EVIE
Wieczorem wszyscy zasiedliśmy przy kolacji. Mój wzrok szczególnie skupił się na córce, która od jakiegoś czasu nie tknęła nic co miała na talerzu. Dźgała smutno warzywa co chwilę wzdychając ciężko. Skierowałam spojrzenie na syna, który jak zwykle miał już pusty talerz i tylko czekał na to by pobiegać ze znajomymi po mieście w świetle gwiazd. Dwa odrębne charaktery. Z jednej strony cieszyło mnie to a z drugiej jednak niepokoiło. Lucy próbowała wszystkiego by tylko dorównać bratu co nie zawsze kończyło się dobrze. Sam Indra dość często ją podpuszczał przez co chodziła przez resztę dni przygnębiona. Teraz też pewnie o coś poszło.
Westchnęłam ciężko zastanawiając się czy między mną a Jacobem kiedyś dochodziło do takich sprzeczek. Jak tak teraz o tym myślę to w czasie walki ze Starrickiem darliśmy koty równo. Dopiero potem zrozumieliśmy, że to nie ma sensu. Jesteśmy rodzeństwem na dobre czy na złe.Spojrzałam na Jacoba, który wyraźnie wyglądał na zmęczonego.Gdy płynęliśmy tutaj przez większość nocy nie umiał spać.Wiedziałam, że męczą go koszmary ale najzwyczajniej w świecie nie mogłam mu pomóc... Z zamyślenia wyrwało mnie pociągnięcie za szatę.
- Mamo, mogę iść z kolegami? - Indra patrzył na mnie błyszczącymi oczami z błagalną miną.
- Tak, tak. Tylko uważajcie na siebie– mruknęłam wzdychając pod nosem.
Indra wybiegł z domu pełen radości.Spojrzałam leniwie na talerz zupełnie tracąc ochotę na jedzenie.Lucy wstała od stołu po czym zaczęła kierować się powoli do pokoju. Zmarszczyłam brwi patrząc za nią.
- Lucy, nic nie zjadłaś.
- Nie jestem głodna... - mruknęła znikając za drzwiami jednego z korytarzy.
JACOB
Opierając głowę o rękę spojrzałem smutno na Lucy. Widziałem, że coś ją gryzie ale wolałem się nie wtrącać. Westchnąłem ciężko wstając do góry. Podszedłem do Evie i Nellie, które siedziały obok siebie po czym pocałowałem je w skronie.
- Pójdę już spać. Jestem zmęczony– wymamrotałem odchodząc do drzwi. - Dobranoc.
- Dobranoc – odparła cała reszta. W ostateczności także szybko dojedli co mieli na talerzach i postanowili pójść do swoich sypialni.
Szedłem znużony ciemnym korytarzem czując jak dziwne zimno przeszywa moje ciało. Gdy w końcu dotarłem do swojego pokoju ściągnąłem koszulę odkrywając swoją klatkę piersiową. Na moim ciele widniało dużo blizn po torturach Rozpruwacza. Ile bym dał by to było tylko głupią iluzją.Złożyłem koszulę w kostkę odkładając na komodę. Po tym ściągnąłem spodnie, które powędrowały w to samo miejsce co góra garderoby. Wszedłem pod kołdrę wzdychając z ulgą. Poczułem jak wszystkie mięśnie odprężają się nagle. Zamknąłem oczy ziewając przeciągle. Miałem nadzieję, że może chociaż tej nocy nie nawiedzą mnie koszmary. I tak też było. Tej nocy nie przyszły cienie przeszłości...
Następnego dnia...
EVIE
Obudziłam się wcześnie rano po czym poszłam zrobić codzienną toaletę. Ubrałam się w szaty i wyszłam na zewnątrz. Henry jeszcze spał i nie chciałam mu przeszkadzać.Na śniadanie też za wcześnie. Skierowałam się na główny plac gdzie usiadłam na schodach. Podkuliłam kolana do brody opierając brodę na rękach. Zastawiałam się co mogło tak bardzo zranić Lucy. Nagle usłyszałam jak ktoś siada obok mnie. Spojrzałam w bok widząc Nellie.
- Dlaczego wstałaś tak wcześnie? -zapytała siadając dokładnie w takiej samej pozycji co ja.
- Lubię patrzeć jak nastaję nowy dzień – mruknęłam wzruszając ramionami. - Przechodziłaś obok pokoju Jacoba, prawda?
- Tak – odparła zerkając na mnie zaskoczona.
- Słyszałaś coś?
- Nie... Skąd to pytanie?
- To dobrze – mruknęłam uśmiechając się pod nosem. - To chyba pierwsza noc kiedy śpi spokojnie.
Nellie po chwili zamilkła. Uśmiechnęła się pod nosem patrząc przed siebie. W przeszywającej ciszy przeszkadzały tylko ptaki, które śpiewały zwiastując nowy piękny dzień. Siedziałyśmy bardzo długo rozmawiając o życiu, które prowadzimy. Dopiero teraz dowiedziałam się, że Nellie również jest asasynką. Nigdy bym nawet tak nie pomyślała. Zawsze spokojna,rzadko widywana ze sprzętem kobieta wydawała się niewinna. Choć sama mówiła mi, że woli pracę papierkową niż w terenie.
Ludzie zaczęli powoli przygotowywać się do codziennych prac. Uczniowie kierowali się na treningi razem z mentorami. Razem z nimi był Indra, który kochał ćwiczyć,biegać czy uczyć się skradania. Czasami nie umiałam przypisać go do żadnej osoby z rodziny. No może oprócz do Jacoba. Tego młodego Jacoba, który kochał niebezpieczeństwo i beztroskę. Po chwili dołączył do nas Henry siadając za moimi plecami. Teraz byliśmy prawie w komplecie. Brakowało tylko brata ale wolałam by w końcu się wyspał.
- Widziałaś, gdzieś Lucy? - zapytał nagle na co zmarszczyłam brwi.
- Nie ma jej w pokoju?
- Nie. Byłem u niej ale zastałem tylko puste łóżko.
Poczułam jak nagły strach oblał moje ciało. Do naszych uszu doszedł nagły dziewczęcy krzyk. Spojrzałam w górę na wieże z której zazwyczaj uczono młodych asasynów skoku wiary. Lucy trzymała się kurczowo krawędzi platformy krzycząc pomocy.
- LUCY!
JACOB
Czując promyki słońca na swojej twarzy otworzyłem leniwie oczy. Ziewnąłem przeciągle po czym wstałem z łóżka przeciągając się. Skierowałem się do torby z której wyciągnąłem świeże ubrania. Przebrałem się szybko przeczesując lekko rozczochrane włosy. Przejechałem dłonią po brodzie wzdychając ciężko. Oj starzeję się. Nagle usłyszałem krzyk mojej siostry. Podszedłem do okna widząc jak Evie jest trzymana przez Nellie a Henry kieruję się w stronę wieży.Spojrzałem do góry spostrzegając Lucy. Platforma na której zwisała ledwo się trzymała. Złapałem szybko za moją rękawice po czym schodząc na dół zacząłem ją zakładać. Pobiegłem w stronę wieży słysząc za sobą krzyk siostry. Nagle platforma pękła i dziewczynka zaczęła lecieć w dół. Henry mimo że był blisko niej nie mógł jej złapać. Przekląłem pod nosem po czym wystrzeliłem kotwiczkę do góry, która uczepiła się budowli.Podciągnąłem się i złapałem Lucy w powietrzu. Gdy znaleźliśmy się na resztkach platformy pogłaskałem ją po głowie uśmiechając się ciepło. Lucy załkała wtulając się we mnie mocno.
- Już dobrze, księżniczko... -wyszeptałem uspokajająco.
- Lucy – usłyszałem zaraz obok widząc Henry'ego. Dziewczynka szybko podeszła do ojca wtulając się w jego objęcia. Uśmiechnąłem się słabo kręcąc przecząco głową. To ma być ten spokój?
- Wracajmy. - Greenie wziął ją na ręce po czym zaczął kierować się na dół.
Postąpiłem krok do przodu przez co drewniana platforma załamała się doszczętnie. Poczułem jak tracę pod nogami grunt i zaraz po tym spadałem w dół. Do moich uszu doszedł jeszcze krzyk Evie i Nellie. Chciałem wypuścić kotwiczkę ale pech chciał, że się zacięła. Uderzyłem drugą ręką o rękawice próbując jeszcze raz. Tym razem haczyk uczepił się budowli ale nagłe napięcie spowodowało ból w mojej ręce.Warknąłem pod nosem zaciskając oczy. Spojrzałem w górę wiedząc,że żyłka długo nie wytrzyma. W ułamku sekundy coś ostrego przecięło linkę przez co spadłem już mniejszą odległość w dół. Przy spadaniu obiłem się plecami o jeden z dachów i upadłem prosto na klatkę piersiową. Poczułem jak w płucach zabrakło mi powietrza. Zakaszlałem ostro widząc przed oczami ciemność.
CZYTASZ
Mistake\Assassin's Creed Syndicate
FanfictionOd terroru Kuby Rozpruwacza minęło już trochę czasu. Evie próbuję pomóc bratu gdy ten jest w rozsypce. Wyjeżdżają do Indii razem z Nellie - przyjaciółką mężczyzny, która od dawna jest w nim zakochana. Jacob próbuję jak może udawać przed resztą jak ś...