Chapitre XII - Jak głęboko w ciemnej dupie jesteśmy?

151 11 4
                                    

- No więc, niedawno kawiarnię odwiedził jakiś facet - mówiła Babette. - Całkiem przystojny, dobrze ubrany. Na kilometr czuć było wyższe sfery.

- Czego od ciebie chciał? - zapytał Jules stawiając przed kobietą szklankę wody.

      Odkąd tylko moja przyjaciółka wspomniała coś o łóżku, starał się złapać ze mną kontakt wzrokowy i co chwila znajdował sposób, żeby mnie chociaż szturchnąć. Prawie cały czas mierzyłam go wzrokiem, ale on robił wtedy minę niewiniątka.

- Żebym dostarczyła wiadomość. Buc jeden - powiedziała z oburzeniem. - Czy ja wam wyglądam na posłańca?

      Pokręciłam przecząco głową, a razem za mną Devereux. Spojrzałam na niego, a on wyszczerzył zęby w uśmiechu. Takim trochę szczeniackim i w ogóle. Prychnęłam cicho i założyłam ręce na piersi. Dobra, jak tak bardzo podobają mu się te "zaloty", to niech się bawi dalej.

- Zwróciłaś może uwagę na ubiór tego jegomościa? - spytałam kończąc pić moją szkocką.

- Zależy nam bardziej na znakach szczególnych. Na przykład czerwona chustka robiąca za szalik albo dziwny symbol na klamrze paska...

- A bo ja wiem? - Kobieta przerwała chłopakowi. - Mówiłam przecież, że był przystojny: ładna twarz, śliczne oczy. Nie przyglądałam się aż tak bardzo jego ubraniu.

      Westchnęłam zawiedziona i sfrustrowana jednocześnie. Domyślałam się, że madame Gouze opisuje naszego elegancika, ale to była poważna sprawa i potrzebowałam konkretów.

- No dobrze - zaczął Jules powoli. - Jaką wiadomość miałaś nam dostarczyć?

- Tak właściwie, to był...

- Co było? Jaka wiadomość? - Marcel wpadł do salonu jak burza i od razu zaczął o wszystko wypytywać. - Och, nie wspominaliście, że będziemy mieli gości.

- Bo to niezapowiedziana wizyta - odrzekłam, po czym dokonałam prezentacji. - Braciszku, oto madame Babette Gouze. Moja droga, to jest Marcel LeClair, mój bliźniak.

- A gdzie monsieur? - w jego głosie zabrzmiało udawane oburzenie.

      Nowo przybyły podszedł do mojej przyjaciółki i z lekkim ukłonem pocałował jej rękę. Trzymajcie mnie, bo nie wytrzymam. Od kiedy on zachowuje się jak prawdziwy dżentelmen?

- Ty nie zaliczasz się do grupy mężczyzn, do których można użyć tego słowa - odpowiedziałam i kątem oka zauważyłam, że Jules usilnie stara się nie roześmiać.

- Aveline, nigdy nie mówiłaś, że masz brata - oznajmiła zarządczyni kawiarni, rozpływając się w uśmiechach i rumieńcach. - I to jeszcze tak przystojnego.

      Przewróciłam oczami aż mnie zabolały. No nie, serio? A przecież dopiero co tak zachwycała się urodą innego faceta. Właściwie, to było trochę tak, jakby zmieniała rękawiczki: "Ach, te są ładne, założę je sobie dzisiaj. A jednak nie! Te są ładniejsze". No ludzie, ileż tak można? Poza tym Marcel wcale nie był przystojny. Siostry raczej nie myślą w tych kategoriach o swoim rodzeństwie płci męskiej. Bo nie myślą, prawda?

- Tak naprawdę, to nikt o nim nie wiedział - powiedział Jules z wyrzutem. I na kiego grzyba znowu do tego wracasz?

- Jezu... Ale się czepiacie - broniłam swojej osoby. - Poza tym, Arno wiedział.

      Cała trójka zgodnie prychnęła, a ja zrobiłam minę w stylu: "No co?". Po prostu ukrywałam istnienie bliźniaka-Templariusza, nie wymordowanie połowy mieszkańców Créteil.

Assassin's Creed: LibertyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz