Ribes rubrum

2.5K 456 131
                                    

Męczy mnie brud związany z malarstwem

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


Męczy mnie brud związany z malarstwem. Lubię się bawić pędzlem na płótnie, oczywiście, że tak, ale czasem sama myśl o bałaganie odbiera mi całą energię.

Farby olejne są jak najgorsza plaga - jak się pobrudzi jedną rzecz, to zaraz trzy następne też mają plamy. Te przeklęte demony całymi dniami nie chcą wyschnąć i przez to rozłażą się wszędzie. Przysięgam, czasem mam wrażenie, że wystarczy odkręcić ostrożnie tubkę i już smugi karmazynu lądują na białych butach, kropki umbry wcierają się w jeansy, a paryski błękit wisi na płótnie tam, gdzie nikt go nie chciał.

Nie ma takiego dnia, żebym sobie nie usmarował całych palców jakąś kolorową mieszanką i potem muszę przed kolejnymi zajęciami pospiesznie szorować ręce. Nie po to, żeby były czyste - tak naiwny nie jestem - ale z nadzieją, że przynajmniej przestaną brudzić wszystko, czego dotknę.

Niewiele jest takich czynności, gdzie proces czyszczenia produkuje jedynie więcej bałaganu, ale mycie pędzli i palety po farbach olejnych z pewnością do takowych należy.

Z olejami walkę można wygrać tylko terpentyną albo rozpuszczalnikiem. Z tym też trzeba się babrać, zwłaszcza kiedy na dnie używanego słoika zbierze się osad. Dodatkowo pojawia się jeszcze ten gryzący smród. Kiedyś mnie to przerażało, teraz wdycham go jak powietrze, bo mija czwarty semestr i najzwyczajniej w świecie się przyzwyczaiłem.

Na uczelni ten wszechobecny brud to normalka. Cała sala jest przesiąknięta terpentyną, każdy przedmiot ma na sobie smugi farby, niewyschnięte palety oraz obrazy walają się dookoła i jakoś łatwiej to znieść, bo jak wszystko jest brudne, to nic nie jest brudne. Jednak kiedy przychodzi mi czasem wziąć się za pracę w akademiku, tak jak dzisiaj, to niekiedy mam ochotę rzucić to wszystko i przejść na akwarelki albo chociaż te żałosne akryle.

Jak zrobię krok w lewo, to uwalę farbą własne łóżko, a jak się ruszę w prawo, to pobrudzę szafę z rzeczami Seby. Nasz pokój nie jest ciasny, jest mikroskopijny i kiedy rozkładam w nim swój warsztat malarski to mam wrażenie, że to kosztem miejsca na powietrze.

Otworzyłbym okno, żeby majowy zapach dworu stworzył chociaż aluzję przestrzeni, ale oczywiście nie mogę, bo Lucjusz Malfoy musiał się nażreć śmieci i rozchorować. Jak go przypadkowo pomaluję na biało, to nie moja wina.

Wyciskam na paletę trochę szkarłatnej czerwieni dokładnie w tym momencie, w którym drzwi od pokoju otwierają się na oścież.

— Ugh — Sebastian krzywi się momentalnie, wkraczając w opary terpentyny i charakterystyczny zapach farb olejnych. — Nowe zadanko?

Mruczę pod nosem na znak, że zgadł i paćkam pędzlem po palecie, bo jeszcze nie jestem pewny, co z tym kolorem zrobię.

— Zamknij drzwi, bo kot wybiegnie — radzę, zerkając przez ramię.

Seba stoi nadal w progu, ewidentnie rozważając, czy na pewno chce wchodzić do mojego toksycznego świata. Wreszcie zrzuca plecak z ramienia i wkracza do środka, po czym zamyka za sobą drzwi. Lucjusz Malfoy, leżący na parapecie, mruży oczy, rozczarowany.

VeronikaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz