tandem

391 59 23
                                    

Było już dość późno. Słońce powoli zachodziło za ledwo widoczny horyzont, zatapiając w sobie ostatnie tego dnia odcienie pomarańczu i różu. Minęła chwila, a na niebie pojawił się księżyc, który swoim oślepiającym blaskiem nie pozwalał skupić się Chanyeolowi. Drażniło go niemal wszystko, coś ściskało jego serce, nie dając mu możliwości na dokończenie swojej pracy. On sam nie mógł uwierzyć, że po pięciu latach nadal to samo uczucie zawładnęło jego ciałem, a przed oczami miał blask tych znienawidzonych oczu z przeszłości. Jego ciało przeszły ciarki, gdy z intensywnością wpatrywał się w okładkę starego magazynu, który zdobiła twarz drobnego, jasnowłosego chłopca z lekkim, ironicznym uśmiechem. A gdy spojrzał na jej nagłówek, jego oddech stał się nierówny, a w środku wręcz się zagotowało.

Morderca na wolności.

Przez całe pięć lat nikt nie wiedział, gdzie tak naprawdę znajduje się Baekhyun. Dookoła krążyły absurdalne plotki, które echem odbijały się w zapełnionej okropnymi myślami głowie Chanyeola. Zadawał sobie pytania, lecz pozostawały one bez odpowiedzi. Przez rok po jego odejściu nie potrafił sobie poradzić. Dopiero później w jego życiu pojawiła się osoba, która pokazała mu właściwą drogę, wyciągając go na prostą. Była to jego żona, którą poślubił dwa lata później. Chanyeol nie wiedział, czy uczucie, jakim ją darzył było prawdziwe, lecz na pewno wiele jej zawdzięczał. I była to rzecz nieprawdopodobna, o której nawet skrycie nie marzył. Świadomość posiadania kogoś, przy kim po prostu czuł się lepiej, była wręcz niezwykła. Lecz gdzieś głęboko w swoim sercu czuł, że wcale tego nie potrzebuje. Wiedział, że aby poczuć prawdziwe szczęście musi się zatracić. Zatracić w tym spojrzeniu, przykrótkich ubraniach, niechlujnych, jasnych włosach i ciemnoczerwonej cieczy na rękach.

Od czasu kiedy Baekhyun odszedł, Chanyeol na stałe powrócił do pisania. Być może ze względu na problemy finansowe, które powiększały się z każdą chwilą lub na narzekającą żonę, która mimo wszystko kochała jego poezję. I okazało się, że miała rację. Krótko po wydaniu książki jego autorstwa pod tytułem: ,,Suavis Vide Interfectorem'', zyskał sławę niemalże światową. Pomimo tego, że na początku się jej wypierał, mówiąc, że kompletnie na nią nie zasługuje, ostatecznie się poddał. I wcale nie zatracił się w niej bez końca, jak to uważała większa część społeczeństwa. On sam do tej pory nie uważał się za nikogo szczególnego. O swojej książce, przez którą to wszystko się zaczęło, mógł powiedzieć jedynie tyle, że stanowiła ona dla niego powrót do przeszłości i wspomnienia. Po tej jakże obiecującej publikacji, skończył z pisaniem. Nie sprawiało mu to już żadnej przyjemności, gdy obok niego nie było drobnego blondyna. Można by powiedzieć, że dużo mu zawdzięczał. I zawdzięczać będzie już do końca życia, bez względu na zdanie innych.

A teraz, siedząc wokół stosu zapisanych kartek, wspominał. Wspominał o tych lepszych i gorszych chwilach, spędzonych z Baekhyunem. O wyniosłych słowach, które zawsze do niego wypowiadał. O czytaniu Lolity przy mentolowych papierosach i czerwonym winie. O śpiewaniu głupich piosenek o miłości, których niby oboje nienawidzili. O tym wszystkim, co sprawiało, że delikatny uśmiech wkradał się na jego twarz, a serce szybciej biło. To jego przeszłość. To ich wspólna przeszłość. I nigdy o niej nie zapomni.

Jednak, w jego sercu ciągle emanowała pustka. Po tylu latach, przeglądając jego zdjęcia, widząc jego twarz i słysząc w głowie te wszystkie komentarze, których się nasłuchał, nadal czuł się wyprany z emocji. I ani jego żona, ani żadna inna istotna na tym świecie nie potrafiła wzbudzić w nim tych emocji, które wzbudził niegdyś on. Było to smutne, lecz z czasem Chanyeol się do tego przyzwyczaił. Musiał jakoś funkcjonować bez tego nieludzkiego popędu, który towarzyszył mu wraz Baekhyunem. Musiał żyć bez niego.

I choć było to ciężkie, dał radę. Po wielu przeciwnościach losu, wylanych łzach i wykrzyczanych przekleństwach, w końcu mógł odetchnąć z ulgą. Minęło cholerne pięć lat, a on dopiero teraz był w stanie to zrobić. Przejeżdżając wzrokiem po starych magazynach, notatkach i zapiskach, nareszcie mógł stwierdzić koniec. Było to bolesne, lecz w końcu poczuł tą normalność, której brakowało mu przez te wszystkie lata. Czuł się nadzwyczaj czysty; jak gdyby ciemność nigdy go nie dotknęła, a niebo nigdy nie było czerwone.

A potem usłyszał trzask otwieranych drzwi. Na samą myśl o jego żonie, wracającej ze sklepu, cały się rozpromienił i od razu podniósł się ze swojego dotychczasowego miejsca, kierując się do przedpokoju. I gdy stanął we framudze drzwi oraz spojrzał przed siebie, jego ciało przeszły nieprzyjemne dreszcze, a on cały momentalnie się spiął, nie potrafiąc wykonać żadnego najmniejszego ruchu. Przed sobą miał widok, który doszczętnie złamał jego i tak już dawno zdeptane serce. Na podłodze, pośród kałuży ciemnoczerwonej krwi, leżała jego żona z siatką pełną produktów, które mieli wykorzystać na dzisiejszą kolację. A gdy przeniósł wzrok odrobinę wyżej, dostrzegł to, o czym marzył każdej nocy, a zarazem nienawidził najbardziej na świecie. Blask jego oczu.

- Witaj, Chanyeol. - odparł Baekhyun z lekkim uśmiechem oraz tym spojrzeniem pełnym wyższości. - Wróciłem.

A potem słyszeli już tylko cichy szloch, który na zawsze wkradł się do ich serc, nie pozwalając im odejść.

finis

🎉 Zakończyłeś czytanie 𝐏𝐨𝐞𝐦 𝐓𝐨 𝐓𝐡𝐞 𝐒𝐰𝐞𝐞𝐭 𝐒𝐞𝐫𝐢𝐚𝐥 𝐊𝐢𝐥𝐥𝐞𝐫 [𝐜𝐡𝐚𝐧𝐛𝐚𝐞𝐤] 🎉
𝐏𝐨𝐞𝐦 𝐓𝐨 𝐓𝐡𝐞 𝐒𝐰𝐞𝐞𝐭 𝐒𝐞𝐫𝐢𝐚𝐥 𝐊𝐢𝐥𝐥𝐞𝐫 [𝐜𝐡𝐚𝐧𝐛𝐚𝐞𝐤]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz