- To niesamowite, że posiadasz własny odrzutowiec - Elsa nie mogła wyjść z zachwytu
- To chyba normalne dla syna Odyna, największego biznesmena i multimiliardera - westchnął
- Nawet kazał mi go kupić, wiesz te wszystkie dramy rodzinne - przewrócił oczami
Stali przed samolotem i przez moment tak patrzyli, aż mężczyzna chwycił dziewczynę za rękę do wejścia. Przywitał ich pilot, życząc im miłego lotu. Blondynka usiadła w fotelu, który był tak przyjemny że czuła się jak na chmurce. Trzeba tylko wspomnieć, już wtedy lecieli w chmurach.
Z głośników mieszczących się w ścianach płynęła cicha, delikatna muzyka, dodająca nastroju, jednak nie zapobiegła chwilowej, niezręcznej ciszy, która zapanowała między nimi. Loki patrząc zamyślony za okno, chwycił kieliszek wypełniony szampanem i wypił jeden, mały łyk, delektując się jego smakiem.
- Myślałam, że nie przepadasz za alkoholem - wyksztusiła w końcu dziewczyna, gratulując sobie tego sukcesu.
- KIEDYŚ go nie znosiłem, teraz...cóż, powiedzmy że staram się go nie nadużywać.. - puścił do niej oczko.
- Jesteś niemożliwy, tyle czasu minęło a ty tak bardzo się zmieniłeś.. - zgarnęła z czoła niesforny kosmyk - Jednak widzę w tobie wciąż mojego najlepszego przyjaciela z dawnych lat.. - jej policzki pokrył bardzo delikatny rumieniec.
- W sumie a propos minionego czasu.. - machnął palcem jakby odkrył coś niesamowitego - To ja już opowiadałem jak to wszystko wyglądało u mnie. Teraz twoja kolej. Co wydarzyło się przez ten czas? - odłożył kieliszek i oparł się łokciami o kolana.
Elsa poczuła przypływ paniki. Jakoś nie uśmiechało się jej opowiadać o tych wszystkich wydarzeniach z przed paru miesięcy...
- A wiesz..! - wybuchła nagle śmiejąc się nerwowo - Muszę przyznać że wydarzyło się wiele fajn...
- Kłamiesz..- przerwał jej - Widzę to wyraźnie..- powiedział to tak, że jego twarz nie zmieniła swojego wyrazu nawet na sekundę.
- J-ja..? - przełknęła ślinę. Zorientowała się że nie ma szans na wybrnięcie z tej sytuacji - No dooobraa, może czasami zdarzały się złe sytuła...
- Kłamiesz.. - znów kamienna twarz
- No ale czasami było całkiem dobrz.. - miała ochotę zacząć obgryzać paznokcie
- Kłamiesz.. - westchnął jakby z nudów i przybliżył się lekko do jej twarzy tak, że widziała prawie tylko jego szmaragdowe oczy - Dla odmiany powiedz prawdę.. - zauważyła jak tęczówki Lokiego zaczynają świecić w odcieniu chłodnej zieleni - Mów..co się wydarzyło..- patrzył na nią uważnie.
W tej chwili już zdała sobie sprawę, że nie ma z nim szans. Sam chłopak jest mistrzem w opowiadaniu kłamstw, ale również w ich wykrywaniu.
Westchnęła przeciągle i zacisnęła knykcie.
- Odkąd...przeprowadziliśmy się do Stanów, wszystko szło dobrze. Rodzice mieli dobrą pracę, ja i Anka poznaliśmy świetnych przyjaciół... - mówiła to próbując uniknąć jego wzroku, jednak gdy już go napotkała, nie potrafiła się z niego wydostać - Aż do tego dnia... - poczuła uścisk w sercu na samą myśl - Straciłam ich...Zginęli.. - po jej policzkach zaczęły płynąć łzy - Nie ma już ich - opuściła głowę - Zostałam sama - próbowała zetrzeć kroplę z kącika oka, która między czasie zmieniła się w mały kryształek lodu - To spowodowało...- nie mogła się przełamać by, zacząć o tym rozmawiać tak bardzo otwarcie jak z nim, Lokim, który ma w sobie coś co sprawia że choćby nie wiadomo jakby się człowiek starał, nie potrafi skłamać.
- Spokojnie - wstał i podszedł do Elsy, wyciągając do niej rękę w geście prośby o wstanie. Dziewczyna była zaskoczona jak po chwili została zamknięta w jego objęciach - Nie musisz mówić ...
- I tak będziesz wiedzieć - dokończyła z cieniem uśmiechu
- No wiesz, magia jest nieodłączną częścią mnie - kącik jego ust uniósł się figlarnie
Uniósł dłoń, a z palców ulotniła się zielona smuga światła, która zamieniła się w jedwabną chusteczkę z fantazyjnymi wzorami. Przyłożył jej fragment do twarzy dziewczyny, wycierając jej mokre policzki. Każda kropla zamieniała się na materiale, w piękny błękitny kwiat uzupełniając haft.
- Ślicznie ją ozdobiłaś.. - szepnął chichocząc, na co dziewczyna uspokoiła się i również się zaśmiała. Loki wykorzystał to i skupił się, zaglądając w jej umysł. Widział to jakby zielona mgła powoli rozprzestrzeniała się w coraz dalsze korytarze. Szkoła...przyjaciele...deskorolka...łyżwy...nagle krzyk, i CIACH, szybkie acz bolesne nacięcie. Kolejne i następne, błysk ostrza, szloch, krew, cień, znów błysk i CIACH, płacz i ból, który chłopak poczuł na własnej skórze, aż jęknął zaciskając zęby i złapał się za nadgarstek, który zaczął dziwnie pulsować. Chyba trochę przesadził...
- Loki? - na dźwięk tego głosu zielona mgła natychmiast zniknęła, a mężczyzna drgnął, jakby nagle wyszedł z głębokiego transu.
- Loki, wszystko dobrze? - dziewczyna delikatnie położyła rękę na jego ramieniu. Oczy chłopaka nagle się otworzyły, a ten, zanim Elsa zdążyła się zorientować, złapał jej ramię i podciągnął rękaw bluzki i ujrzał wiele charakterystycznych blizn, na co przed jego oczami natychmiast błysnęły wszystkie obrazy, które widział i czuł. Aż cały zbladł i próbując nie wybuchnąć wysyczał:
- C-co...co to jest? - warknął przez zaciśnięte zęby.
- Ty wiesz co to! Widziałeś wszystko, nie musze się tobie tłumaczyć, ty zawsze i tak się dowiesz - najpierw krzyczała, a z kolejnym następnym słowem była coraz cichsza, aż tylko popatrzyła na niego ze zmęczeniem i bólem. Wtuliła się w mężczyznę, chowając głowę w jego tors.
- Jakbyś mi wszystko mówiła to nie musiałbym interweniować - El tylko przewróciła oczami - Kim jest Jack? To ten który nie chciał Cię ze mną zostawić? - dopytywał się bo wiedział że ten chłopak kryje w sobie tajemnice...
- Jack jest moim przyjacielem i był przy mnie przez tez cały czas, dlatego był niepewny naszego spotkania - zachichotała
- Tia... - uśmiechną się porozumiewawczo.
Jakiś czas potem, konkretnie po około dwóch godzinach, samolot wreszcie wylądował, a Elsa zaczerpnęła pełną piersią świeżego powietrza, a jej nogi w końcu dotknęły twardego gruntu. Loki zaprowadził ją do swojej, jak sam to ujął, mini rezydencji, jednak dla Elsy była to wielka villa z oświetlanym basenem i dużym ogrodem.
- Tiaa, jeszcze tylko Pawi tu brakuje.. - ledwo to powiedziała, a już musiała uchylić głowę, nad którą przeleciał dorosły samiec tegoż gatunku, charakterystycznie skrzecząc, po czym stanął na ziemi i rozłożył swój śliczny, kolorowy ogon. Elsa, która uświadomiła sobie dopiero po sekundzie, że jednak nie dostała zawału, spostrzegła, że tych ptaków jest tu więcej.
