•3•

432 21 7
                                    

Adelaine mogła poczuć na sobie wzrok Martijna, podczas gdy ona kurczowo trzymała swój dawny kubek.

Nie wiedziała, czy Martijn zrobił jej tym sposobem na złość czy może jeszcze coś czuł. Jednak trzymając szary kubek, który mógł utożsamiać się z jej samopoczuciem czuła się niebezpiecznie na miejscu. Tak jakby między nimi nic złego się nie stało. Ale rzeczywistość była inna. Bardziej mroczna.

- Jak Londyn?- usłyszała nagle, powodując, że zadrżała. Uniosła wzrok i zobaczyła te tak bardzo znane, zielone tęczówki.

- Deszczowy. Jak trasa?- odparła, nie odrywając wzroku od niego.

- Świetna. Na długo zostajesz?- zapytał, jakby delikatnie się ożywiając.

- Słuchaj, Martijn...nie przyszłam na wymianę pogawędek. Przyszłam poznać prawdę- rzuciła niechętnie, jakby czując, że to co usłyszy jeszcze bardziej ją zrani.

Martijn spuścił wzrok a na jego ramionach urósł niewidoczny ciężar.
I oto nadszedł ten moment. Ten moment, w którym nie wiedział co powiedzieć.

Przetarł dłońmi twarz i głęboko westchnął. Zwilżył usta językiem i w końcu zdecydował się odezwać. Trudno, co będzie to będzie.

- Nie wiem co sobie wtedy myślałem. Ciągłe życie w biegu, ty nie mogłaś wyrwać się z pracy, ja nie mogłem zostać w Amsterdamie ze względu na trasę. Więc kiedy Lindsay się napatoczyła, kierował mną impuls- wyjaśnił, co spotkało się z głośnym prychnięciem.

- Niezaspokojone pragnienia? To twoja wymówka?- nienawiść jaka z niej buchała, tylko upewniała go, że jest za późno- I jaki impuls powtarza się tak samo trzy razy!- dodała, podnosząc się z miejsca. Martijn spojrzał na nią zszokowany.

- Co? Jakie trzy razy?- Adelaine spojrzała na niego chłodno. Nie rozumiała jak mógł cały czas kłamać, kiedy jedyne co chciała, to prawdy.

- Nie pamiętasz ile razy ją pukałeś?- zakpiła- Czy może były jeszcze jakieś inne, dlatego nie pamiętasz?- miała ochotę go spoliczkować. Kilkakrotnie i jak najmocniej.

Martijn podniósł się z fotela, patrząc na nią z niezrozumieniem.

- Przestań! Nie było żadnych trzech razy ani innych dziewczyn. Zdradziłem Cię, owszem, zgodzę się. Ale zrobiłem to raz! I za ten raz będę pokutować do końca swojego życia, bo nie mogę sobie wybaczyć, że zrobiłem Ci coś takiego- wyznał, wpatrując się w jej przepełnione łzami oczy.

Chciała być silna. Chciała mu pokazać, że to ją nie rusza. Jednak nie mogła. Nie potrafiła. Dotknęło ją to, tak jakby jej serce przebijało milion szpilek, powodując, że obficie krwawiło.

- Kłamstwa! Jeszcze więcej kłamstw!- rzuciła, kierując się do wyjścia. Martijn nie mógł na to pozwolić. Momentalnie pobiegł za nią, grodząc jej przejście. Ból w oczach Adelaine powodował niewyobrażalny ból w jego klatce piersiowej.

- Lainie...- zaczął cicho, jednak dziewczyna tylko zamachnęła się ręką, uderzając go w policzek. I to było jak ostatni gwóźdź do trumny jego uczuć. Pozostała pustka.

Adelaine miała go wyminąć, jednak nie mógł pozwolić jej wyjść. Jeszcze nie teraz.

Dlatego niewiele myśląc, złapał ją za łokieć i przyciągnął ją, zamykając w silnym uścisku swoich ramion.

Adelaine próbowała się wyrwać, jednak on wciąż uparcie ją trzymał. Trzymał ją nawet wtedy, kiedy już wykończona osunęła się na podłogę, cicho łkając.

Bo gdy była przy nim, nigdy nie pozwoliłby jej upaść.

~•~

Niewielkie promienie słońca, przebijały się przez rolety, powodując, że dziewczyna przebudziła się.

There For You • mggOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz