Rozdział 20

5.9K 179 29
                                    

Słowa Davida zaskoczyły mnie na tyle, że podążałam jego śladami niczym otumaniona. Wprowadził mnie do naszego pokoju, po czym jednym sprawnym ruchem zamknął drzwi i przyparł mnie swoim ciałem do ich zimnej powierzchni. Czułam się sparaliżowana, gdy zachłannie zaczął składać mokre pocałunki na mojej szyi, palcami bawiąc się rąbkiem bluzki, którą miałam na sobie. 

- Jesteś taka seksowna - wymruczał, praktycznie nie odrywając ust od skóry, którą w dalszym ciągu napastował.  Wkrótce, ze zniecierpliwieniem pozbył się górnej części mojej garderoby, dłońmi sunąc wzdłuż kręgosłupa i jeszcze mocniej dociskając mnie do swojego ciała. 

- David... - starałam się wtrącić, choć kompletnie nie wiedziałam jak zachować się w tej sytuacji. Chłopak zdawał się to jednak ignorować, albo co gorsza - wykorzystał jako zachętę, chwilę później dobierając się do guzika moich spodenek. Delikatnie odepchnęłam jego dłonie, na co zareagował zadziornym uśmieszkiem, łapiąc mnie za pośladki i podnosząc do góry tak, bym musiała opleść go nogami w pasie. Chwilę później, zażenowana zaistniałą sytuacją, leżałam już na łóżku, a chłopak w dalszym ciągu usiłował mnie rozebrać. I już prawie mu się to udało, gdy zostałam w samej bieliźnie, ale właśnie wtedy postanowiłam to zakończyć raz, a dosadnie. Zebrałam w sobie całą siłę i zepchnęłam go na bok, przybierając lekko rozzłoszczony wyraz twarzy.

- Nie rozumiesz, że nie chcę? - zapytałam, wyraźnie akcentując dwa ostatnie słowa.

- O co Ci chodzi? - brunet z podirytowaniem usiadł na łóżku tuż obok, wlepiając we mnie swoje ciężkie spojrzenie. 

- Nie chcę się z tobą kochać do cholery! Jak mam ci to wytłumaczyć, żebyś wreszcie zrozumiał? - początkowo podniosłam ton głosu, opamiętując się jednak w porę, co by nie robić niepotrzebnej szopki. Podniosłam się i pochwyciłam z podłogi moje spodenki, od razu zamierzając je również ubrać. 

- Przecież jesteśmy razem! Więc jaki masz z tym problem? A może po prostu cię nie pociągam co? - odparł, śledząc moje poczynania z wyraźnym niezadowoleniem. 

- A więc to tak - zastygłam, obarczając Davida spojrzeniem, w które mimowolnie wkradła się nuta zawiedzenia. 

- Zaproponowałeś mi związek tylko dlatego, żebym dała ci się przelecieć... - powiedziałam ciszej, po chwili szybko dopinając szorty i dla odmiany biorąc do ręki koszulkę. 

- Elizabeth... To nie tak - westchnął, najwyraźniej uświadamiając sobie w jak beznadziejnej sytuacji się aktualnie znalazł. 

- A niby jak!? - warknęłam, szybko ubierając ją na siebie - To dlatego nie chciałeś, żeby ktokolwiek się o tym dowiedział, tak? - zapytałam, aczkolwiek nie oczekiwałam żadnych wyjaśnień. Nie chciałam ich równie mocno, jak nie chciałam teraz widzieć Davida. 

- Możemy spokojnie porozmawiać do cholery? - zapytał, gdy ja już ruszyłam w kierunku drzwi. 

- Pierdol się David. Naprawdę nie sądziłam, że jesteś aż takim dupkiem - syknęłam, rzucając mu ostatnie, krótkie spojrzenie. Chwilę później wyszłam z pokoju, przecinając salon niczym strzała. Zignorowałam zaskoczone spojrzenia chłopaków i wyszłam z apartamentu, jadąc winą prosto na dół. Byłam wściekła i cholernie rozgoryczona, więc nie zamierzałam zostać tam ani minuty dłużej. Będąc już na zewnątrz, bez żadnego planu ruszyłam przed siebie, po drodze zahaczając o sklep monopolowy. Tam kupiłam moją pierwszą w życiu paczkę papierosów, by finalnie osiąść w jakimś opustoszałym parku. Włożyłam jednego pomiędzy wargi i sprawnie odpaliłam, głęboko zaciągając się dymem. W pewnym momencie, mój telefon zaczął wibrować, a na ekranie wyskoczyło połączenie od Davida. Bez skrupułów odrzuciłam je, odkładając smartfona na ławkę tuż obok. Był ostatnią osobą, z którą chciałam teraz rozmawiać. Co prawda chłopak dzwonił jeszcze kilka razy, ale w dalszym ciągu pozostawałam nieugięta, delektując się samotnością i próbując zebrać wszystkie myśli do kupy. 

Spaliwszy jednego papierosa, zadeptałam niedopałek i od razu wzięłam się za drugiego. W dalszym ciągu nie rozumiałam jak do tego doszło, że zaczęłam palić, ale muszę przyznać, że bardzo mnie to uspokajało. W pewnym momencie, kątem oka zobaczyłam postać idącą w moim kierunku. A dokładnie jej zarys, oświetlony przez światło pobliskiej latarni. Mimowolnie spięłam się z tego powodu, bo siedzenie w środku nocy, w ciemnym parku nie było zbyt mądre. Szczególnie, że dookoła nie było nikogo innego. 

Chłopak niewątpliwie szedł w moją stronę, a ja na samą myśl o tym poruszyłam się niespokojnie, starając się jednak nie zdradzać mojego zdenerwowania. 

- Cześć, masz może ogień? - zapytał, stając tuż przede mną. Przeniosłam na niego spojrzenie i choć nie mogłam dostrzec zbyt wielu szczegółów, to bez problemu zauważyłam, że jest dość wysoki, czarnoskóry i ma na sobie dużą bluzę z logiem jakiegoś sportowego klubu. 

- Jasne - przytaknęłam głową i wyjęłam z kieszonki zapalniczkę, chwilę później wystawiając ją w kierunku nieznajomego. Miałam cichą nadzieję, że odpali sobie papierosa, po czym odejdzie, ale nie. On go odpalił, po czym usiadł tuż obok, jakby nigdy nic. Mimowolnie się spięłam, chociaż starałam się nie panikować. 

- Co robisz tutaj sama o tak późnej porze? - zagadnął, wypuszczając z ust siwy obłoczek dymu. Czy to nie tak brzmią wszystkie pytania w filmach, po których dzieję się coś złego? 

- Pokłóciłam się z chłopakiem i potrzebowałam pobyć trochę sama i pozbierać myśli - wzruszyłam ramionami, lekko zaskoczona jego zachowaniem. 

Pokiwał jedynie głową, po czym po raz wtóry zaciągnął się papierosem. 

- Jesteś z Palm Springs? - zadał po chwili kolejne pytanie, a ja naprawdę zaczynałam czuć się jak na pieprzonym przesłuchaniu.

- Nie, przyjechałam tylko na festiwal - zmarszczyłam nieznacznie brwi.

- To tak jak połowa Stanów - zaśmiał się, na co sama również zareagowałam nieśmiałym uśmiechem. 

- Mam nadzieję, że bawiłaś się dobrze - dodał, zerkając na mnie. 

- Było świetne. Mam nadzieję, że kiedyś jeszcze tutaj wrócę - odparłam, powoli zaczynając się rozluźniać. 

- Powinnaś. Palm Springs jest świetne nie tylko ze względu na festiwale - uśmiechnął się, po czym rzucił peta na ziemie i zadeptał go butem. 

- No nic, idę do domu. Dzięki za ogień - pożegnał się i po prostu odszedł, na nowo zostawiając mnie samą. Chwilę śledziłam go wzrokiem, po czym sięgnęłam po telefon, który jeszcze chwilę wcześniej leżał tuż obok mnie, ale moja dłoń spotkała się jedynie z zimnym drewnem ławki. Czując nieprzyjemny dreszcz wzdłuż kręgosłupa, zaczęłam się rozglądać, ale nigdzie go nie było. Wtem uświadomiłam sobie, co tak na prawdę właśnie się stało.

- Hej! Mój telefon! - krzyknęłam za mężczyzną i zerwałam się na równe nogi. Ten słysząc mój głos obejrzał się przez ramię, po czym zaczął uciekać. Próbowałam go dogonić, ale był już za daleko. Po kilkudziesięciu metrach zatrzymałam się ze zrezygnowaniem, a z moich oczu wypłynął potok łez. Łez tak obfitych, że obraz stał się całkiem rozmazany, a ja poczułam się, jakby ktoś przyłożył mi z całej siły w splot słoneczny. Przykucnęłam na środku ścieżki i uderzyłam pięścią w ziemię. To nie był dobry pomysł, bo momentalnie okropny ból rozszedł się po moich palcach, a ostre kamyczki porozcinały delikatną skórę, brudząc ją szkarłatną krwią. Syknęłam i popatrzyłam na swoją poharataną dłoń. Kompletnie zapomniałam, że nienawidzę widoku krwi, więc od razu poczułam nieprzyjemne zawroty głowy. Ukryłam więc twarz w rękach i zaczęłam szlochać - kompletnie sama, bez telefonu i z nadmiarem negatywnych emocji, które zgromadziły się we mnie tego wieczoru. Czy może być gorzej? 


Hello, PrincessWhere stories live. Discover now