Piątek. Siedzę znowu sama w bibliotece. Ethan spóźniał się już dobre dwadzieścia minut. To do niego niepodobne. Zwłaszcza, że ostatnie trzy dni był przed czasem. Mieliśmy wtedy czas na igraszki w toaletach, między regałami. Pojawił się kolejne dziesięć minut później. Zadowolony bardziej niż kiedykolwiek. Nie pochylił się do pocałunku jak to robił za każdym razem. I na pewno nie chodziło tu o to, że ktokolwiek zobaczy. Bo nikogo nie było w szkole.
-Valerie.- Zaczął oficjalnie.- Wiem, że to będzie ciężkie. I dla ciebie jak i dla mnie. Musimy jednak to zakończyć. To całe my. Mam teraz do wzięcia na siebie znacznie większe odpowiedzialność niż kiedykolwiek przypuszczałem. Zostanę ojcem!- klasnął w dłonie- Nie wiem jeszcze czy chcę, czy w ogóle sie nadaje. Ale chyba spróbuję. Dlatego nie mogę ciągnąć zabaw z tobą. Mimo, że bardzo bym chciał. To byłoby mega nie w porządku co do Stacey. Może wszystko wróci na właściwy tor. Przepraszam, że się z tobą zabawiłem i teraz to tak kończę ale muszę spróbować to ratować.
-Nawet jeśli pociągnie cię to na samo dno.- Powiedziałam cicho.- W porządku. Rozumiem.
-Nie chodzi o to Val. Na prawdę strasznie cię lubię, jednak jestem winien jej to by spróbować, muszę być gdy mnie potrzebuje. Nie było mnie za często, dlatego to wszystko się tak kruszyło.
-Bądź już cicho. Nic nie mów. Nie do mnie. Nie kłam więcej, to nie było tego wszystkiego warte.
Zmarnowaliśmy czas, ale jest... Okej, jest okej.
Spakowałam książki do torby i wstałam z miejsca. Wyszłam z biblioteki. Jasne, mogłabym mu powiedzieć, że to nie jego dziecko. Tylko jaką to osobę by ze mnie czyniło. Jeszcze gorszą niż już jestem. Wystarczająco namieszałam w ich życiu by teraz mówić nie swój sekret.
Wsiadłam do samochodu i rozpłakałam się. Czemu to tak boli? Czemu to trafiło właśnie na mnie? Piątkowy wieczór. Nigdzie się nie ruszam. Siedzę w knajpce ojca i pracuje. Po prostu zajmuję czymś myśli. A, że jest weekend to ręce są pełne roboty. Nie mam czasu na myślenie o tym jak boli mnie to, że wyobrażasz sobie człowieka kimś innym, chcesz jego dobra a i tak los kopie cię w tyłek. Nie ma na to reguły. Nie ma sposobu ani książki czy leku na to jak przeżywać cierpienie. Dlatego uciekłam w pracę. Nie myślę o tym za dużo.
Zajęłam się noszeniem tac i przyjmowaniem zamówień. Rozliczaniem kasy i wydawaniem deserów. Tańczyłam do piosenek, które leciały w radiu, chyba na prawdę tak często robiłam, bo moje nogi same porywały się do tańca. Alex porwał mnie i podrzucał jakbyśmy wcześniej ćwiczyli te kroki, o dziwo, wiedziałam co robić. Chyba byliśmy lokalną atrakcją bo ludzie przyglądali się nam jak na porządku dziennym. Człowiek stara się nie myśleć za dużo o tym co go boli i przez co cierpi. Chyba, że źródło tego cierpienia pojawia sie niezapowiedziane. Ethan, Grayson, Stacey przekroczyli próg restauracji. Uśmiech, który towarzyszył mi przez cały czas, zszedł z mojej buzi. Przyjmę to na klatę. Jestem dojrzała. Dam radę. Wzięłam z kontuaru notes i dzbanek z wodą.
Podeszłam do ich stolika.-Witamy w restauracji Johny's, jestem Valerie, będę dzisiaj państwa kelnerką, proszę bardzo- podałam im menu- Za chwilę wrócę by przyjąć zamówienie.
Nic nie odpowiedzieli. Nie mieli okazji. I dobrze. Tak jak obiecałam wróciłam do nich po około pięciu minutach.
-Są państwo gotowi złożyć zamówienie?
-Val, po co tak oficjalnie?- zapytała Stacey.
-Czy mogę przyjąć zamówienie?- spytałam ponownie, z uśmiechem oczywiście.
-Poprosimy dwie sałatki z indykiem i sosem winegret, kanapkę z kurczakiem, proszę by bułka była mocno przypieczona, do tego dwa burgery na ostro z papryczkami jalapeno i trzy szejki czekoladowe.
CZYTASZ
Change Me. 1&2
ספרות חובביםEthan, chłopak z opinią fuckboya. Zmienia dziewczyny jak rękawiczki, nie kocha, nie chce być kochanym. Nie lubi zmian. Ostatnia klasa liceum jest dla niego świetną okazją by pozaliczać dziewczyny, których już więcej nie zobaczy. Czy nowa dziewczyna...