- Zapraszam w moje skromne progi- odezwał się Martijn, otwierając przed Adelaine drzwi. Posłała mu lekki uśmiech, mijając go i wchodząc do mieszkania, które jeszcze kilkanaście miesięcy temu było również jej.
Zdjęła kurtkę, odwieszając ją na wieszak i spojrzała na Martijna, który męczył się ze zdjęciem buta, bez wyciągania wkładki.
- Tak to jest, kiedy nie założy się skarpetek- rzuciła rozbawiona.
- Wybacz byłem zbyt zajęty rzucaniem się na ratunek znudzonej brytyjce- odparował, dźgając ją palcem w żebro- Musisz mi też wybaczyć lekko bałagan- dodał, przechodząc w głąb mieszkania.
- Nie za wiele wymagasz?- rzuciła, idąc za nim. Martijn pokazał jej język przez ramię.
- Idę poszukać jakiś skarpetek i wracam. Postaraj się nie zanudzić przez te dwie minuty- poinformował, wbiegając po schodach.
Adelaine rozejrzała się po salonie i niewiele myśląc, wzięła się za ogarnianie bałaganu, jakiego chłopak narobił. Złożyła koc, poprawiła poduszki, brudne naczynia wstawiła do zmywarki. Gdy miała poprawiać stolik, do salonu wrócił Martijn, który widząc sprzątającą dziewczynę, parsknął śmiechem.
- Wiedziałem, że się nie powstrzymasz- przyznał a dziewczyna wyprostowała się, mierząc go wzrokiem. Na widok wściekłozielonych skarpetek uśmiechnęła się.
- Fajne skarpetki- przyznała, podając mu zegarek, który zostawił na stoliku. Chłopak przyjął go, zakładając na lewy nadgarstek.
- Tylko takie czyste znalazłem. Resztę wypadałoby wyprać- wyjaśnił a dziewczyna wywróciła oczami.
- Jeszcze nie nauczyłeś się obsługiwać pralki?
Chłopak wzruszył ramionami z niewinnym uśmiechem.
- Tak wyszło. Mama zazwyczaj przychodziła raz na dwa tygodnie i się tym zajmowała. Albo Helen.
- Helen?- dziewczyna uniosła brew.
- Tak, Helen. Moja sprzątaczka- wyjaśnił życzliwie.
- Sława mu całkiem padła na mózg- mruknęła pod nosem a potem dodała już głośniej- Zbierz wszystkie swoje brudne ubrania a ja w tym czasie zorientuje się co masz w lodówce. Nawet nie myśl, że zamówisz dziś pizzę- zakomunikowała, przechodząc do kuchni.
Na ustach Martijna pojawił się nieśmiały uśmiech. Czuł jakby wszystko było na swoim miejscu.
Adelaine w międzyczasie stała przed lodówką i zastanawiała się co zrobić. Jednak wiedziała, że mając ser i butelkę mleka wiele nie zdziała.
Wyciągnęła jakąś kartkę spod stolika w salonie i długopis z torby. Usiadła przy stole w kuchni i zaczęła pisać listę zakupów.
Gdy po kilku minutach w kuchni zjawił się szatyn, wręczyła mu kartkę z szerokim uśmiechem.
- Jedziesz na zakupy. Masz kupić wszystko co jest na liście. Bez wyjątku- zakomunikowała, włączając czajnik.
- Mam jechać do sklepu w taki deszcz?- jęknął, wskazując na okno.
- Bez wyjątku- powtórzyła dobitnie, mijając go- Ja ide wyprać twoje majty- puściła mu oczko i weszła po schodach na górę.
Martijn westchnął zrezygnowany. Chyba nie miał wyjścia, musiał jechać. Z miną męczennika zgarnął kluczyki z szafki i wciągnął buty, po to by chwilę później wyjść, trzaskając cicho drzwiami.
Adelaine w tym czasie dokonała analizy sterty ubrań leżących na podłodze. Nie mogła uwierzyć, że chłopak który ma jakiś skomplikowany program w jednym paluszku, nie umie włączyć najprostszej pralki. To jej się w głowie nie mieściło.
Kiedy wlała płynu do płukania, usłyszała dźwięk swojego telefonu. Widząc numer Halston westchnęła.
- Co się znowu stało?- zapytała przytrzymując telefon ramieniem. Zaczęła pozostałe ubrania dzielić na dwie sterty do prania.
- Jestem teraz w Castoramie i widzę takie fajne poduszki. Które bardziej beda pasować do salonu. Bordowe czy szare?
