Żartowałam!
No. Tak jakby.
Opowiadanie nie jest zawieszone ani z niego nie zrezygnowałam. Rozdziały będą dodawane, tylko po prostu rzadziej, z powodu braku czasu.Mam nadzieję, że wybaczycie mi ten mały żarcik❤
Pamiętajcie, że Was kocham ❤❤Adelaine siedziała oparta plecami o ścianę swojego pokoju, tarmosząc między palcami kosmyki swoich jasnych włosów. Spoglądała tępo na czarne wskazówki zegara, które zataczały koła na jego jasnej tarczy, wskazując godzinę dwunastą.
Przed oczami ciągle odtwarzała jej się sytuacja z wczorajszego wieczoru. Po osiemnastu miesiącach znów byli obok siebie, lecz tym razem między nimi stała także przegroda, która blokowała dziewczynę przed wykonaniem jakiegokolwiek kroku w stronę Martijna.
Jej myśli zaczęły analizować pytanie, dlaczego zdecydowała się pójść z Martijnem. Z jednej strony Adelaine pragnęła zostawić to daleko w tyle i już do tego nie wracać, lecz z drugiej strony ciekawość wobec chłopaka nasilała się coraz bardziej.
A co, jeżeli on faktycznie się zmienił?
Prawdą było to, że jedyną rzeczą, która blokowała dziewczynę przed Martijnem był strach przed ponownym zranieniem. Pamiętała bowiem te wszystkie samotne wieczory, gdzie pozbawiona jakichkolwiek chęci do życia siedziała w kącie swojego pokoju, wylewając z siebie kolejne łzy.
Zranił ją w najgorszy możliwy sposób. W ten, o którego Adelaine nigdy w życiu by go nie posądziła. Nie wiedziała, czy jest w stanie odbudować swoje zaufanie do Martijna, zatracone tak właściwie w jednej sekundzie.
Nie widzieli się tyle miesięcy. Minęło tyle czasu od feralnych zdarzeń.. A on wciąż nie zapomniał o niej. Nawet brak kontaktu i namowy innych do rezygnacji nie były w stanie pociągnąć Martijna do wyrzucenia swojej ukochanej ze swojego serca.
Kochał ją. Chciał być przy niej w każdym momencie, patrzeć na jej szczęście, wspierać ją. A tymczasem oboje skończyli ze złamanym sercem.
Tylko ona mogła przywrócić mu pełnię szczęścia.
Ona natomiast nie wiedziała, czy chce podjąć próbę ponownego dogadania się z nim.Liczyła, że gdy wróci do Londynu, wszystko się ułoży. Że rozdział zapisany pod tytułem Martin Garrix zostanie wydarty.
Nawet nie zwróciła uwagi, kiedy w jej reku znalazł się telefon a palce same wyszukały jego numer w kontaktach.
Dziewczyna wzdychając, przyłożyła telefon do ucha i w myślach modliła się, by chłopat jednak nie odebrał. W pewnym momencie nadszedł trzask, wywołując nagłe pojawienie się gęsiej skórki i Adelaine usłyszała jego głos.
- Adelaine?- zapytał, jakby niedowierzając w to, co widzi.
- Obudziłam Cię? Mogę zadzwonić później- pośpieszyła z pytaniem.
- Trochę ale to dobrze, bo zasnąłem na kanapie- wyjaśnił a chrypa w jego głosie powoli zanikała.
- Wiesz co zawsze sądziłam o spaniu na kanapie- mruknęła a po chwili zorientowała się co powiedziała. Nie byli parą, mógł robić co mu sie podoba a jej nic było do tego.
- Że dostanę zwyrodnień. Tak, wiem. Oglądałem Dextera i jakoś tak wyszło- wyjaśnił- Ale dzwonisz. Coś się stało?
- Nie, po prostu jest brzydka pogoda a ja jestem sama w domu...
- I dostajesz napadu melancholii- dokończył za nią. Nienawidziła, że tak dobrze ją znał- Mam przyjechać?
- Wolałabym byśmy posiedzieli u ciebie... Masz coś przeciwko?
- Pewnie, że nie. Będę po Ciebie za dwadzieścia minut- zakomunikował.
- Okey.
- Tylko się jakoś nie odwalaj- dodał a dziewczyna wywróciła oczami.
- Czyli co mam założyć? Dres?
- Albo legginsy. Nie mam zamiaru się dziś nigdzie wybierać. Jak weźmiesz jakąś piżamę też się nie pogniewam. Widzimy się niedługo- odparł i nim dziewczyna zdążyła się odezwać, rozłączył się.
Zrezygnowana odłożyła telefon na materac i podniosła się z podłogi. Podeszła do walizki i wyciągnęła jakieś ubrania na jutro. Nie miała zamiaru protestować. Rodzice są u dziadków i wrócą dopiero w niedzielę a Elliot i Katerina pojechali do rodziców Kateriny. Nie chciała być sama w dużym, pustym domu. Jeszcze w taką pogodę.
Jako, że z samego rana brała prysznic, musiała aby się przebrać. Wyciągnęła z walizki sweter i legginsy, zgodnie z małą sugestią Martijna i szybko przebrała się w nie, próbując namierzyć jakieś czyste skarpetki. W końcu w rogu walizki znalazła jakieś czarne i po powąchaniu, wciągnęła je na stopy.
Gdy miała właśnie związywać włosy, jej telefon zawibrował informując o połączeniu. Blondynka z konsternacją wymalowaną na twarzy podeszła do łóżka, chwytając za przedmiot.
- Nie powinnaś jeszcze spać, Halston? Jak się nie mylę do pracy idziesz za jakieś trzy godziny- oznajmiła, przełączając na głośnik.
- Mogłabym spać, gdybyś dała oznaki życia. Nie odzywasz się od trzech dni- odparła brytyjka niewyraźnie.
- Nie przesadzaj. Nathaniel jest?
- Tak. Wyszedł godzinę temu. A ty czemu tak wcześnie na nogach?
- Jest jest po dziewiątej- zauważyła Adelaine, związując włosy. Wrzuciła szczotkę do torby wraz z ubraniami na zmianę i piżamą.
- No właśnie. Rozumiem jak byłaś w pracy ale teraz masz wolne.
- Jet lag- odparła na odczepnego. Poszła szybko po szczoteczkę do zębów.
- Ha ha. Nie jesteś zabawna. Słyszę, że łazisz w tą i z powrotem. Gdzie się wybierasz?- Adelaine chwyciła za komórkę, wyłączając opcję głośnika i przyłożyła ją do ucha.
- Mam parę spraw do załatwieniana mieście- jak na komendę usłyszała klakson. Zerwała się, wyglądając przez okno. Czarny nissan stał przy chodniku.
- Pamiętaj o tych ramkach dla mnie!- krzyknęła Halston, nim Adelaine się rozłączyła.
Blondynka wrzuciła telefon do torby i zabrała jeszcze ładowarkę z kontaktu, nim na łeb, na szyję zbiegła na dół. Wciągnęła na stopy adidasy i zakładając kurtkę na ramiona, upewniła się, że wszystko jest okey.
Zdjęła klucze z haczyka i wyszła wprost w amsterdamski deszcz. Jednym sprawnym ruchem zamknęła drzwi i gdy schowała klucz w kwiaty, biegiem skierowała się w stronę auta. Martijn otworzył jej drzwi a dziewczyna z impetem wskoczyła na siedzenie pasażera.
- Chyba pada- stwierdził Martijn, gdy dziewczyna zdjęła kaptur. Spiorunowała go wzrokiem, gdy ten wybuchł śmiechem ruszając z miejsca.
CZYTASZ
There For You • mgg
FanfictionPatrząc wstecz na te wszystkie lata, można powiedzieć, że te wszystkie gesty, spojrzenia ukształtowały nas jako ludzi...