VII.

995 78 2
                                    

Słowa Tyriona sprawiły, że tego wieczoru Rhaegarys nie mogła usnąć.Leżąc na legowisku złożonym z mat i wełnianego koca, przewracała się z boku na bok przez całą noc. Gdy ujrzała przez szparę pierwsze promienie wschodzącego słońca, wybiegła z namiotu i wyciągnęła rączki ku niebu. Powitała świt śmiechem i tańcem. Wirowała wśród namiotów, wzbijając w górę bosymi stopami kłęby pustynnego pyłu. Nagle do jej uszu doszedł przeciągły gwizd.

Odwróciła się, szukając źródła dźwięku. Dostrzegła niewielką sylwetkę siedzącą przy niemal wygasłym ognisku. Podbiegła do paleniska, podskakując radośnie i usiadła na leżącej w pobliżu macie z sitowia.

- Witaj, młoda przyjaciółko. – powiedział Tyrion, popijając wino z dzbana. – Widzę, że humor zdecydowanie ci się poprawił.

Dziewczynka zaśmiała się w odpowiedzi.

- To trudne, smucić się w tak piękny dzień. Czuję, że dziś wydarzy się coś wspaniałego.

- Mam nadzieję, że twoje przypuszczenia okażą się prawdą. Ostatnio byłem świadkiem zbyt wielu okrutnych wydarzeń.

- Widziałeś kiedyś śmierć, Tyrionie? –zapytała Rhaegarys, poważniejąc.

- O tak. Wielokrotnie sam ją zadawałem. Mogą zwać mnie małpą lub krasnalem, ale miecz w mojej dłoni jest równie zabójczy, co w ręce wojownika z Miejskiej Straży. Unikaj miecza, dziecko. Unikaj zadawania bólu, bo każda dusza, którą pozbawisz ciała, będzie cię prześladować, czyhając na moment odpowiedni, by zadać ci cios.

- Moja matka zabijała. Najpierw zabiła tę czarownicę, w dzień, gdy zabiła także mojego ojca. I próbowała zabić mnie.

- Khaleesi była młoda. Nadal jest młoda. Przydarzyło się jej zbyt wiele rzeczy, na które nie była jeszcze gotowa. Śmierć często jest przyjacielem, moja droga. Trzeba umieć czuć, kiedy należy ją wezwać. –karzeł wstał z ziemi z głębokim westchnięciem. – Cóż, chyba należy mi się chwila snu. Źle ostatnio sypiam, widocznie pustynne powietrze mi nie służy.

Rhaegarys patrzyła, jak sylwetka Lannistera znika w jednym z namiotów. Następnie również skierowała się w kierunku swojego namiotu, jednak zawahała się, nim weszła do środka. Wielu jeszcze spało, także jej matka i służki. Zdecydowała, że zdąży jeszcze pójść na mały spacer, zanim Irri i Eroeh zaczną przygotowywać śniadanie.

Wędrowała samotnie przez pustkowie, nie zważając na coraz gorętszy piach, który zaczynał już parzyć jej stopy. Daenerys kazała jej nosić sandałki, ale dziewczynka starała się za wszelką cenę unikać zakładania ich. Nie przejmowała się, że często raniła sobie stopy o ostre trawy czy drobne skały. Buty nie były jej potrzebne.

Szła coraz dalej, aż obozowisko zupełnie znikło jej z oczu. I wtedy dopiero dostrzegła na horyzoncie wysoko unoszące się kłęby pyłu, jakby co najmniej siedmiu jeźdźców zbliżało się galopem. Rhaegarys przystanęła, zaskoczona. Nie zauważyła, żeby jacyś jeźdźcy wybrali się na zwiady. Rakharo z paroma wojownikami wrócili kilka dni temu z wyprawy do opuszczonych ruin, znajdujących się niedaleko Meeren. Postacie zbliżały się coraz bardziej, dziewczynka mogła już dostrzec gęstą pianę na końskich pyskach. W oczy uderzył ją piach, gdy jeźdźcy nagle zatrzymali się tuż przy niej. Zdezorientowana przecierała załzawione oczy, kaszląc i próbując odgarnąć chmurę kurzu, który nieznośnie drapał ją w gardło. Niewyraźnie słyszała krzyki nieznajomych , zupełnie jakby miała w uszach watę. Pisnęła, gdy poczuła, gdy czyjeś duże ręce zaciskają się wokół jej tali i wrzucają ją na siodło. Próbowała zeskoczyć z konia, ale tuż za nią usiadł rosły mężczyzna, unieruchamiając ją masywnym ramieniem, a drugą ręką chwytając wodze i zmuszając zwierzę do biegu.

*****

- Powinnaś wreszcie przenieść się do pałacu, khaleesi. Smoki zamknięte w katakumbach, królowa miasta błąkająca się po pustkowiu. Siedzisz uparcie w tym namiocie, wdychając ten okropny pustynny pył i próbując zapomnieć, że jesteś władczynią Mereen. Daenerys, nie możesz wiecznie się chować! Najwyższy czas wyjść z ukrycia i spojrzeć wrogom w oczy! – krzyczał Tyrion. Jego brzydka, okaleczona twarz poczerwieniała z wściekłości.

- Chciałabym, Tyrionie! Mam dość tego miejsca! Ale mam córkę, o której bezpieczeństwie muszę myśleć! Ile już było ataków na mnie? Co stanie się z Rhaegarys, gdy nasi wrogowie dowiedzą się, gdzie obecnie się znajduję? Nie mogę narażać jej życia!

- Za chwilę każdy będzie wiedział, gdzie się ukrywacie. Mam wątpliwości, czy tu jesteście bezpieczniejsze niż za murami Mereen. Nie odpychaj od siebie prawdy, królowo! Prędzej czy później będziesz musiała stanąć do walki!

Daenerys spuściła wzrok.

- Ta chwila jeszcze nie nadeszła. – wykrztusiła. W kącikach jej oczu zaczęły gromadzić się łzy, które dziewczyna za wszelką cenę starała się powstrzymać.

Siedzieli w milczeniu, wpatrując się w ziemię. Oboje gwałtownie drgnęli, gdy do namiotu wtargnęła Eroeh.

- Rheagarys! – wyjąkała, nim ugięły się pod nią nogi a służąca opadła na jeden z wielobarwnych dywaników, porozrzucanych po namiocie khaleesi.

- Co z nią? – wykrzyknął Tyrion, gwałtownie się podnosząc.

- O-ona...zniknęła.

-----

Mały prezent z okazji Sylwestra. Moim tegorocznym postanowieniem jest częstsze publikowanie nowych rozdziałów ;)

Mam nadzieję, że miło się czytało i życzę Wam wszystkiego najlepszego w Nowym Roku <3


Zrodzona o brzasku [Gra o Tron]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz