Łapcie jedynkę. Opowiadanie oficjalnie rusza pod koniec czerwca!
➕✖
Mieszkając w Londynie nauczyłam się wielu rzeczy. Gdzie stanąć, żeby jak najszybciej złapać taksówkę. Jak się ubierać, żeby nie zmarznąć ale i nie udusić się z gorąca oraz brytyjskiego akcentu (ale to mogłam przypisać akurat Halston, która była przekonana, że faceci lecą na brytyjski akcent).
Dlatego wyobraźcie sobie jak dziwnie się czułam stojąc przed swoim dawnym domem w Amsterdamie, wpatrująca się tępo w budynek, w którym spędziłam swoje dzieciństwo jak i lata licealne.
Wciąż ta sama czerwona cegła kontrastująca z białymi oknami i białą werandą. Te same petunie w doniczkach na parapetach i ta sama skrzynka na listy, która liczbą złamań mogła konkurować ze skrzynką Braci Koala. Pamięta ją ktoś? Dwóch miśków koala latających samolotem i pomagające swoim przyjaciołom w potrzebie. Coś świta? Nie? No to odsyłam do wyszukiwarek internetowych.
To nie tak, że odkąd wyfrunęłam z rodzinnego gniazda, już nigdy tu nie wróciłam. Wręcz przeciwnie. Spotykaliśmy się kilka razy w roku. Urodziny, rocznica rodziców, święta. Zawsze się coś znajdowało. Z resztą mama mi przekazywała najświeższe plotki z ulicy, więc czułam się jakbym nigdy stąd nie wyjechała.
- To zadziwiające, że ten dom nigdy się nie zmienia- stwierdził Elliott, pojawiając się obok mnie z małą Emmą na ręku, tym samym wyrywając mnie z zadumy.
- Tak, czuje się jakbym miała wciąż osiemnaście lat- przytaknęłam zgodnie.
- No przykro mi, masz dwadzieścia jeden - zauważył uszczypliwie, za co szturchnęłam to w żebra. Emma zachichotała.Elliott był moim starszym bratem. Wyprowadził się do Rotterdamu trzy lata przed moim wyjazdem do Zjednoczonego Królestwa. Jednak przez pracę, odwiedzał rodziców rzadziej niż ja, mimo mniejszej odległości. Dwa lata temu ożenił się z Carą, z którą spotykał się z pięć lat, nim wziął się w garść i się jej oświadczył. Po pół roku od ich ślubu urodziła się Emma, która stała się oczkiem w głowie moich rodziców.
- A ty dwadzieścia pięć. Czy to siwy włos w twojej bajecznej czuprynie?- sięgnęłam do jego włosów, sprawiając, że odsunął się z obawą.
- Okey, osiągnęłaś cel. Wejdźmy w końcu, bo ten głupi kundel van Crocków nigdy się nie przymknie- rzucił niechętnie. Prychnęłam prześmiewczo, wciągając swoją walizkę po schodach. No może nie do końca moją. Moją popsułam podczas ostatniej wizyty i tak się złożyło, że nie zdążyłam zakupić drugiej. Więc tym razem byłam w posiadaniu wściekłozielonej walizki należącej do Halston Birmigham. Śmiech na sali, doprawdy.Otworzyłam niepewnie drzwi wejściowe i juz w progu przywitało mnie szczekanie naszej suczki, Asany. Była maltańczykiem i dałam ją w prezencie rodzicom, gdy wyjeżdżałam, by im się za bardzo nie nudziło.
- Cześć, słodziaku. Gdzie masz panów?- zacmokałam do niej, przykucając do niej, by poklepać ją po głowie. Asana zaszczekała machając wesoło ogonem, wprawiajac w ruch obrożę.
- Weź przejdź a nie zastawiasz całe wejście- burknął Elliott, próbując przecisnąć się między mną a drzwiami z dwoma walizkami. Wywróciłam oczami.
- Dopiero przyjechaliśmy a Ty już zaczynasz litanie narzekań- rzuciłam, ściągając płaszcz. Wtedy w przedpokoju pojawiła się mama w fartuchu i ścierką w dłoni.
- Tak myślałam, że słyszę Elliotta- zaświergotała, chwytając go w objęcia - Richard, podnieś się z kanapy. Twoje dzieci przyjechały!- krzyknęła głośno, sprawiając, że skrzywiłam się. Chłopak spojrzał na mnie błagalnie ale ja posłałam mu tylko spojrzenie typu było częściej przyjeżdżać. Wtedy jak na złość mama oderwała się od niego i swoją matczyną miłość przelała na mnie.
- Co ten Londyn z Tobą zrobił?! Wyglądasz jak szkapa!- żachnęła oburzona, mierząc mnie wzrokiem. Wtedy do wesołej grupki dołączył tata w lekko potarganych włosach i pogniecionej koszuli.
- Uspokój się Maureen, wygląda dobrze- odezwał się zirytowany. Posłałam mu dziękczynne spojrzenie- Przechodźcie a nie stoicie jak kołki we własnym domu- zarzucił i wziął na ręcę Emmę, która już mocno przylgnęła do jego szyi. Elliott wywrócił oczami, zdejmując kurtkę i buty. Katerina posłała mi rozbawiona spojrzenie, gdy ten miał mały problem ze zdjęciem prawego buta.
- Jak on w łóżku taki nieporadny, to Ci współczuję- rzuciłam, chwytając za swoją torbę i zostawiłam słodką parkę za sobą, przechodząc do salonu. Opadłam na fotel, na którym zwykle siedziałam, gdy jeszcze tu mieszkałam i poczułam jak moje kości się rozpływają. Dopiero teraz poczułam jak lot dał mi się we znaki.
Wyjęłam telefon z torebki i napisałam wiadomość do Halston z informacją, że dotarłam i pogadamy wieczorem.
Elliott bez żadnego słowa wpakował mi się na kolana, wywołując jęki bólu i oburzenia.
- Nie ważysz piętnastu kilo. Zjazd.
- Nie widzieliśmy się tyle czasu. Musimy to nadrobić- uśmiechnął się złośliwie i nim zrozumiałam co miał na myśli, przejechał językiem po moim policzku.
- Fuuu! Ile ty masz lat? Cztery?!- zrzuciłam go z kolan, wycierając rękawem ślad po jego płynach ustrojowych.
- Przyznaj, tęskniłaś- puścił mi oczko z podłogi. Wywróciłam zdegustowana oczami.
- Tak. Nocami nie spałam, myśląc o tobie- zironizowałam, dodatkowo to kopiąć. Z perspektywy innych ludzi zachowywaliśmy się może jak dzieci, jednak w ten sposób okazywaliśmy sobie uczucia od bardzo dawna. Od ciągnięcia za ubrania przez spychanie ze schodów po oblewanie się wodą. To było normą w tej rodzinie.- Mamo, a Ty twierdziłaś, że nie mam już brania!- krzyknął na cały dom- A tu nawet wróg facetów numer jeden Gaia przyznała, że nie może spać po nocach bo o mnie myśli!- nie umiałam powstrzymać wybuchu śmiechu. Elliott raził tak bardzo głupotą, że jedyne co potrafiłam robić to się z niego śmiać. Widząc moją reakcję podetknął mi pod nosem swoją stopę.
-Jesteś pochrzaniony, Delwood- skwitowałam, odpychając jego kończynę.
Mama, ktora weszła do pokoju i zobaczyła nas, czytaj mnie na fotelu, Elliota na podłodze z wyciągniętą nogą przed moją twarzą, nie powstrzymała uśmiechu.
- Pies to jednak nie zastąpi waszej dwójki- skwitowała pogodnie. Elliott spojrzał na mnie rozbawiony.
- No właśnie. Co Ty za szczura wybrałaś? Nie mieli prawdziwych psów tylko jakieś parówki?- zakpił prześmiewczo. Chwyciłam poduszkę z kanapy i rzuciłam w niego, atakując go. Mama miała rację, tego debila nie dało się zastąpić.
CZYTASZ
There For You • mgg
Fiksi PenggemarPatrząc wstecz na te wszystkie lata, można powiedzieć, że te wszystkie gesty, spojrzenia ukształtowały nas jako ludzi...