Blondynka zacmokała ustami. W sumie to oba te kolory rządziły w ich mieszkaniu w Londynie.
- Weź może obie. Zawsze przełamie nudę- poradziła, gasząc światło w łazience. Z chwilą, gdy schodziła na dół rozległ się dzwonek.
Zmarszczyła brwi. Czyżby Martijn o czymś zapomniał? Nie, przecież by nie dzwonił tylko od razu by wszedł.
- W sumie racja. Myślałam może żeby pod okno balkonowe kupić takie dwa duże lampiony. Akurat są w przecenie- poinformowała brunetka.
- Będziesz się o nie potykała za każdym razem, kiedy będziesz szła palić- zauważyła Adelaine, otwierając drzwi. I zamarła.
- Charelle.
- Adelaine.
Obie dziewczyny były chyba w tym samym stopniu zszokowane widząc tą drugą.
- Halston muszę kończyć. Rozejrzyj się za zasłonami- zakomunikowała i nim brunetka się odezwała, Adelaine zakończyła połączenie.
Nie spodziewała się ją tu zobaczyć ale z drugiej strony mogła się jej lepiej przyjrzeć. Dziewczyna nawet będąc w botkach była niższa od Adelaine. Ciemna karnacja, nieufne spojrzenie.
- Jest Martijn?- zapytała, dyskretnie zaglądając jej przez ramię.
- Pojechał do sklepu. Wróci pewnie dopiero za pół godziny- wyjaśniła rzeczowo- Wejdziesz? Właśnie miałam robić kawę.
- Nie chce się narzucać...- zaczęła na co Adelaine machnęła ręką. Nie chciała źle zaczynać z dziewczyną- Przyjaciele Martijna to moi przyjaciele. Wejdź, proszę- przesunęła się w drzwiach, wpuszczając dziewczynę.
Poczekała aż dziewczyna się rozbierze i przeszły do kuchni.
- Pijesz prawdziwą czy rozpuszczalną?- zapytała blondynka.
- Rozpuszczalną- odparła Charelle, rozglądając się- Trochę tu cicho bez niego.
- Bez obaw, jak wróci to nadrobi tą ciszę- parsknęła rozbawiona Adelaine, nalewając wodę do dwóch kubków. Postawiła je na stoliku w salonie by potem skierować się do szafki po jakieś ciastka.
- Widzę, że dobrze wiesz gdzie, co trzyma- zauważyła Charelle życzliwie.
- Kiedyś to był mój dom- uśmiechnęła się smutno na samo wspomnienie. Usiadła na fotelu obok dziewczyny, sięgając po swój kubek.
- Żałujesz?- zapytała niepewnie a gdy Adelaine na nią spojrzała, kontynuowała- Rozstania.
- Na początku nie. Nienawidziłam go za to co zrobił. Jednak widząc go teraz po półtorej roku, serce nadal przyspiesza. Widzę zmianę w nim. Widać, że żałuje, co automatycznie sprawia, że tracę głowę- westchnęła, upijając łyk.
- Jak długo byliście razem?
- Pięć lat. Znamy się praktycznie od zawsze.
- Zależy mu na tobie, to widać. Boli mnie, że to nie ja ale widocznie nie był mi pisany- westchnęła brunetka, jeżdżąc palcem po strukturze kubka.
- Przepraszam- wyznała blondynka.
- Przestań. Serce, nie sługa. Po prostu mu wybacz. Życie jest za krótkie by żałować sobie pięknych chwil- wzruszyła ramionami.
Adelaine zagryzła wargę, czując piekące oczy. Nie miała już sił by walczyć ze sobą. Gdzieś w środku nadal czuła, że kocha Martijna. Nie było sensu zaprzeczać. Jednak nie wiedziała jak sobie to wyobrazić. Ona w Londynie a on na całym świecie. Nie miała pojęcia czy to się uda. Nie wiedziała czy w to brnąć.
- Pójdę już. Przekażesz Martijnowi by do mnie zadzwonił? Mam małą sprawę do niego- Charelle podniosła się z kanapy i Adelaine automatycznie zrobiła to samo.
- Dziękuję- wyszeptała, czując bezsilność. Dziewczyna przytuliła ją serdecznie.
- Rozmowa potrafi zdziałać cuda. Spróbujcie.
Adelaine miała nadzieję, że Charelle ma rację
CZYTASZ
There For You • mgg
FanfictionPatrząc wstecz na te wszystkie lata, można powiedzieć, że te wszystkie gesty, spojrzenia ukształtowały nas jako ludzi...