- No, twój ojciec nie próżnuje... - zachichotała, trącając chłopaka przyjacielsko w ramię.
- Wiem, ale cóż miałem poradzić? Nie chciałem tych luksów, ale cytując jego słowa: ,,Mój syn ma pokazywać moją potęgę również w innych krajach, nie będzie mieszkał w jakimś zwykłym miejscu pełnego zwykłych ludzi'' - powiedział przedrzeźniając jego głos i zrobił palcami cudzysłów w powietrzu.
- Ach, mój ty biedaku.. - dziewczyna parsknęła cichym śmiechem.
- Może chcesz wejść na moment? Jest pierwsza w nocy, a ty jesteś zmęczona, możesz się przespać, a rano wrócisz do...czekaj to był.. - postukał się palcem po brodzie.
- Internat - dopowiedziała blondynka, żeby oszczędzić mu tego skomplikowanego procesu, jakim jest myślenie.
- A właśnie, internat. Więc, co ty na to? - uśmiechnął się zachęcająco w jej stronę.
- Przyznam, propozycja niezwykle kusząca, jednak muszę ci niestety odmówić. Faktem jest, że drzwiami do środka nie wejdę, w końcu zabiliby mnie za to o której wróciłam, ale znasz mnie, mam swoje sposoby - wyprostowała się dumnie.
- Kanalizacją przejdziesz? - uniósł brew lekko rozbawiony.
- Ha ha ha - pokazała mu język i potarła szybko ramiona bo poczuła jak muska je zimny wiatr - Bardzo zabawne.. - jej ciało drgnęło mimo woli.
- Czyżby naszej Królowej Lodu było zimno? - uśmiechnął się i nie czekając na odpowiedź, zarzucił dziewczynie na ramiona swój elegancki, czarny płaszcz.
- Och, dziękuję, nie trzeba było - zarumieniła się, chciała go oddać, ale powstrzymał ją kładąc ręce na jej ramionach
- Uznaj ten płaszcz za prezent który będzie symbolizował naszą przyszłą współpracę - uśmiechną się tajemniczo
- Jeszcze nie podjęłam decyzji, wiesz o tym
- Ja wiem, że tego byś chciała i mi to wystarczy - podniósł zadziornie prawy kącik ust
- Ach, Loki, Loki, czy wszystkim dziewczyną tak czarujesz? - podniosła brwi do góry
- Nie! - podniósł ręce w geście obrony - tylko tym najlepszym, a ty jesteś najlepsza z nich wszystkich - wyszczerzył się
- Ach tak? - wzięła się pod boki
- No tak, zobacz, nie mogę się od ciebie oderwać nawet, kiedy powinienem mówić byś ruszała - zrobił w tym momencie cudzysłów -,, Domu,,
- Więc idę - stanęła na palcach by pocałować go w policzek - Do zobaczenia Lokes - stał tak, aż zorientował się że już jest daleko
Szepnął "Do zobaczenia śnieżynko" które za sprawą wiatru i magii, po chwili słowa były przy uchu dziewczyny otulając ją przyjemną barwą jego głosu.
Za rogiem był przystanek autobusowy, na którym El musiała czekać pół godziny, bo oczywiście komunikacja nocna musi jeździć tak rzadko jak Julek rzuca dobrymi żartami. Kiedy już szanownie przyjechał i tak z dziesięcio minutowym opóźnieniem, od razu weszła i opadła na fotel, opierając głowę o szybę, próbując nie zwracać uwagi na dwóch pijaczków siedzących na przodzie i ich dyskusje na temat niesprawiedliwości tego kraju. Senność powoli zasłaniała jej rzeczywistość, ale nie trwało to długo bo nagle ją szarpnęło do przodu. Kierowca wyszedł i poinformował że nikt już dalej nie pojedzie bo autobus się zepsuł. Nie mogąc nic innego zrobić, Elsa ruszała chodnikiem. Było ciemno, latarnie dawały słabe światło. Starała się dotrzeć do celu jak najszybciej.
Kiedy stanęła przed budynkiem czekało ją kolejne wyzwanie. Nie mogła wejść głównym wejściem, miałaby przez to niezłe kłopoty. Jednak szybko postanowiła wcielić w życie swój plan. Poszła na tyły budynku, gdzie znajdowały się okna oraz balkony. W tej części mieściły się pokoje uczniów. Na szczęście całe te ściany były ozdobione wypukłymi fragmentami, co dla Elsy było zbawieniem, bo mogła użyć tego niczym drabiny. Spojrzała na swoje okno, znajdujące się na trzecim piętrze i podeszła do ozdóbek, po czym wskoczyła na ścianę, mocno się ich chwytając. Przechodziła to na nie, to na czyjeś balkony.
- Nikt nie zaprzeczy, Spiderman byłby ze mnie zacny - pomyślała z dumom i po chwili przeskoczyła przez barierkę swojego balkonu by następnie wejść przez szklane drzwi do swojego pokoju, który skąpany był w całkowitym mroku, jedynie troszkę rozjaśnionym przez światło księżyca, jednak i tak nie było prawie nic widać.
- Jest za pięć trzecia, co ty kurwa robiłaś tak długo z nim, zdążyliśmy przyjechać dwie godzinny temu największym gratem jaki widziałem, a na pewno Pan stary przyjaciel ma najlepsze samochody - nagle w pomieszczeniu zapaliły się ozdobne lamki, na łóżku siedział Jack, który mówił z prędkością karabinu maszynowego - Co tam w ogóle razem robiliście? - dziewczyna aż zesztywniała widząc go
- Powiesz coś czy będziesz się na mnie patrzyła? Wiesz sprzyja mi to, ale nie chcę się martwić o ciebie - patrzył na nią z wyczekiwaniem
- Tak dobrze nam się rozmawiało że nie zauważyliśmy jak ten czas szybko leci i zanim się zorientowałam, już lecieliśmy tu, no i jeszcze ten cholerny autobus się zepsuł i musiałam iść trzy kilometry, no oraz ta ściana - chłopak otworzył szeroko oczy przy okazji także usta
- Chcesz mi powiedzieć że leciałaś samolotem, a później szłaś w tych egipskich ciemnościach do internatu, czy ten twój przyjaciel jest tak nieodpowiedzialny by puszczać Cię samą w nocy? - złapał się za głowę
- Nie! - od razu zaprzeczyła, zamknęła szklane drzwi, siadając na skraju materaca, odwróciła się do niego. Opierał się o ścianę, głowa mu leciała na bok ze zmęczenia - Zaproponował mi nocleg u siebie, ale odmówiłam, wolałam być tu - wskazała na niego palcem
Te wytłumaczenie nie za bardzo mu pasowało, ale jego uwagę przykuło coś innego - Co to za płaszczy? - El dopiero ogarnęła to, że dalej jest w prezencie od Trikstera.
- A, to? - dotknęła miękkiego kołnierzyka - Nic takiego - uśmiechnęła się delikatnie
Jack nagle zeskoczył z posłania podnosząc dziewczynę w swoje ramiona.
- Najważniejsze że nic ci się nie stało - drażnił go zapach męskich perfum, które ukrywały skutecznie jej śliczny i nęcący - Musiał dawać ci akurat ten, co miał na sobie - w sposób jaki to powiedział spowodowało że mimowolnie zachichotała.
- Może - wystawiła mu język, odkładając kurtkę na wieszak - Jestem okropnie zmęczona, jakbyś mógł nie robić mi więcej wyrzutów i położyłbyś się koło mnie
Leżeli koło siebie. Jack czuł jak Elsa zasypia i jak jej sen go wzywa.
CZYTASZ
Jelsa na Lodzie
FanficJazda figurowa, hockey, zwinność, adrenalina, chłód, magia i coś czego się nie da opisać