Chapitre XXII - Malutkie kłamstewko

110 9 6
                                    

      Powiedzenie Camille i Charles'owi kto jest zabójcą ich ojca byłoby jak wydanie na siebie wyroku śmierci. Oczami wyobraźni widziałam mnie i Marcela starających się powstrzymać huragan wściekłości Dorianów. Bez względu na to, która strona ostatecznie by wygrała,skończyłoby się na złamaniach, utracie przytomności, zniszczeniem salonu czy jeszcze gorszymi rzeczami. A tego nie chciałam. Zawiedzionego zaufania, że tak po prostu daliśmy Devereux odejść, również. Dlatego postanowiłam tak trochę zataić prawdę.

      Powiedziałam moim przyjaciołom, że Jules wystąpił z Bractwa i wyjechał do swojej rodziny. Po ich minach wnioskowałam, iż nie uwierzyli mi, nie do końca. Chyba dlatego też nie dopytywali o szczegóły, jakby czuli, że coś jest na rzeczy między nami. Cały czas czułam na sobie piorunujący wzrok Marcela, który oczywiście ignorowałam. Do pewnego momentu.

- Aveline, czy tobie mózg odjęło? - zapytał patrząc mi w oczy. Staliśmy sami na korytarzu przed moim pokojem i dochodziliśmy się swoich racji.

- Zapewniam cię, że w dalszym ciągu jest na swoim miejscu - syknęłam.

- Najwyraźniej jednak nie, skoro zdecydowałaś się okłamać ludzi, którzy stoją u twego boku. - Chłopak założył ręce na piersi i wzrokiem próbował wbić mnie w ziemię. - Nie zdziwię się, jeśli niedługo ich stracisz.

- A więc to dlatego nie zakwestionowałeś wcześniej moich słów. Żeby się na mnie teraz wyżyć. - I kto tu kogo wija w ziemię? Dopadł mnie wojowniczy nastrój; miałam ochotę kłócić się i walczyć z kim popadnie. Brat spojrzał na mnie zmieszany.

- Ja po prostu staram się ciebie uświadomić, że zrobiłaś źle. Powinnaś być z Dorianami szczera. Chociaż tyle jesteś im winna.

- Winna? - spytałam z niedowierzaniem i oparłam dłonie na biodrach. - Wszystko, co zrobiłam, to uchroniłam ich przed niechybną zgubą. Przecież dobrze wiesz, że od razu polecieliby dopaść Jules'a i przy okazji wybiliby połowę miasta - oburzyłam się. - No wybacz, ale nie chcę być przy tym, jak będą wywalać ich z Bractwa.

      Marcel otworzył usta, by coś powiedzieć, ale równie szybko rozmyślił się i je zamknął. Widziałam zarys jego szczęki kiedy zacisnął zęby. Wzrok skierował gdzieś w bok i milczał przez chwilę. Ja również; czekałam aż przyswoi sobie moje słowa.

- Mam - zaczęłam, gdy nie doczekałam się od niego żadnej odpowiedzi - pewną teorię. Ale najpierw... Co robiliście w Irlandii?

- Słucham?

- No, jaki był cel waszej wyprawy za morze?

- Nie widzę związku... - oznajmił marszcząc brwi. Wtedy jakby go "oświeciło", otworzył oczy szeroko i spojrzał na mnie wstrząśnięty. - Czy ta twoja teoria zakłada użycie Jabłka Edenu?

- Tak. Wpadłam na to dzięki ojcu. Oraz tobie. W każdym razie, kiedyś podsłuchałam go podczas spotkania z Arnem. Mówił, że odkrył niemalże dokładną lokalizację Fragmentu Edenu i że jest on gdzieś na terenie Walii lub właśnie Irla...

- Poczekaj chwilę, daj sobie momencik, bo wchodzisz w jakiś dziwny trans - powiedział Marcel i położył mi dłoń na ustach. Przewróciłam oczami, a on wzruszył ramionami z przepraszającym wyrazem twarzy. - Czy ty chcesz mi powiedzieć, że Templariusze wyprali mózg twojemu kochasiowi?

      Nadal nie mogąc nic z siebie wykrztusić, pokazałam bratu podniesione w górę kciuki. Ale... Czekaj, że co!? Gwałtownie pokręciłam głową, a następnie nakreśliłam w powietrzu symbol korony.

- Król? Nie... Victor de la Terre. - Tym razem po prostu kiwnęłam, a on zabrał swoją rękę.

      Przypatrywał mi się w pełnym skupieniu, dłonie zacisnął w pięści. Zastanawiałam się o czym myśli. Czy ufa moim podejrzeniom?

- Obawiam się, że to właśnie informacji o Jabłku Templariusze wtedy szukali - szepnęłam. - Ale Asasyn im przeszkodził/

- Tak jak i my - Marcel podchwycił mój tok myślenia. - Tyle tylko, że odeszliśmy.

- I daliśmy naszym wrogom wolną wejściówkę - dokończyłam gorzkim tonem. Naprawdę, czułam się tak, jakbym zostawiłam im otwarte drzwi i pozwoliła zabrać artefakt.

- Jeśli to, co mówisz jest prawdą, to pomogę ci oczyścić imię Jules'a - powiedział ostrożnie i z mocą spojrzał mi w oczy. - Odzyskamy Fragment Edenu i raz na zawsze pozbędziemy się de la Terre'a.

- Hmm, czuję, że zaraz dodasz "ale".

- Owszem. ALE nawet jeśli udowodnimy, że Devereux nie zabił Doriana z własnej woli, to nadal jest spore prawdopodobieństwo, że wywalą go z Bractwa.

- Wiem - odparłam z westchnieniem. Nie istniało żadne dobre wyjście z tej sytuacji. Brawo Victor, koncertowo niszczysz nam życie. - Wobec tego niech chociaż z przyjęcia u Amélie wyjdźmy sami, co?

- Popieram.

________________________________________

Powróciłam! Zdecydowanie nie powinnam robić sobie aż tak długich przerw w pisaniu, bo nie wychodzę na tym dobrze. Także ten... 

Przepraszam bardzo za moją nieobecność.

Anyway, znacie to uczucie, kiedy staracie się coś napisać, wysilacie swój mózg i prosicie o współpracę, a on ma Was gdzieś? Tak też przebiegał mi ten rozdział.

Macie więc tutaj coś z "Hamiltona". Tak na pocieszenie. Bo ja osobiście umarłam patrząc na to xD

 Bo ja osobiście umarłam patrząc na to xD

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Assassin's Creed: LibertyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz