Dni mijały z niezrównaną prędkością, noce stawały się nieprzespane, a gorzkie łzy powoli wsiąkały w skórę. Z każdym nowym promieniem słońca, który codziennie witał twarz Chanyeola, wszystko blakło. Niebo już nawet nie miało nic wspólnego z błękitem, czy nawet czerwienią. Pozostawało wszechobecną nicością, wiszącą nad ich głowami i kłębiącą się w myślach. Dookoła nich, nie wiedząc czemu, panowała szara mgła, która przykrywała ich fałszywe spojrzenia, czy słowa. Wszystko wydawało się takie inne, nienaturalne. Każdy najmniejszy gest stanowił dla nich problem, a głównie dla Chanyeola, który pomału zaczynał tracić nadzieje. O ile jakiekolwiek mu jeszcze pozostały.
Jego relacja z jasnowłosym chłopcem zrobiła się jeszcze bardziej dziwna, niż wcześniej. Brakowało mu słów, chęci i siły na niemal wszystko. Chanyeol przed oczami miał tylko swoją byłą żonę, której pogrzeb odbył się całkiem niedawno. Mimo tego, nie poszedł. Nie dał rady. Obserwował tylko swoje poczynania i nie mógł w nic uwierzyć. Nie potrafił zrozumieć, jakim cudem dał się omotać komuś zupełnie obcemu, komuś ciemnemu i nieczystemu. I to wcale nie tak, że on nie miał z tą ciemnością nic do czynienia. Był w tym już dawno głęboko zanurzony. Lecz nadal nie potrafił znaleźć odpowiedzi.
Dlatego postanowił szukać. Sam nie do końca wiedział czego, lecz nie to się liczyło. Ważna była idea, zamysł, który nawet mu się spodobał. Mianowicie, postanowił wrócić do pisania. I tak właśnie postąpił, zaczynając od początku aż po sam koniec. Spisywał wszystko, czego był świadkiem, oczywiście pomijając jakiekolwiek zbliżenia, czy uczucia. Konkrety. Pojedyncze i szczegółowe opisy każdego z wydarzeń, których był świadkiem. Zajęło mu to sporo czasu, lecz wiedział, że było warto. Był dumny z samego siebie, gdy kończył ostatnie zdanie swojego dzieła, szybko stukając w klawiaturę przestarzałego laptopa. I gdy już wszystko było gotowe, głęboko odetchnął. To koniec. Zrobił to, co do niego należało. Takie było jego powołanie. Do jego ciała i umysłu dostało się to piękne, uwielbione przez niego uczucie. Wolność. Rozpłynęła się w jego żyłach, mieszając się z delikatnym półuśmiechem, który na moment zawitał na jego twarzy. Kochał czuć, rozpływać się z zupełnie innego powodu, niż przez świdrujący wzrok blondyna.
Wszystko było na swoim miejscu, a przynajmniej tak sobie wmówił. I dokładnie takiej był myśli, gdy chwycił za słuchawkę telefonu stacjonarnego, dzwoniąc pod dobrze znany mu numer. Sygnał. Ogłuszający szum, aż w końcu głos. Głos, za którym się stęsknił. Mówiąc do swojego rozmówcy, czuł się pusto. Mimo tego, że wiedział, że jest to coś dobrego; w środku jakaś nieznana siła rozrzucała go na wszystkie strony, sprawiając, że jego głos zrobił się bardziej niepewny. I właśnie wtedy zaczął się zastanawiać. Czy aby na pewno tego chce? Czy jest to rzecz, o której marzył? Jednak głos kobiety, znajdującej się po drugiej stronie słuchawki, wyprzedził go z odpowiedzią. I to, co mu oznajmiła, sprawiło, że jego serce boleśnie uderzyło o żebra, całkowicie uniemożliwiając oddychanie.
To naprawdę koniec.
*
Ten dzień miał być inny od wszystkich pozostałych. Nawet księżyc świecił innym niż dotąd światłem, które na nowo oślepiło jego ciemne oczy. Wszystko dookoła niego wydawało się takie żywe, podczas gdy on czuł się nadzwyczaj martwy. Dochodząc do motelu, którego nazwy nie potrafił nawet wymówić, czuł się zdrajcą. Zakłamanym, obrzydliwym i nie wartym zaufania oszustem, któremu nie należało się nadzwyczajnie nic. Po części była to prawda, lecz w istocie nie robił on nic złego. Chciał tylko zacząć od nowa, móc przyznać, że jego grzechy zostaną odpuszczone i zapomniane.
Lecz wcale nie było mu to dane. Wchodząc do pokoju motelowego, który wyglądał prawie tak samo jak sto poprzednich, wyczuł w powietrzu dziwną woń znajomego mu zapachu. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że nie jest to nic innego, niż mentolowy zapach papierosów. Automatycznie zdjął buty i skierował się do źródła zapachu, z którym już dawno nie dane było mu się spotkać. Jednak, gdy ujrzał drobną sylwetkę jasnowłosego chłopca, stanął we framudze drzwi, czując, jakby coś niewyobrażalnie ciężkiego spadło na jego ciało, uniemożliwiając mu wykonywanie jakichkolwiek ruchów. I były to wyrzuty sumienia.

CZYTASZ
𝐏𝐨𝐞𝐦 𝐓𝐨 𝐓𝐡𝐞 𝐒𝐰𝐞𝐞𝐭 𝐒𝐞𝐫𝐢𝐚𝐥 𝐊𝐢𝐥𝐥𝐞𝐫 [𝐜𝐡𝐚𝐧𝐛𝐚𝐞𝐤]
FanficPodczas gdy Baekhyun nie ma najmniejszego problemu z zabijaniem najważniejszych ludzkich wartości, Chanyeol nie może oderwać od niego wzroku.