1. ...gdyby Wasze dłonie przypadkiem się spotkały?

291 16 6
                                    

Czasami wyobrażał sobie, jak by to było spotkać miłość swojego życia w tak prozaicznym miejscu, jak osiedlowy sklepik. On przyszedłby po jakieś tam zakupy – karmę dla psa albo kimbap, a ona byłaby uroczą kasjerką o łabędziej szyi i pełnych ustach. Zamieniliby ze sobą parę słów, on zaprosiłby ją na kawę... a parę lat później żyli by sobie długo i szczęśliwie gdzieś z dala od zgiełku miasta. Wizja głupiutka, bardzo przewidywalna i z pewnością słodka.

Najlepiej byłoby też, gdyby coś podobnego przydarzyło się wiosną, gdy trawa staje się bardziej zielona, a opadające z drzew płatki kwiatów wplątują się we włosy.

Pech jednak chciał, że był środek zimy i od paru dni mieszkańcy Seulu, w tym także i on, zastanawiali się, czy ich ojczyzna aby na pewno nie leży w gdzieś okolicach bieguna północnego.

Opatulony w kilka swetrów i w czarnym, pikowanym płaszczu długim do kostek Kim Heechul wpadł do niewielkiego, lokalnego marketu z dwoma postanowieniami – rozgrzać się i najeść. Właśnie skończył nagrania do jednego z programów rozrywkowych i czuł się jak jedna wielka chodząca kostka lodu. W tej sytuacji nie przyszło mu nawet do głowy, żeby myśleć o jakichkolwiek romansach, chciał jedynie zjeść gorący ramen, zanim managerowi uda się reanimować vana, który akurat tego dnia postanowił się zepsuć.

Kilka minut później zasiadał przy wąskim stoliku zamontowanym wzdłuż okien; czekając, aż ramen będzie gotowy do zjedzenia, nucił pod nosem jedną ze swoich piosenek i obserwował opatulonych po czubki głów ludzi na ulicy. Kątem oka zarejestrował też wcześniej, że dwa miejsca dalej już ktoś siedzi, ale nie przejął się tym – szczególnie, że tamta osoba także nie okazywała zainteresowania jego osobą. Mógł więc w spokoju zająć się konsumpcją. Tak mu się przynajmniej początkowo wydawało.

Sięgał właśnie po kubek z ramenem, gdy usłyszał niewielki huk; o mało nie wylał na siebie zupy, gdy stolik zatrząsł się pod wpływem uderzenia.

Zirytowany Heechul obrócił się na krześle z zamiarem wygarnięcia swojemu sąsiadowi, co sądzi o takim zachowaniu, ale zrezygnował, gdy tylko zobaczył, z kim ma do czynienia.

Na wysokim krześle siedziała kobieta o długich włosach w kolorze dojrzałej wiśni spietych w niedbałego kucyka i o kaukaskich rysach. Wyglądała, jakby cały świat sprzysiągł się przeciw niej.

Heechul z zaciekawieniem przyglądał się, jak kobieta ze złością wplata palce we włosy i w akompaniamencie dziwnych dźwięków gdzieś na pograniczu jęku i zdławionego krzyku niszczy swoją fryzurę, a potem jak z obrzydzeniem odsuwa od siebie plik kartek. Nie spoglądając nawet w stronę porzuconego papieru, głośnym westchnieniem oparła czoło o blat, pozwalając by ręce bezwiednie opadły jej wzdłuż tułowia.

Dawno nie widział tak uroczej osoby. Nie potrafił też powstrzymać ciekawości, choć nie miał w zwyczaju wtrącać się w sprawy obcych mu osób.

Podniósł czerwoną kredkę, która przeturlała się aż pod jego stopy oraz kartki, które spadły ze stolika. Zapisane były tekstem w jakimś obcym języku. Pojedyncze zdania i akapity były poskreślane, tu i ówdzie na marginesach znajdowały się komentarze i zupełnie dla niego niezrozumiałe znaczki.

W pierwszej chwili pomyślał, że ta załamana kobieta jest nauczycielką i to właśnie praca któregoś z jej uczniów doprowadziła ją do takiego stanu, ale coś mówiło mu, że to nie to.

– Przepraszam, że przeszkadzam – odezwał się uprzejmie – upuściła to pani – starannie ułożył podniesione kartki obok pozostałych.

Kobieta uniosła głowę, ale na niego nie spojrzała. Heechulowi wydawało się, że miała na twarzy ślady łez.

– Dziękuję – odpowiedziała cicho.

– Wszystko w porządku? – skoro już zauważył, że płakała, czuł się w obowiązku, by jej pomóc. Co, jeśli stało się coś naprawdę złego?

– Tak, proszę się nie przejmować – kobieta pociągnęła nosem i zaczęła się rozglądać – po prostu... hmm... poprawianie własnych tekstów potrafi być naprawdę okropnym doświadczeniem.

– Być może jest pani zbyt krytyczna wobec siebie – zauważył. – Tego pani szuka? – wyciągnął w jej stronę kredkę, którą wcześniej podniósł.

– Być może. Ale może po prostu jestem beznadziejną autorką – odparła i zerknęła na jego dłoń. Gdy odbierała od niego kredkę, ich dłonie na moment zetknęły się ze sobą.

Gdyby nie spojrzał jej wtedy w oczy, być może wszystko potoczyłoby się inaczej. Ale spojrzał.

Poznała go od razu, dostrzegł to w jej zaskoczonym spojrzeniu, szybko jednak opanowała emocje i uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością. Chciała się odwrócić, ale przytrzymał jej dłoń. Nie wiedzieć czemu, chciał jeszcze choć przez moment popatrzeć na jej uśmiech.

– Widziałem panią ostatnio na fansignie, prawda?

Przytaknęła; jej jasne oczy rozbłysły radością.

– Mam nadzieję, że gdy przyjdzie pani na następny, pochwali mi się pani skończonym dziełem – wiedział, że oficjalny ton, który przybrał brzmi bardzo głupio, ale teraz już nic nie mógł na to poradzić. Posłał jej grzeczny uśmiech i wrócił na swoje miejsce.

Posprzątał w miejscu, w którym przedtem jadł ramen, przez cały czas czując dziwny ucisk w okolicy mostka. Przez moment próbował rozmasować sobie okolice serca, przestał jednak, gdy tuż przed wyjściem zobaczył, że kobieta, z którą właśnie zamienił kilka słów robi to samo. Uśmiechnął się do siebie, przemyślał wszystkie „za" i „przeciw", po czym wrócił do stolika.

– Co powiedziałaby pani na filiżankę herbaty w jakimś dużo milszym miejscu?

Jak zareagowałby Twój UB...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz