Chapitre III - Przeszłość, która nie chce odpuścić

342 18 0
                                    

Notka od autorki: bo kto powiedział, że notka ma być na końcu ;) Uważam ten rozdział za niespecjalnie udany (bo tak), a i męczyłam się z nim jakiś czas. Jednak mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu.  OSTRZEŻENIE: od tego momentu będzie pojawiało się więcej Francuskiego, więc jeśli ktoś zna ten język lepiej ode mnie i zauważy błąd, to proszę śmiało pisać, nie gryzę :) Sooo... Zaczynajmy

_______________________________________________

      Kiedy tylko opuściłam duszne wnętrze baru, natychmiast owionęło mnie chłodne późnowiosenne powietrze. Odchyliłam głowę do góry i popatrzyłam w gwiazdy. Po raz pierwszy od wielu lat nie miałam pojęcia, co robić. A tego nienawidziłam.

      Dopięłam ostatnie guziki mojego płaszcza, założyłam pasy z bronią, rękawice z ukrytymi ostrzami oraz kaptur, a potem ruszyłam przed siebie. Nie obchodziło mnie, gdzie poniosą mnie nogi. Ważne było tylko to, że szłam przed siebie.

      10 lat. Dokładnie tyle czasu nie miałam kontaktu z moim bratem. Nie wiedziałam co robi, kto jest jego celem, ani gdzie przebywa. I vice versa. Nie żeby specjalnie obchodziło mnie życie Marcela, ale nie chciałam, aby pewnego dnia to on stał się MOIM celem. Nie tego życzyliby sobie nasi , świętej pamięci, rodzice.

      Skręciłam w jedną z ciemniejszych uliczek Créteil, po czym, schroniona przed wzrokiem ciekawskich ludzi, usiadłam przy drewnianym płocie. "Kto by pomyślał? Niepokonana obrończyni miasta, Aveline LeClair, właśnie ugina się pod ciężarem własnej okrutnej przeszłości", pomyślałam. Wydarzenia sprzed wielu lat powoli zaczęły mnie przytłaczać i jedyne, co mogłam w tej chwili zrobić, to po prostu dać im ujście, Jednak wszystkie wspomnienia zostały zepchnięte na drugi plan przez to, które mnie ukształtowało i sprawiło, że stałam się taką osobą, jaką jestem dziś.

      ROK: 1820 MIEJSCE: mój rodzinny dom; obrzeża Créteil

- Powinniśmy wracać - powiedziałam do mojego bliźniaka.

      Zaczęło się ściemniać, a chociaż byliśmy już dorośli i potrafiliśmy walczyć, to przed strażnikami patrolującymi miasto oraz jego okolice nie ucieklibyśmy z wszelkimi rodzajami broni. A robić z siebie celów zaraz po osiągnięciu pełnoletności też nie chcieliśmy.

- Jeszcze chwilę, Aveline - błagał Marcel i po raz kolejny rzucił nożem w drzewo. Ostrze wbiło się idealnie w środek prowizorycznej tarczy. No cóż, lata treningów robią swoje.

- Chcieli nam coś powiedzieć. - Miałam na tym skończyć, ale napotkałam zdziwiony wzrok brata. - Rodzice. A ja jestem ciekawa co.

- Pewnie chcą, żebyśmy uważali i nie pakowali się w kłopoty. Jak zwykle.

- Nie wydaje mi się. - Pokręciłam lekko głową. - Kiedy wychodziliśmy, wyglądali tak, jakby od dłuższego czasu zbierali się z przekazaniem nam czegoś. Dlatego też, musimy już iść.

      Gdy Marcelowi w końcu skończyły się noże, podeszłam do drzewa, wyjęłam wszystkie ostrza i podałam je drugiemu LeClairowi. Następnie chwyciłam chłopaka za ramię i razem skierowaliśmy się w stronę dróżki, która ciągnęła się kilometr za naszym domem. We dwójkę codziennie pokonywaliśmy tą trasę z uśmiechami na ustach, bo wiedzieliśmy, że już za chwilę będziemy mogli zatopić się w naszym świecie. Świecie walki, rzucania i strzelania do celu, a także wolności. Za każdym razem, kiedy trzymałam szablę czułam rozpierającą mnie dumę oraz właśnie tą wolność. A były to wspaniałe uczucia; nieporównywalne do żadnych innych.

      Przy dróżce rosło mnóstwo drzew, które nadawały otoczeniu odrobinę mroczny wygląd. A gdy było już zupełnie ciemno i księżyc był w pełni, wszystko wyglądało tutaj niczym żywcem wyjęte z horroru. Jednak ani mnie, ani mojego brata nie łatwo było przestraszyć; co to, to nie. Moglibyśmy godzinami spacerować po opuszczonym cmentarzu, a nawet wstające z grobów trupy nie zrobiłyby na nas większego wrażenia. Po prostu dobylibyśmy naszych broni i rozpędzilibyśmy całą hołotę.

Assassin's Creed: LibertyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz