Z okazji moich urodzin wstawiam ten rozdział ✌ następny nie mam pojęcia kiedy się pojawi 😟
Gdy koncert się skończył, Adelaine marzyła by jak najszybciej się stąd wyrwać. Wsiąść w taksówkę i jechać do domu, by tam zawinąć się w swój kokon żałości i pozostać w nim do końca tygodnia.
Właśnie, zostało jej aby sześć dni.
Potem wróci do Londynu i wszystko będzie tak, jak być powinno. Żadnego cierpienia, żadnych nieprzyjemnych wspomnień. Tylko ona, Halston i ich małe mieszkanie na Dexter Street.
Zasunęła suwak kurtki i odwróciła się, tylko po to by zderzyć się z klatką piersiową Louisa.
- Dokąd to?- zapytał wesoło- Wieczór się jeszcze nie skończył.
- Taksówka na mnie czeka- odparła, próbując go wyminąć, jednak za każdym razem przewidział jej ruch, tym samym blokując jej raz po raz drogę.
- Nie ładnie tak kłamać. Nos Ci rośnie- oznajmił zadowolony. Adelaine miała ochotę w tym momencie, nadepnąć mu obcasem na stopę i z ledwością się powstrzymała przed uczynieniem tego realnym.
- Jestem zmęczona, Louis- westchnęła ciężko. Czy Louis zawsze musiał być taki uparty?
- Nie, nie jesteś. Z resztą za kilka dni wyjedziesz i znowu się nie będziemy widzieć szmat czasu- wzruszył ramionami. Adelaine zagryzła policzek od środka. Miał rację. Ten jeden raz mogła sobie odpuścić. I gdy miała już mu powiedzieć, że zostanie, do ich rozmowy wtrącił się ktoś inny.
- Jak to wyjeżdżasz za kilka dni??
Oboje z Louisem spojrzeli na Martijna, który pojawił się niespodziewanie niedaleko. Podszedł do nich z niezrozumieniem wymalowanym na twarzy. Nie, to było niezrozumienie pomieszane z bólem.
- Normalnie, wracam do Londynu, do pracy- wyjaśniła spokojnie, wsuwając ręce do kieszeni rozpiętej kurtki.
Louis postanowił się wycofać nim będzie za późno. Mruknął coś, że woła go Aubrey ale zarówno Martijn jak i Adelaine albo tego nie usłyszeli albo nie zwrócili na niego uwagi.
Martijn spojrzał w bok, przejeżdżając językiem po dolnej wardze, po czym przetarł twarz rękoma.
- Przejdźmy się- w końcu wydusił z siebie. Dziewczyna spojrzała na niego z niechęcią.
- Z chęcią ale naprawdę muszę już wracać do domu.
- Proszę... Lainie...
Jego wzrok był wciąż skupiony na niej. Tak jakby w tym momencie nie liczył się dla niego nikt, prócz niej.
Dziewczyna zsunęła swój wzrok na jego wyciągniętą dłoń. Z jednej strony marzyła by wrócić do domu i nie wkopywać się w nic związanego z nazwiskiem Garritsen. Jednak z drugiej strony między nimi zostało pełno niedomówień, których nie wyjaśnili poprzednim razem.
- Okey, ale niedaleko- przytaknęła, niechętnie chwytając jego dłoń. Od razu poczuła ciepło rozpływające się po jej ciele. Zupełnie zapomniała jak to było osiemnaście miesięcy temu, kiedy chodzili na długie spacery albo oglądali wspólnie Dextera.
Kwietniowa pogoda nie do końca postanowiła im pomóc. Gdy tylko opuścili gmach areny zimny wiatr otarł się o ich ciała, wywołując nieprzyjemne dreszcze. Jednak Adelaine w duchu się cieszyła. Może dzięki niemu uda jej się zachować trzeźwość umysłu i nie polegnie po całej linii.
Martijn na chwilę wysunął swoją dłoń by zasunąć kurtkę i po dwóch sekundach dziewczyna mogła poczuć jego ciepłe palce, które chwycił chowając wraz ze swoją dłonią do kieszeni.
Adelaine otoczył zapach jego perfum i nabrała ochoty, by położyć mu głowę na ramieniu i w pełni dać się prowadzić.
- Wiem, że płakałaś- odezwał się, rujnując panującą między nimi ciszę.
- Wcale nie- skłamała ale była w osiemdziesięciu procentach pewna, że nie uwierzył. Zawsze wiedział, kiedy kłamała.
- Jesteś fatalnym kłamcą, Lainie- odparł- Nie przekonasz mnie, że wszystko jest okey. Co się dzieje?- zapytał a ucisk jego palców delikatnie się zwiększył.
- Nic.
- Adelaine, porozmawiaj ze mną. Coś w domu?
- Nie. Nic się nie stało.
Martijn westchnął i zagrodził jej drogę.
- Wiem, że to co zrobiłem jest niewybaczalne ale staram się to naprawić. Chodzi o mnie? Nie możesz na mnie patrzeć? Brzydzisz się mnie?
Dziewczyna spuściła wzrok, przygryzajac wargę. Poczuła dłoń Martijna na policzku i przymknęła oczy, poddając się jego dotykowi.
- To świństwo zawsze będzie miało miejsce w moim mózgu. Świadomość, że zraniłem kogoś dla mnie najważniejszego nigdy mnie nie opuściła. I chodź chciałbym dać Ci spokój i żyć własnym życiem to nie potrafię. Odkąd zabrałaś swoje rzeczy codziennie myślałem co robisz, gdzie jesteś, czy udało Ci się odnaleźć szczęście. Nie funkcjonowałem bez Ciebie- wyszeptał, przytulając jej drobne ciało do siebie.
Przez kilka minut stali w milczeniu, po czym Adelaine oderwała się od niego, przełykając ślinę.
- Muszę iść- zakomunikowała, odgarniając niesforny kosmyk za ucho. Martijn niepewnie skinął głową, chwytając ją w pasie i prowadząc z powrotem w stronę hali.
Adelaine miała wsunięte dłonie do kieszeni a wzrok wbiła przed siebie, rozmyślając. Martijnowi zależało, to mogła sama zobaczyć. Jednak wciąż pozostawał uraz z przeszłości. Chciała mu zaufać, jednak nie potrafiła.
- Wyjdziesz gdzieś jutro ze mną?- zapytał, gdy stanęli przy jednej z taksówek.
- Muszę to przemyśleć- odparła niemal automatycznie. Martijn skinął głową, jednak w środku czuł rozczarowanie. Myślał, że chodź trochę udało mu się naprawić, to co zrobił.
Adelaine wsiadła do auta a Martijn patrzył jak odjeżdża i znika wśród amsterdamskich ulic.
Przetarł twarz rękoma i złapał się za włosy, czując napływającą rozpacz.
Spojrzał na swój nadgarstek, na którym widniały blizny.
Każdego poranka po jej odejściu, karał się na lewym ręku jednym cięciem. Nie wiedział nawet kiedy przeszło to na obie dłonie i biodro. Nie potrafił sobie wybaczyć, czegoś takiego. A Lindsay już nigdy więcej nie chciał widzieć. Gdyby wtedy nie zadzwoniła do drzwi, wszystko byłoby w porządku.Z jego oczu wypłynęły pierwsze łzy. Marzył by wraz z nimi zniknął wszelki ból, jednak wiedział, że życie nie jest takie proste.
Poczuł dłoń na ramieniu. Niechętnie odwrócił głowę w stronę Louisa, który miał troskę wymalowaną na twarzy.
Martijn spojrzał na niego smutnym wzrokiem.
- To mnie zabija. Nie chce tak żyć- zakomunikował spanikowany.
- Dasz radę, odzyskasz ją. Daj jej po prostu czas.
Miał cichą nadzieję, że przyjaciel miał rację. W innym przypadku, nie ma tu już dla niego miejsca. Bez niej, nic nie ma sensu.
![](https://img.wattpad.com/cover/108224802-288-k679598.jpg)
CZYTASZ
There For You • mgg
FanfictionPatrząc wstecz na te wszystkie lata, można powiedzieć, że te wszystkie gesty, spojrzenia ukształtowały nas jako ludzi...