Chapter 18

1.4K 240 50
                                    

JIMIN

Tego ranka obudził mnie Kihyun, prosząc o pomoc przy rozpakowaniu zrzutu zapasów. Bez ociągania wyplątałem się z uścisku Jungkooka, by się ubrać. Co prawda sen w ubraniach, które posłużą mi przez kolejne dni nie był czymś specjalnie przyjemnym, ale nigdy nie wiadomo jak długo zabójca będzie musiał męczyć się z osiągnięciem wyznaczonego mu celu.

– Niezłe przedstawienie wczoraj daliście – zaczął starszy.

– Gdybyś nie napuścił na nas swojego drona, Jungkook by uciekł.

– Katara mnie o to poprosiła. Musisz mi wybaczyć – westchnął, a po chwili wpadł na jedną niezauważoną gałązkę. – Powinienem być uważniejszy.

– Zdarza się – wzruszyłem ramionami, idąc w ślad za nim.

– Wracając – odchrząknął – cieszę się, że Jungkook zachowuje się inaczej, niż na początku.

– A jaki był? – Dopytałem zaciekawiony.

– Mało mówił. W całości poświęcał się treningom i nie znajdował czasu na to, co najważniejsze. Nauka podstawowych przedmiotów mu nie wchodziła, chyba że chodziło o rozeznanie w terenie, trucizny, czy sama broń biała.

– W takim razie jak dołączył do waszego „teamu"?

– Był w nim odkąd się u nas pojawił. Tak jak ty, tylko że ty obszedłeś system dzięki ojcu, a on po prostu był na tyle groźny, że nie musiał przechodzić testów.

– Czyli jestem najsłabszym ogniwem – stwierdziłem bez najmniejszego żalu.

– Niejednokrotnie pokazałeś nam swoją siłę, ale przyspieszone eliminacje sprawiły, że masz braki w wyszkoleniu i nadal nie masz nawyku trzymania przy sobie broni.

– Ale oczywiście, że...

– Gdzie masz łuk? – wciął mi się w zdanie.

Poklepałem się po plecach i. Cholera. Jak mogłem zapomnieć o czymś tak ważnym. Jeśli ktoś by nas napadł, byłbym bezbronny.

– Nie mam – mruknąłem.

– No właśnie.

***

Ta rozmowa naprawdę dała mi do myślenia. Nie byłem odpowiednio przygotowany, a sama umiejętność strzelania z łuku nic nie dawała, jeśli nie posiadałem większości umiejętności.

Nie wiedziałem jak mogłem to naprawić, dlatego po powrocie do obozu pomogłem Kihyunowi poukładać prowiant w postaci jedzenia w puszkach, kilku butelek wody i amunicją dla Katary oraz dodatkowym kołczanem strzał dla mnie, który szybko skonfiskowałem. Potrzebowałem ich tak, jak Kihyun swoje akumulatory, żeby naładować drony.

Chciałem pokazać im wszystkim, że na coś mnie stać. Nawet jeśli byłem najsłabszym ogniwem, musiałem coś zrobić, dlatego bezszelestnie zabrałem swój łuk, kołczan do połowy wypełniony zatrutymi strzałami i wyszedłem z obozu, kiedy Kihyun poszedł gdzieś w las.

Jak na moje oko była godzina szósta, dlatego musiałem się pospieszyć. O ósmej Seokjin hyung miał robić śniadanie, którego nie mogłem przegapić.

Jednak szukanie obozu „żołnierzy" nie było takie łatwe, jak myślałem. Bez pomocy Kihyuna nie było już tak łatwo. Musiałem przedzierać się przez dotąd nieprzebyte części lasu. Czasem trafiałem na świeże ścieżki. Innym razem miałem wrażenie, że ktoś uważnie obserwuje moje ruchy, jednak nie mogłem wypatrzeć tej niepożądanej pary oczu, dlatego szedłem ze strzałą naciągniętą na cięciwie. Musiałem się pilnować, żeby nie wpaść przypadkiem na inną drużynę.

Kiedy już myślałem, że trafiłem na właściwy obóz, miejsce okazało się totalnie splądrowane, informując mnie tym samym, że ten obóz zdobył ktoś inny. Niestety byłem zmuszony do dalszej podróży. Oczywiście musiałem mniej więcej zapamiętać drogę, którą się poruszałem, żeby trafić z powrotem do Jungkooka i reszty.

Nie minęły nawet cztery minuty, kiedy natknąłem się na cztery chorągiewki, leżące na skraju polanki w blasku słońca. Zdziwiony rozejrzałem się uważnie, jednak nikogo nie spostrzegłem. Nie usłyszałem żadnego szelestu, ani innych podobnych dźwięków, dlatego schowałem strzałę i powoli schyliłem się po cztery skrawki materiału, następnie schowałem je do kieszeni, by po chwili znów chwycić za nasączony trucizną szpikulec oraz umieścić go we właściwym miejscu.

Nadal zdziwiony tym dziwnym zdarzeniem zawróciłem, starając się odtworzyć drogę powrotną, co okazało się banalnie proste. Połamane gałęzie mówiły same za siebie. Wcześniej ich tutaj nie było. Chyba nie powinienem chodzić tak nieuważnie.

***

Mało brakowało, a zostałbym poszatkowany przez Jungkooka na kawałeczki. Myślałem, że gdy wrócę do naszego obozu, ten będzie jeszcze spał, jednak pomyliłem się. Co ciekawsze chłopak okazał mi naprawdę wielką troskę. Martwił się o mnie.

Gdy go przytulałem, czułem, jak jego ciało delikatnie się trzęsło.

Później wszystko potoczyło się jak z płatka. Podczas śniadania wytłumaczyłem wszystkim w jaki sposób znalazłem chorągiewki, chociaż przedstawiłem Jungkookowi inną wersję.

– Dziwne – stwierdził Seokjin hyung. – To nie przypadek, wiesz o tym? – zapytał mnie wprost.

– Mogę się tylko domyślać.

– Sprawdziłem je wszystkie. Nie mają żadnego nadajnika, ani innych tego typu świństw. Nie wiem o co może chodzić – wyznał Kihyun.

– Ja to bym się nie bała. Zawsze ktoś zostaje na warcie, co nie? – wtrąciła Katara z pełną buzią.

Po tej wypowiedzi nikt już się nie odezwał, dając tym samym znak, że dziewczyna nie powinna wylewać z siebie optymizm, który był wyraźnie sztuczny.

– A co jak to jest pułapka? – zapytał nagle Jungkook, przyciągając tym samym uwagę wszystkich.

– Co masz na myśli? – dopytał Seokjin.

– No bo... Ktoś mógł go w jakiś sposób śledzić.

– Nikogo nie widziałem, ani nie słyszałem – wtrąciłem na swoją obronę.

– Nie musiałeś – skwitował Seokjin. – Mogli iść po twoich śladach, słońce. Miejmy się na baczności.

Elite Killers: jjk + pjmOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz