Chapitre XVII - Rocznica

125 10 3
                                    

Umarłam w środku, pisząc ten rozdział. Ale wam życzę miłego czytania. O ile jest to możliwe...

____________________________________________

      Lipiec tego roku był wyjątkowo upalny. Zastanawiałam się, jak wszyscy wytrzymamy w naszych płaszczach, obładowani bronią. Dobrze, że przeważnie pracowaliśmy w mroku, kiedy jest chłodniej, a nie w dzień, bo byśmy się ugotowali. Dosłownie.

      Jednak pomimo wszelkich niedogodności, okoliczności nam sprzyjały. Rewolucję czuć było na kilometr, ludzie nie zgadzali się z coraz to bardziej wymyślnymi dekretami króla Karola. I nie byli to tylko chłopi oraz mieszczanie. Największy opór stawiała burżuazja, której odebrano prawa i przywileje. Było nam bardzo na rękę, że stali po naszej stronie. Co prawda Kościół z każdym dniem miał większe wpływy, ale że Asasyni to niezbyt kościelna mniejszość, nie przeraziło nas to.

      Adolphe Thiers, zaprzyjaźniony dziennikarz i aktywny polityk, całą swoją wiarę na polepszenie losu Francji pokładał w wybuchu rewolucji. Dla ludzi, którym raczej nie spieszyło się poznać ciemną stronę świata, czyli Asasynów i Templariuszy, Thiers był ojcem rebelii. Pisał dziennik wzbudzający w sercach mieszkańców Paryża chęć do działania. Chęć do walki o swój kraj. I, cóż tu dużo mówić, ten sposób się sprawdzał.

      Ale i tak gryzła mnie pewna rzecz. Czego Joueur tak naprawdę chciał? Asasyni mu coś zrobili? A może jego rodzinie? Jedyne co wiedziałam, to że chciał nas. Mnie i mojego brata. Chodziło o moją rodzinę, tego byłam pewna. Nie miałam tylko pewności... Dlaczego? Gdybym wiedziała, czy moi rodzice w jakiś sposób zawinili temu człowiekowi, miałabym punk zaczepienia. Niewielki, ale przynajmniej bym go miała. Zdałam sobie sprawę, że cholernie mało wiem. Moje informacje o naszym wrogu nie były wystarczające. Były niekompletne, jak puzzle, które ktoś rozsypał i dał mi kilka kawałków, bym sama je dopasowała. To byłoby łatwiejsze, gdybym miała wszystkie kawałki.

      Brakowało mi słów tej kobiety, o której mówił Perrot. Mogłaby być przełomem w rozwiązaniu zagadki. Każdy z pachołków de la Terre'a dawał mi kolejne kawałki puzzli, nawet o tym nie wiedząc. Jednak nie mając kompletu, nie za bardzo wiedziałam co z nimi zrobić. Jak dużą wiedzę dano mi już posiąść? Czy wystarczającą, aby położyć kres knowaniom Joueura?

      Bolało mnie, że BYĆ MOŻE pod moim nosem harcują jego szpiedzy. Ostatnio byłam aż nadto uważna i, pomimo moich starań, niespokojna. Codziennie mijałam przychylnych mojej sprawie Asasynów i zastanawiałam się, czy patrzę w oczy zdrajcy czy mojemu wiernemu człowiekowi. Ze zdenerwowaniem gryzłam paznokcie, nie wiedząc, co dalej począć.

      Jednak tym, na co najbardziej chciałam poznać odpowiedź, było pytanie zupełnie inne od tych, które zadawałam sobie wcześniej. Chciałam wiedzieć, co takiego Joueur dał lub odebrał Asasynowi, mającemu mnie zdradzić. Zdradzić nas, Bractwo, rodzinę i krew. Cóż było tą niewiadomą? I jak długo nią pozostanie?

* * *

- Widzę, że zamieniamy się miejscami - oznajmiłam wchodząc do salonu.

      Zastałam w nim Marcela topiącego smutki w szklance szkockiej whisky. W środku dnia w środę. Przecież to ja z nas dwojga nie miałam obiekcji do picia w tygodniu! On sięgał po alkohol tylko i wyłącznie przy ważnych okazjach. Czy stało się coś, o czym (znowu) nie wiem?

- Tylko na dzisiaj, siostrzyczko - odparł, nie odwracając wzroku od szklanki. - Jutro wszystko wróci do normy.

- Nie wątpię. Tylko czemu dziś jest inaczej? Ktoś umarł, czy jak?

      Albo miałam takie wrażenie, albo mój brat zgarbił się odrobinę. Jednym haustem wypił całą zawartość naczynia, a potem nalał sobie znowu.

Assassin's Creed: LibertyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz