Elsa:Podparta niezdarnie ręką o stół grzebie widelcem w moim śniadaniu, a konkretnie w sałatce. Po mojej znudzonej minie widać, że jestem rozdrażniona i delikatnie powiedziawszy poddenerwowana. Ludzie jest 13:30, a ja czyje się jak zrzuta i wypluta. Tak, owszem, niedawno wstałam miło tak późnej godziny. Nie moja wina że tak długo jechaliśmy. Swoją drogą gorzej już chyba być nie może. O 20:00 muszę być już za kulisami lodowiska i przygotować się do występu, a same zawody zaczynają się o 21:00...ja się koszmarnie boję...
- El, przestań ciągle grzebać w tej sałatce i coś zjedź, bo nie za dobrze wyglądasz... - Jack nagle wyciąga mnie z zamyślenia.
- C-co? - rozglądam się. Cała ekipa patrzy się na mnie zmartwiona. - N-nie, wszystko...w porządku, serio... - potrząsam głową i przecieram podkrążone oczy.
- Nie wydaje mi się - odzywa się Anna siedząca obok mnie - Dobrze się czujesz? -dotyka ręką mojego czoło, żeby sprawdzić czy nie mam temperatury.
- Tak - zabieram jej dłoń - Nic mi nie jest siostra. - uspokajam ją
- To przez zawody, prawda? - Merida nie daje za wygraną.
- Istny Wróżbita Maciej, serio - przewracam oczami. Wszyscy zaśmiali się serdecznie, a mi troszkę poprawił się humor. Szybko znajdłam śniadanie i jeszcze chwilkę pogadałam z Anną. Po jakimś czasie wróciłam do pokoju i usiadłam na łóżku. Z uwagi na to, że jestem w Nowym Yorku, a nigdy tu nie byłam, może pozwiedzam trochę? Mimo iż nie przepadam za głośnymi miejscami, tak to miasto jest wyjątkowe i na pewno warte małej wycieczki. Przynajmniej chodź w najmniejszym stopniu zapomnę o tym, co czeka mnie dziś wieczorem.
Podeszłam wolno do szafy i zajrzałam do jej wnętrza. Nie za duży wybór, ale po chwili zastanowienia wybrałam jasnobeżowe spodnie podwinięte na końcach, luźną, jasnoróżową bluzkę z krótkim rękawem i do tego balerinki w kwieciste wzory. Rozczesałam włosy i po chwili zastanowienia ubrałam jeszcze szary kapelusz. Nie tylko do ochrony przed słońcem i jako dodatek do mojego ubioru. Te mistrzostwa są bardzo znane, a ja mam sporo fanów, a ja nie jestem do tego przyzwyczajona i nie przebadam za ciągłym dawaniem autografów i robieniu sobie selfi. Wyszłam z pokoju i po chwili błądzenia po czerwonych korytarzach wyszłam na zewnątrz.
Lekko się skrzywiłam słysząc chyba tysiące klaksonów na raz. Że też musieliśmy się zatrzymać koło centrum miasta..ale cóż, jak mus to mus. Przeszłam się trochę dalej, aż doszłam do parku. Trzeba przyznać, bardzo tu ładnie. Na samym środku znajdował się piękny staw. Z uśmiechem opieram się łokciami o barierkę i patrzę na pływające po wodzie kaczki, karmione przez przechodniów chlebem. Przez myśl przeszły mi wspomnienia. Jako mała dziewczynka uwielbiałam chodzić z rodzicami nad rzekę i karmić z Anną kaczki i łabędzie. Cudowne czasy...szkoda że już przeminęły. Czas szybko leci, nieprawdaż? Ledwo co byłam małą dziewczynką uczącą się jazdy na łyżwach, a dziś jestem już prawie dorosłą zawodową łyżwiarką figurową z marzeniami. Ehh, życie...
Nagle ktoś zasłonił mi oczy. Aż podskoczyłam że strachu, ale uspokoiłam się, gdy usłyszałam znajomy chichot.
- Zgadnij kto? - dobiegł do mnie głos pewnego białowłosego. Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Hmmm...Flynn? - zaśmiałam się
- Niee, zgaduj dalej.. - odpowiedział
- No to może...Kriss? Czkawka? Chyba że Merida, albo Ross? - powstrzymywałam się żeby nie wybuchnąć śmiechem
- No nie no Elsa, skup się! - zawołał. Zachichotałam serdecznie.
- Przecież dobrze wiem, że to ty Jack..- odwróciłam się i z uśmiechem spojrzałam w jego błękitne oczy. Uśmiech jak zwykle nie zchodził mu z twarzy.- Szczerze powiedziawszy to ja cię ledwo poznałem. Czemu wyszłaś sama, i dodatkowo w kapeluszu, w którym wyglądasz jak jakaś zagubiona aktorka? - zmierzył mnie od stóp do głów
-Bo wiesz, chciałam pobyć sama żeby się uspokoić przed dzisiejszymi wydarzeniami...i ogólnie powspominać...po za tym nie mam ochoty dawać wszystkim autografy i w ogóle...to męczy..-odwracam się i opieram się łokciami o barierke. Jack po chwili robi to samo.
CZYTASZ
Jelsa na Lodzie
FanfictionJazda figurowa, hockey, zwinność, adrenalina, chłód, magia i coś czego się nie da opisać