-12-

5.5K 368 55
                                    

Lacey POV


Poniedziałkowe wolne skutkowało tym, że na wtorkowych zajęciach, nie wiedziałam co się dzieje. Czułam się, jakby wykładowca opowiadał o czymś w innym języku. Słowa do mnie dochodziły, ale były stekiem bzdur. Będę musiała pożyczyć notatki od kogoś z grupy. Wzrokiem szukałam odpowiedniej osoby, która wygląda na kogoś, kto pisze wyraźnie i tyle ile trzeba. Mimowolnie zaczęłam wystukiwać rytm o notatnik w którym figurowała pusta, niezapisana kartka. Nie mogłam przypomnieć sobie ani tytułu, ani wykonawcy ale wiedziałam, że gdzieś to już słyszałam i to pewnie całkiem niedawno.


Czas to taka mała dziwka. 


Kiedy chcesz, żeby leciał szybciej, zwalnia jakby maszynista starych lokomotyw specjalnie dodawał coraz mniej węgla. Innym razem leciał na złamanie karku, a jedno mrugnięcie stawało się całą godziną, która uleciała bezpowrotnie.  

Ale najgorsze w tym jest to, że ludzie używają tego słowa w zestawieniu z dwoma innymi słowami a całe to zdanie pozbawione jest sensu. 
Czas leczy rany. 

Chciałabym wstać i krzyknąć, że to nie prawda. Wyobrażałam sobie jak wstaję, głośno szurając krzesłem i prostuję się a wzrok całej sali zostaje skupiony na mnie. Krzyknęłabym im w te ich głupie twarze, że to nie prawda. Że to coś, co w nich siedzi, tak głęboko, że mogli już o tym zapomnieć, wciąż boli. Boli i kiedyś wybuchnie a do tego, wystarczy zwykły trzepot skrzydeł motyla*. 

Kiedy wykładowca kończy zajęcia, czuję się dziwnie, tak jakbym przez chwilę była w całkiem innym miejscu. Potrząsam głową, by wybudzić się z tego głupiego stanu i wstaję, ale nie tak głośno jak wtedy, kiedy sobie to wyobraziłam. Chwyciłam notatnik i wrzuciłam go do toby. 
Rozejrzałam się, widząc paru studentów, którzy podeszli do wykładowcy i żywo gestykulowali, jak gdyby absorbujące ich zagadnienie było najważniejsze na świecie. Nawet gdybym tam podeszła, zostałabym albo zignorowana albo włączona do rozmowy a pewnie nawet nie znałam dobrze tematu. Zrezygnowana, podeszłam do ławki na końcu sali. 

-Emm- zaczęłam niepewnie, zwracając na siebie uwagę niebieskookiego blondyna.- Alex?

Chłopak popatrzył na mnie, przekrzywiając lekko głowę. Miał długie czarne spodnie ze ściągaczem przy kostkach, jasno niebieską koszulę na którą narzucił bluzę w takim samym kolorze jak jeansy. Jasne rzęsy wokół jego tęczówek były do pozazdroszczenia. Chciałabym takie. 
-Słucham?- odpowiedział, lekko się uśmiechając. 

Jego usta były malinowe i duże. W tym świetle, dostrzegłam parę piegów na jego nosie, który był idealnie dopasowany do całej jego twarzy. 

-Mógłbyś pożyczyć mi notatki?- zapytałam, odgarniając włosy do tyłu. 

-Jasne- wzruszył ramionami. Ze sportowej torby wygrzebał duży zeszyt, który po chwili mi wręczył.- Lydia, tak? 
-Nie- pokręciłam głową, zaczynając się śmiać.- Lacey. Lacey Headey. 
Chłopak zmieszał się i mimo, że był ode mnie wyższy miałam wrażenie jakbyśmy stali na równi. Dopiero po paru sekundach uświadomiłam sobie, że usiadł na ławce i dlatego ta różnica nagle zmalała. 

-Wybacz- pokręcił głową, jakby nie dowierzał w to co powiedział.- Jasne, Lacey. Stukałaś dziś cały czas w notatnik. 
Otworzyłam oczy szeroko ze zdumnienia, powstrzymując się, żeby nie otworzyć również ust. 

-Było to słychać?- zdziwiłam się, przystawiając chłodne palce do policzka. 

Alex zaczął się śmiać do momentu, aż zauważyłam jego dołeczki tuż niedaleko warg. 

Pokochaj mnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz