Rozdział 24

155 5 11
                                    

Sophie's perspective:

-Leo? Co ty... - obudziłam się, rozchyliłam lekko powieki i zobaczyłam ciemny zarys chłopaka na tle okna.

-Śpij, ja się muszę już zbierać do wyjazdu - szepną poprawiając rękaw bluzy.

Oh, no tak. To dzisiaj.

Szczerze, przez te ostatnie tygodnie zapomniałam już jakby o tym, że chłopaki mają swoje obowiązki i fanów. Przebywając z nimi już dawno straciłam poczucie, że siedzę obok kogoś sławnego czy znanego.

Leo też wyraźnie zaniedbał swoje media. Na kilku grupach bambino na facebooku zdążyłam zauważyć trzy większe dramy na ten temat (oczywiście powstałe w Polsce). Przestałam zwracać uwagę na liczbę polubień pod ich zdjęciami i podejrzenia dotyczące moich relacji z chłopakami. Teraz dopiero zdałam sobie w pełni sprawę, że nie tylko ja nazywam Leo "swoim chłopakiem". Robi tak też pewnie około miliona dziewczyn na całym świecie...

Zazdrość, ahh

Spojrzałam na zegarek.

4:40

Rozejrzałam się po moim ciemnym pokoju i przez chwilę zatrzymałam wzrok na poduszce obok. Tak, jego zapach zostanie ze mną na długo... Będzie mi pomagał zasnąć przez przynajmniej najbliższe dwa tygodnie.

Ale to nie to samo, co przytulanie się do Niego...

-Będziesz dzwonić? - zapytałam, wstając.

-Codziennie.

-Obiecujesz?

-Soph. Wiem, że masz mi to wszystko za złe, ale to jest mój obowiązek. A ty, mimo że aq o tym wiesz, wciąż mnie o to obwiniasz...

Dziękuję, że mi to uświadomiłeś, teraz mi jest przykro i głupio, zajebiście.

-Um, do jakich miast jedziecie? - zapytałam, nie wiedząc co mu odpowiedzieć.

-Nie widziałaś trasy w internecie?

Jaki wstyd, przecież tego musiało być mnóstwo, jak mogłam tak wszystko olać?

Poczułam jak się rumienię i podziękowałam w myślach Bogu, że jest ciemno.

-Jedziemy do Londynu, Oxfordu, Birmingham, Cardiff, Bostonu i Sheffield. Potem na jakieś dwa pojedyncze koncerty do Polski.

Cardiff Cardiff Cardiff Cardiff... To niedaleko. Mogę pojechać na ich koncert.

Wzdrygnęłam się lekko i uśmiechnęłam ze świadomością, że wciąż, mimo wszystko, jestem fangirl.

-Leż jeszcze, ja idę zjeść śniadanie, przyjdę przed wyjściem - powiedział wychodząc z pokoju.

Ale ja chcę spędzić ten ostatni ranek z Tobą...

Wstałam szybko, ubrałam pierwsze lepsze rzeczy, złapałam szczotkę do włosów i wybiegłam z sypialni.

Zeszłam za nim po schodach i wpadłam do kuchni, rozczesując włosy. Leo skomentował to głośnym westchnieniem.

-Zrobiłem nam śniadanie - uśmiechnął się lekko..

Na stole leżał już talerz tostów i 2 kubki gorącej kawy.

-Dużo mleka i łyżeczka cukru. Tak jak lubisz.

-Pamiętasz - zaśmiałam się biorąc łyka kawy.

-Nie obudziłeś mojej mamy kiedy to robiłeś? - zaśmiałam się.

-Największy hałas zrobił akurat toster. Ale nie, nie obudziłem jej.

Set me Free |L.D. Ch.L.| /ZAWIESZONE/Where stories live. Discover now