IX.

905 64 13
                                    

Rheagarys tak przyjemnie było leżeć pod wełnianym kocem, gdy poranek wszystko wokół pokrywał rosą. Spała spokojnie i głęboko, wykończona po tylu dniach spędzonych na wędrowaniu przez bezkresne pustkowie. Na nogach miała bolesne obtarcia, mięśnie też nieustannie dawały o sobie znać. Była wyczerpana i tylko sen przynosił jej ulgę. Spała więc głęboko, oddychając spokojnie.

Nagle, wciąż otumaniona nocnymi marami, poczuła jak ktoś gwałtownie szarpię ją za ramię. Otworzyła zaspane oczy i zobaczyła nad sobą jednego z jeźdźców, przed którym wcześniej ostrzegał ją mężczyzna.

- Dość spania, bękarcie. Wstawaj, albo potraktuję cię tak, że nie będą cię chcieli kupić nawet do najpodlejszego burdelu. – zaśmiał się, a dziewczynka wzdrygnęła się, gdy poczuła jego cuchnący oddech na swojej twarzy. Chłodne powietrze szybko ją otrzeźwiło i chwilę później była już gotowa do dalszej drogi. Choć nadal dławiła szloch, a oczy szkliły się i piekły, starała się, by nikt nie zauważył, jak bardzo się boi. Płacz w niczym by jej teraz nie pomógł.

Dni mijały, zlewając się ze sobą. Każdy z nich wyglądał tak samo, jak poprzedni. Za dnia galopem przemierzali pustkowia, w nocy odpoczywali pod czujnym okiem wartowników. Rhaegarys, mimo prób ochrony skóry przed słońcem, mocno poparzyła ramiona i plecy. Piekły ją i zarazem swędziały, dlatego dziewczynka odetchnęła z ulgą, gdy dotarli do bram opuszczonego miasta i mogli nareszcie choć na chwilę skryć się w cieniu. Studnia, stojąca pośrodku dziedzińca, okazała się działać i mimo, że woda z niej potwornie cuchnęła, dziewczynka nabrała pełne wiadro i z pomocą znajomego mężczyzny, którego imię brzmiało Edric, zaniosła je do najbliższej chaty, gdzie mogła w spokoju się odświeżyć. Szybko zrzuciła z siebie poszarzałe od pyłu ubranie i wskoczyła do napełnionej, miedzianej balii. Odetchnęła z ulgą, gdy poczuła chłodne krople na rozgrzanej skórze. Z ramion i pleców naskórek odchodził płatami, a miejsca świeżo pozbawione cielesnej powłoki były podrażnione i obrzęknięte. Próbowała rozplątać włosy, które w ostatnich dniach zmieniły się w jeden wielki kołtun, gdy usłyszała pukanie.

-Rhaega, pośpiesz się! – zza drzwi dobiegł zduszony głos Edrica.

Dziewczynka prędko wypłukała włosy, mimo że woda była już tak brudna, że prawie czarna. Nie chciała, żeby Edric miał później kłopoty przez bycie zbyt uprzejmym w stosunku do niej. Naciągnęła sfatygowaną koszulę i spodnie z przewiewnego materiału, które udało jej się znaleźć w skrzyni, stojącej w kącie izby. Spodnie były nieco zbyt obszerne i nieustannie zsuwały się jej z bioder, więc przewiązała je kawałkiem sznura. Wilgotne kosmyki przeczesała jedynie palcami, a stare, brudne ubranie rzuciła obok balii. Otworzyła drzwi, a stojący zza nimi Edric na jej widok wybałuszył oczy, zaskoczony.

- Wyglądasz jak inne dziecko. Na pewno tylko brałaś kąpiel? – powiedział niby poważnie, ale zdradziły go oczy, w których lśniły radosne iskierki. Wyglądał, jakby naprawdę cieszył się na jej widok. Dla Rhaegarys było to coś nowego – matka przeważnie ignorowała dziewczynkę, poświęcając się w całości opiece nad smokami. Teraz, gdy mężczyzna patrzył na nią z taką sympatią, poczuła się niezręcznie. Po chwili jednak jeździec zmienił temat i zaczął dzielić się z nią swoimi podejrzeniami dotyczącymi historii miasta i jego mieszkańców.

- Widzisz, Rhaega? Zostawili ubrania, żywność, cenne przedmioty. Podobno Joren znalazł w jednej z chat sporą ilość złota. To pewne, że musieli w pośpiechu wyjechać. Pojechali konno, stajnie są całkowicie puste. Być może zostaniemy tu kilka dni. Odpoczniemy trochę i ruszymy w dalszą drogę. Ale zasłużyliśmy na chociaż trochę odpoczynku. Szczególnie ty... - spojrzał na dziewczynkę z troską.

- Nie miałem okazji, żeby powiedzieć ci, jak bardzo jest mi przykro. Gardzę sobą i ludźmi, których muszę nazywać moimi towarzyszami. Porwaliśmy niewinne dziecko, córkę Matki Smoków. Nie potrafię sobie nawet wyobrazić, jaki koszmar teraz przeżywasz. Jest tu kilku takich, którzy cię nienawidzą, ale nawet sami nie wiedzą, dlaczego. Ale możesz pamiętać, że zawsze, gdy będziesz potrzebowała mojej pomocy, zrobię co będę mógł. Jestem ci o winny. Wszyscy jesteśmy. – kontynuował, gdy oboje szli przez opuszczone uliczki. Z oddali dochodziły głosy pozostałych; Rhaegarys rozpoznała głos Jorena, który przechwalał się znalezionymi kosztownościami.

Zrodzona o brzasku [Gra o Tron]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz