JIMIN
– Taehyungie, gdzie mi uciekasz? – zapytałem oddalającego się blondyna, lecz moje słowa odbiły się echem od ścian szkolnego korytarza. Pobiegłem za chłopakiem, który nagle skręcił i zniknął za drzwiami klasy. Kiedy przeszedłem przez próg, znalazłem się w swoim domu, a raczej pokoju. Kim siedział na moim łóżku zwrócony twarzą do okna, którego widok obejmował cały ogród.
– Dlaczego nie ma cię tu ze mną? – zapytał ze smutkiem przepełniającym jego głos.
– Bo los ściągnął mnie gdzieś indziej.
– Żałuję, że z tobą zerwałem – szepnął, a po jego policzkach zaczęły spływać łzy.
Nie mogłem patrzeć na jego smutną twarzyczkę, dlatego usiadłem obok niego i objąłem go mocno.
– Nie martw się, Taehyungie. Yoongi się tobą zajmie. Nie ufasz mu?
– Po prostu tęsknie – pociągnął nosem. – Pocałujesz mnie ten ostatni raz?
– Czy to będzie dobre dla nas obojga? – zapytałem, gładząc jego mokry policzek.
– Nie mam zielonego pojęcia, Jiminnie.
Westchnąłem głęboko i zbliżyłem się do twarzy chłopaka. Nie minęła chwila, a poczułem na swoich ustach miękkie wargi, które nie przypominały tych należących do Taehyung'a, lecz mimo to odwzajemniłem pocałunek. Czułem, jak moje wnętrze powoli rozdziera się na pół. Osoba, którą niegdyś kochałem rozpłynęła się w powietrzu, a na jej miejscu pojawiła się drobniejsza i zdecydowanie niższa postać. Gdy ocknąłem się ze snu, zrozumiałem, że do moich ust przywierał nie kto inny jak Jungkook. W świetle księżyca dostrzegłem jego soczyste rumieńce.
Póki miał przymknięte powieki, starałem się kontynuować ten nieporadny pocałunek. Nie miałem pojęcia co we mnie wstąpiło. Z każdą chwilą było co raz lepiej... Chyba nadal śniłem. Gdy przygarnąłem chłopaka bliżej siebie, on nagle znieruchomiał, a co ważniejsze rozchylił powieki.
W ciągu jednej sekundy wyswobodził się jak oparzony z moich objęć i pobiegł na drugą stronę pokoju.
– Głupia Wrona – otarł usta, jakby czegoś się brzydził, a to przecież on zaczął, prawda. – Nawet gdy śpisz, jesteś wkurzający.
– Ale to ty byłeś w moim łóżku – przypomniałem mu, ale on nie dał sobie powiedzieć.
– Gdybym się w porę nie zorientował, pewnie byś mnie zgwałcił.
Jego klatka piersiowa falowała w dość szybkim tempie. Miał zmierzwione włosy i zapewne palący rumieniec. Myślał, że go nie widzę, ale światło księżyca nie było aż takie słabe, jak myślał. Czułem wewnątrz siebie pewne rozdarcie. Tam we śnie... Byłem blisko mojego byłego chłopaka. Nawet jeśli nie żywiłem już względem niego żadnych uczuć, on zamienił się w Jungkooka, który nie był marzeniem sennym, a najprawdziwszą rzeczywistością. Może ten chłopak posiadał wbrew sobie jakieś uczucia...
Teraz byłem w posiadaniu jego dwóch pierwszych pocałunków. Nadal czułem się z tego powodu źle.
– Przepraszam – westchnąłem. – Nie mam pojęcia skąd wziąłeś się w moim łóżku. Śnił mi się mój były chłopak i tam.
– Całowaliście się, tak? – wtrącił zmierzając w stronę szafy.
– Można tak powiedzieć – uśmiechnąłem się smutno. – Jak cię nie było, przygotowałem mleko dla Yuga. Zapomniałem Ci o tym powiedzieć. Jest na półce nad twoim łóżkiem – wskazałem skinieniem głowy.
Chłopak nie wypowiadając żadnego słowa, zawrócił i sięgnął po butelkę, po czym wrócił na kurs do legowiska małego wilka.
Może to ja go w jakiś sposób zaciągnąłem do siebie? W końcu lunatykowanie u mnie to chleb powszedni, a przynajmniej tak było w dzieciństwie. Tę kwestię musiałem jednak zostawić niewyjaśnioną. Kto wie, co Jungkook wymyśli, by tylko oczyścić się z zarzutów.
***
Kolejne tygodnie okazały się totalną porażką. Letnie słońce grzało niemiłosiernie, a ja musiałem trenować na polanie, razem z Jungkookiem, który nie dawał mi ani chwili wytchnienia, nabijając mi całe stado siniaków.
Gdy mieliśmy spotkania całej naszej grupy, chłopak nawet nie próbował być miły. Na każdym kroku wypominał mi moje błędy i szydził, gdy nadarzyła się okazja. Czy ten pocałunek aż tak na niego wpłynął? Ja sam nic nie czułem poza zmieszaniem. W końcu wtedy ledwo się znaliśmy. Teraz było trochę inaczej. Poznałem jego nawyki i zachowania, a także nauczyłem się z nim rozmawiać.
Widziałem w nim różnicę, gdy byliśmy sami. Przy innych mnie atakował. Kiedy był ze mną sam na sam, łagodniał nieco, ale nadal zachowywał swojego rodzaju dystans, a jak ja się z tym wszystkim czułem? Sam nie wiem. Lubiłem tego chłopaka takiego, jaki był. Nawet jeśli był na mnie zamknięty, kiedyś w końcu zacznie traktować mnie jak przyjaciela, chociaż w jego spojrzeniu było coś innego, niż u innych napotkanych tutaj ludzi. Nosił pewien ciężar, ale nie sprawiał on mu problemu. To nadawało jego oczom swoistą dorosłość, choć zachowywał się jak dzieciak.
Trenował mnie najlepiej, jak potrafił, nawet jeśli mówił, że nic dla niego nie znaczę i że jestem zwykłym śmieciem, którego gdyby mógł, to by się pozbył. Wydawał się warty zainteresowania.
Znów to samo... Często łapałem się na tym, że patrzyłem na tego chłopaka przez pryzmat własnych potrzeb. W końcu każdy potrzebuje odrobinę bliskości, jednak on trzymał mnie na dystans.
I jeszcze nauka. Fakt, dyrekcja, po sprawozdaniu Jungkooka przydzieliła mi łuk, jako główny atut, chociaż tylko raz trzymałem go w ręce.
– Łokieć wyżej – mruknął dyrektor Kwon. – Bardzo ładnie – pochwalił mnie, gdy poprawiłem swoją postawę. – Na moją komendę naciągniesz cięciwę i wypuścisz strzałę. Jeśli trafisz w środek, dostajesz z piątkę.
Jak dla mnie bułka z masłem, choć nie wiedziałem, czy dam radę, bo miałem trafić w tarczę oddaloną o siedemdziesiąt metrów. Gdy niski mężczyzna zapodał komendę, wykonałem polecenie i wystrzeliłem strzałę wprost do celu. Niestety nie trafiłem w dziesiątkę, a w dziewiątkę, na co dyrektor zareagował ledwo widocznym grymasem.
– Gdybyś wyczuł wiatr i bardziej skupił się na zaliczeniu, a nie na swoich myślach, może byś trafił z dziesiątkę. Tymczasem cztery. Przekaż Jungkookowi, że musicie zmienić wagę strzały. Muszą być odrobinę cięższe.
– Oczywiście – skinąłem głową, ściskając w prawej dłoni mój łuk, który sam sobie wybrałem. Spośród różnych i dziwnie rozbudowanych, wybrałem ten najprostszy i podobno najtrudniejszy w użytkowaniu. Dzięki określeniu rodzaju broni, jaką będę się posługiwał, nauka stała się o wiele łatwiejsza. W końcu szkolono mnie pod kątem łucznictwa, co z każdą chwilą podobało mi się coraz bardziej.
Ciekawe jak miewa się moja siostra, która podobno jest geniuszem, jak Jungkook w swojej szkole. A propos Jungkooka...
Chyba pójdę popatrzeć jak trenuje ze swoją kataną. Nie przepadał za widownią, ale przecież nie musi wiedzieć, że go obserwuje, prawda?
CZYTASZ
Elite Killers: jjk + pjm
FanfictionKorea Południowa nigdy nie była sądzona o brutalność tak, jak Korea Północna. Ukryta w jej cieniu pod maską wspaniałej kultury i tradycji, ciesząca się sławą, a jednak skrywa brudne i niewygodne tajemnice. W szkole, na południu kraju została założon...