Chapter 20

1.2K 206 74
                                    

JIMIN

Akcja, która rozwinęła się przed fortyfikacją nieprzyjaciela zakończyła się sukcesem. Nie było łatwo pozbawić kogoś życia, lecz dyrektor szkoły nauczył mnie jednego – zabij, albo zostań zabity. Jeśli nic bym nie zrobił, Jungkook zostałby odkryty i rozstrzelany. Lepiej zobaczyć umierających przeciwników, prawda?

– Byłeś niesamowity – powiedział Jungkook po kolacji, gdy usiedliśmy wygodnie na naszych śpiworach. Byliśmy oddaleni od reszty zaledwie kilka metrów, jednak i tak czułem te odrobinę prywatności.

Poza tym to ja miałem trzymać dzisiejszej nocy wartę. Nikt nie będzie zły, jak zobaczy, że nie miałem zamiaru zasnąć.

– Dziękuję – uśmiechałem się nieco zawstydzony. Nie często słyszy się komplementy z ust tego chłopaka.

– Dopiero w chwili, kiedy stałeś tam za drzewem zrozumiałem, jak bardzo cię kocham, wiesz? – powiedział cicho.

Spojrzałem na niego zaskoczony. Zupełnie nie spodziewałem się tych słów. Nie w tym momencie. Jungkook unikał mojego wzroku mimo swoich śmiałych słów. Dawno nie czułem tego dreszczyku zdenerwowania spowodowanego uczuciami drugiej osoby. Westchnąłem cicho, żeby opanować drżenie ciała, po czym na czworakach zbliżyłem się do chłopaka.

– Czyli w końcu zrozumiałeś? – zapytałem, zatrzymawszy się tuż przed chłopakiem.

– Coś w tym stylu – mruknął.

– Cieszę się.

Ucałowałem jego kartoflany nos. Co jak co, ale nie chciałem dać mu tej satysfakcji. Owszem, należał do mnie, ale czy musiałem go traktować jak rozpuszczonego paniczyka? Oczywiście, że nie.

– Tylko tyle? – oburzył się Jungkook. Z bliska wyglądał naprawdę uroczo.

– Oczekiwałeś czegoś innego? – zapytałem, usiadłszy naprzeciw niego ze skrzyżowanymi nogami.

– Nie – prychnął i odwrócił ode mnie wzrok z uniesiona głową. Zapewne na wznak, że był obrażony. Dlaczego jego uczucia były tak proste? A może to ja widziałem zbyt wiele w jego oczach?

– Jak nie, to nie – wzruszyłem ramionami. – Czy to nie pora na sen? Kto pełni dzisiejszą wartę?

– Ja – mruknął Jungkook. Skubany cały czas patrzył w bliżej nieokreślony punkt, byle uniknąć mojego spojrzenia.

– W takim razie zadbaj o nas. Ja muszę iść spać, bo... Będę miał dużo miejsca – uśmiechnąłem się z nadzieją, że jednak zawiesi na mnie wzrok, ale to chyba nie było możliwe do osiągnięcia, dlatego też jeszcze raz pochyliłem się w jego stronę i cmoknąłem go w usta. Nim się zorientował, podniosłem się i ruszyłem w stronę krzaków. Załatwienie swoich potrzeb przed snem to podstawa.

Kiedy odnalazłem ustronne miejsce, zrobiłem co należy, po czym się rozejrzałem. Nie żebym miał jakieś kompleksy, ale wydawało mi się, że ktoś mnie obserwował. Nie potrafiłem określić tego uczucia, które mną targnęło, gdy zapinałem rozporek. To było tak, jakby ktoś łypnął na mnie wzrokiem mrożącym krew w żyłach bardziej, niż spojrzenie wściekłego Jungkooka.

Chwilę stałem, próbując wypatrzeć potencjalnego wroga, ale nikogo takiego nie znalazłem, toteż wzruszyłem ramionami i zacząłem zmierzać z powrotem do obozowiska. Będę musiał jakoś wytłumaczyć Jungkookowi moje igraszki, bo jeszcze się obrazi, a tego bym nie chciał. Wolałbym pocałować go w dowolnej chwili bez narażenia swojego życia.

Uśmiech, który samoistnie pojawił się na mojej twarzy, zgasł, gdy stanął przede mną ktoś o zamaskowanej twarzy. Osobnik wyglądał, jakby ktoś owinął jego twarz atłasowym, czarnym szalem.

– Nie ruszaj się, a może przeżyjesz – zagroził mi kobiecy głos wydobywający się zza materiału. Uniosłem ręce w geście kapitulacji.

Jin miał rację. Śledzili mnie. Miałem ochotę przekląć się za swój okropny błąd. Jeśli czegoś nie zrobię, to wszyscy będą w niebezpieczeństwie. Napastniczka trzymała w ręce nóż sprężynowy. dokładnie taki sam, jak ten należący do Jungkooka. Bawił się nim dzisiaj...

A jeśli oni napadli na nasz obóz?

Mimo że stałem, mój oddech momentalnie przyspieszył. Jungkook nie pozwoliłby tak szybko się zabić, prawda? Gdyby musiał, obroniłby nas wszystkich. Tego byłem pewien, ale nawet mając tę pewność, moje myśli drażniło zwątpienie. Poza tym nie mogłem tak po prostu stać i czekać, aż zamaskowana pani ozdobi moją skórę cięciami.

Westchnąłem głęboko dla otrzeźwienia myśli. Uczyłem się tego. Dam radę wyrwać jej nóż i ją unieszkodliwić. Nie mogłem popełnić błędu, żeby nie przypłacić życiem, dlatego wbiłem wzrok w osobę stojącą przede mną. Musiałem wyczuć tej jeden, jedyny moment.

Gdy nastała chwila, wykonałem płynne uderzenie lewą ręką, które miało wytrącić ostrze z jej ręki, ale to na nic. Nim się obejrzałem, poczułem ból w kolanie, przez co wbrew własnej wolu uklęknąłem na te zdrowe.

– Cholera – jęknąłem z bólu.

– Mówiłam, że masz się nie ruszać – warknęła, unosząc nade mną nóż.

Naprawdę byłem aż taki słaby? Kihyun miał rację – byłem najsłabszym ogniwem, które jedyne co im przyniosło to nieszczęście z powodu własnej głupoty.

Już czułem przy swoim gardle ząbki należące do ostrza, gdy nagle usłyszałem przeciągłe wycie dochodzące zza pleców kobiety.

– Yug – szepnąłem.

Całkowicie zapomniałem o nim. Nie widziałem go od samego przybycia tutaj. Ulga, jaką poczułem, gdy wilk powalił napastniczkę była nie do opisania.

– Dobry wilk – pochwaliłem go, próbując się podnieść. Ból trochę zelżał, jednak nadal był uporczywy, dlatego przejście tych dwóch kroków do kobiety było bolesne. – Teraz ty bądź cicho, bo inaczej umrzesz – powiedziałem do niej, by po chwili uszkodzoną nogą kopnąć ją w głowę. Utrata przytomności była o wiele lepsza, niż śmierć, dlatego po dokonania aktu przemocy, nachyliłem się nad nią i oddychała. Na moje szczęście jeszcze żyła. – Yug, znajdź Jungkooka! – poleciłem wilkowi, a ten jak zwykle wykonał moje polecenie.

Chodzenie naprawdę sprawiło mi trudność.

– Jimin! – zawołał Jungkook z oddali.

Czyli żył... Jak mogłem wątpić w niego choć przez chwilę? Trzymając się za kolano, dokuśtykałem do światła, jaką roztaczały latarki.

– Tu jestem! – odpowiedziałem, rozglądając się po obozie. Zdziwiłem się, gdy nie dostrzegłem szczególnych zniszczeń. Za to pozostała, jak mniemam, czwórka napastników siedziała związana. Jak do tego doszło w tak krótkim czasie? – Tam jest jeszcze jedna osoba – wskazałem za siebie, gdy jako pierwsza podbiegła do mnie Katara.

Dosłownie kilka sekund później podszedł do mnie Jungkook, który wyglądał tak, jak go zostawiłem z tą różnicą, że miał roztrzepane włosy.

– Nic ci nie jest – powiedział, przytuliwszy mnie do siebie.

– Niezupełnie – przyznałem. – Podczas próby obezwładnienia napastniczki, chyba przetrąciła mi kolano.

– Ta szmata za to zapłaci – warknął z nienawiścią. To było straszniejsze, niż spotkanie tamtej kobiety. Będę musiał poważnie zastanowić się nad swoimi uczuciami...

Żartowałem. Mieć takiego chłopaka jak Jungkook, to najlepszy skarb, jaki widział ten świat.

Elite Killers: jjk + pjmOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz