krzyknęłam
-Co się dzieje? Kto to?- odezwała się Em
-Przyjedź po mnie.-
-Gdzie jesteś.-
-Lato w 11.- odpowiedziałam
-Kto jest z tobą?- zapytała
-Nikt. Zaraz mu wykasuje pamięć.- powiedziałam
-Zaufam ci.-
Rozłączyła się. Odłożyłam telefon i ruszyłam w jego stronę.
-Jesteś wampirem.- powiedział
Doskoczyłam do niego i powaliłam na glebę. Miałam już się w niego wgryźć gdy:
-Czekaj! Nie! Nie chce zapomnieć!- krzyknął
Spojrzałam na niego. On złapał mnie za kark i przycisną mnie do swoich ust. Były miękkie i gorące. Mimo to i tak nie były takie jak Maksa. Wyrwałam się z jego objęć i wgryzłam w szyję. Wysłałam impulsy do jego mózgu i zaczęłam modyfikować jego wspomnienia. Cały czas zciskał moje włosy w jednej dłoni a w drugiej moje ubrania.
-Jak masz na imię?- wyszeptał ostatkami sił
Oderwałam się od niego i spojrzałam w jego szare, przymrużone oczy. Wiedziałam, że i tak go nie zapamięta.
-Cenobia.- powiedziałam
Zasnął. Zaniosłam go do jego pokoju i wyszłam na dwór. Poszłam z powrotem na plażę. W 1911 roku, przyjechałyśmy tu z Emily. To tu Em poznała Kristiana, a on za nią pojechał do Hiszpanii.
Już po chwili słyszałam krzyki przyjaciółki.
-Cenobia! Cenobia, cholero, gdzie jesteś! Kuźwa! Weszłam w gówno! Cenobia! Mam już dość! Wyłaź!-
Ruszyłam w jej stronę. Spotkałyśmy się.
-Tutaj jesteś.- rzuciła mi się na szyję -Wszystko w porządku?-
-Wzięłaś go ze sobą.- powiedziałam, gdy poczułam znajomy, dębowy zapach
-Uparł się. Na prawdę nie chciałam, ale wsiadł do samochodu i nie dał się wyrzucić. Przepraszam.-
-Nic się nie stało.- dopiero teraz też ją przytuliłam
Zapach stawał się coraz silniejszy.
-Czemu tak szybko przyjechaliście?- zapytałam
-Podejrzewałam, że będziesz gdzieś na którejś plaży. Lubisz wodę. Nie trudno było się domyślić.-
-Tygrysku!- usłyszałam głos Maksa
Em się ode mnie odsunęła
Max podbiegł do mnie i padł przede mną na kolana. Wtulił głowę w moje kolana i przytulił je.
-Wybacz mi, Tygrysku. Przepraszam.-
Spojrzałam na Em, a ona kiwnęła głową i ruszyła do samochodu.
-Wybacz mi. Nie wiem co we mnie wstąpiło. Przepraszam. Nie chciałem. Wybacz mi. Tygrysku. Proszę. Kochanie. Wiem, że popełniłem błąd. Przepraszam. Jesteś moją Księżniczką, Królową. Nie przeżyje bez ciebie. Przepraszam. Ja...-
-Max. Wstań.-
Spojrzał na mnie smutnymi oczami i staną przede mną. Ukradkiem zerkał na mnie.
-Czemu mnie uderzyłeś?- zapytałam spokojnie
-Bo... Kiedy ty powiedziałaś...- zaczął się nerwowo kręcić -Że to nie ja prawie nie zginąłem przez własne dziecko... Ja... To odebrałem... Że obwiniasz o to Alexa i Viktora... Zrozumiałem o co ci chodzi... Ale było już za późno... Przepraszam. Ja na prawdę nie chciałem. Ja... Nie wiem co się ze mną dzieje. Wybacz mi. Proszę.-
-Obiecaj mi, że już nigdy więcej nie podniesiesz na mnie ręki.- rozkazałam
-Nie popełnię już tego błędu.- szepnął
-Teraz ci wybaczę.-
Spojrzał na mnie z radością w oczach. Chciał do mnie podejść, ale od razu się cofną zakłopotany.
-Pocałuj mnie, durniu.- warknęłam
Uśmiechnął się i wpił w moje usta. Pieścił je delikatnie, ale namiętnie. Czasami ssał moją wargę innym razem ją przygryzał. Nasze języki tańczyły pożądliwym tańcem. Po chwili żyłam jego pocałunkiem. Tylko on był mi potrzebny.
Max odsunął się ode mnie, a mi została odebrana cała przyjemność tego dnia.
Max zmarszczył nos i zbliżył go do mojej szyi po czym się odsunął.
-Śmierdzisz innym facetem.- warknął, przysuwając mnie do siebie
-Siedziałam sama na plaży i mnie znalazł. Dał trochę herbaty, porozmawialiśmy chwilę i na tym się skończyło. No prawie, bo niechcący pokazałam mu kły, a on się przestraszył. Przynajmniej tak myślę i musiałam mu zmienić wspomnienia...- Max uciszył mnie pocałunkiem
-Dobrze. Spokojnie. Wierzę ci.- uśmiechnął się

Nie przestawaj mnie kochaćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz