W pralni centrum handlowego Detroit siedział pewien podejrzany typ. Jeżeli - tak jak podejrzewała większość otoczenia - wspomniany typ był bandziorem i należał do jakiegoś gangu, to koledzy kryminaliści bez wątpienia powinni nadać mu ksywkę „Jeżyk". Wszystkie elementy powierzchowności faceta błagały o taki właśnie pseudonim. Po pierwsze - czarne, sterczące na wszystkie strony, włosy. Po drugie - kolczyki w kształcie kolców. Po trzecie – ozdobiona ćwiekami skórzana kurtka. A na koniec – T-shirt z obrazkiem (no nie uwierzycie!) przedstawiającym prawdziwego jeża z uroczo ułożonym na igłach jabłuszkiem.
Jeżyk, proszę państwa. Koleś zdecydowanie był Jeżykiem. W świecie zwierząt mało które stworzenie miało ochotę na bliższą znajomość z jeżem. A pojawienie się jeża na polanie zwykle wywoływało masowy popłoch. W świecie ludzi, rzecz jasna, wydarzyło się coś podobnego – przybycie podejrzanego typa natychmiast zniszczyło sielankową atmosferę pralni.
W dużym skrócie: w poczekalni znajdowały się dwie długie ławki. Od pojawienia się Jeżyka, na jednej non stop dochodziło do jakiś przepychanek. Biznesmeni byli agresywnie strącani na podłogę przez matki z dziećmi, matki z dziećmi traciły miejsce na rzecz zrzędliwych staruszek, potem zrzędliwe staruszki odbierały swoje ubrania, biznesmeni ponownie siadali i wojna wybuchała od nowa.
Nikomu nawet nie przeszło przez myśl, by zbliżyć się do świecącej pustkami ławki numer dwa. Nikt nie miał dość odwagi, by usiąść obok Jeżyka. Przynajmniej do czasu, aż do pralni wmaszerował z gracją pewien srebrnowłosy elegancik. Ów przystojniak z wypucowanymi trzewikami, wyregulowanymi brwiami i koszulą za sto euro, jak gdyby nigdy nic oddał poplamiony płaszcz, wziął numerek, przycupnął obok naszpikowanego igłami chuligana, a nawet rzucił doń pogodne „cześć"!
Viktor Nikiforov zawsze przyciągał sporo uwagi. Tym razem jednak stał się obiektem zainteresowania z trochę innych powodów, co zwykle. Ludzie nie gapili się na niego, dlatego że był pięciokrotnym Mistrzem Świata, najseksowniejszym sportowcem, żywą legendą, itepe itede. Gapili się na niego, ponieważ usiadł w pralni obok kolesia, który wyglądał, jakby dopiero co został wypuszczony z więzienia. Sam legendarny łyżwiarz oczywiście kompletnie nie rozumiał, skąd to całe poruszenie...
Należało powiedzieć to wprost: Viktor był stworzeniem nieco różniącym się od reszty społeczeństwa. Jego odmienność manifestowała się między innymi w fakcie, że w ogóle nie obawiał się gangstero-podobnych dziwolągów. Jeśli już, gangstero-podobne dziwolągi obawiały się jego. Tak jak tamta para motocyklistów, która niegdyś uciekła przed nim z parkingu. Jego dwunastoletnie ja bardzo to wtedy przeżyło („Ale dlaczego uciekli, Yakov?! Ja przecież tylko zaproponowałem, że pomaluję im paznokcie! Co ja robię nie tak? Dlaczego nikt mnie nie luuuubiiii?!").
Jeżyk również nie wydawał się rosyjskiej legendzie łyżwiarstwa groźny. Ba, w normalnych okolicznościach, Vitya pewnie by do niego zagadał.
CZYTASZ
Dawno temu w Detroit (Yuri on Ice )
FanfictionPodczas wycieczki do Detroit do Yuuriego wracają wspomnienia niefortunnego debiutu seniorskiego. W tym samym czasie wychodzi na jaw straszny incydent poprzedzający pobicie rekordu świata przez Viktora. Czy konieczność zmierzenia się z demonami przes...