Rozdział II

6.3K 336 6
                                    

Obudziłam się zlana potem. Znowu miałam ten sen. Sen, który nawiedza mnie już od dobrych ośmiu lat, a mianowicie od przybycia do Port Royal. Od momentu gdy straciłam pamięć...
Zawsze jest taki sam. Najpierw siedzę w kajucie jakiegoś statku z mężczyzną, którego twarzy nigdy nie udaje mi się zapamiętać. Następnie słyszę kroki, a chwilę później do pomieszczenia wchodzi wysoki, czarnoskóry facet. Za nim mogę zauważyć większość, bądź całą załogę. Podchodzi do mnie szybkim krokiem, po czym wykręca mi ręce do tyłu. Czuje wtedy zdezorientowanie, bezradność, zdradę, ale też i gniew. Wyprowadza mnie na pokład okrętu. Kiedy się obracam widzę, że tamten mężczyzna jest również związywany i prowadzony na powierzchnię. Gdy oboje stoimy przy burcie podchodzi do nas pirat z małpką na ramieniu. Dookoła widać tylko ogień i szczątki statku, który zapewne przed chwilą zatopili. Nie mam pojęcia jakim cudem nie usłyszałam wybuchu armat.
- Barbossa - syczy gniewnie mój towarzysz.
- Wasz czas dobiegł końca. Teraz ja tu dowodzę - oznajmia z chytrym uśmieszkiem. - A pani już podziękujemy.
Po tych słowach podchodzi do mnie dwóch ludzi i całą swoją siłą wypychają mnie za burtę. Wpadam do wody. Ostatkiem sił próbuję wypłynąć na powierzchnię, lecz fale mi to skutecznie uniemożliwiają.
Nastaje ciemność.
Dalej nic nie pamiętam. Obudziłam się dopiero w eleganckim pomieszczeniu czując ból w całym ciele. Co rusz zadaję sobie pytanie kim do cholery jest Barbossa i jaką tożsamość skrywał mój towarzysz. Pamiętam, że od razu po przebudzeniu obok mnie zauważyłam śpiącego chłopca trzymającego delikatnie moją dłoń. Wytłumaczył mi później, że jest moim bratem oraz że wypłynął w morze razem z kupcami aby odszukać mnie i ojca. Niestety statek, na którym przebywał został zaatakowany przez piratów. Kiedy tak opowiadał mi o wszystkich zdarzeniach w jego oczach dostrzegłam żal, smutek, lecz także niewielką ulgę. Wiedziałam, że nie mógł kłamać. Potrafię z kilometra wyczuć kłamcę. Ten dzieciak był ze mną szczery. Nazywał się Will. Will Turner. A z tego co się dowiedziałam ja miałam na imię Anne Turner. W wieku czternastu lat ojciec zabrał mnie z rodzinnego domu abym razem z nim udała się na morze oraz dołączyła do marynarki. Tak mijały lata, a słuch po nas zaginął. Will był wtedy siedmiolatkiem. Cały czas wypytywał o nas matkę lecz ta nie udzielała mu nigdy jednoznacznych odpowiedzi. Dzień przed dziesiątymi urodzinami Willa nasza matka zmarła. Jednak przed śmiercią dostał od niej pewną wskazówkę i wyruszył na poszukiwania swojej zaginionej rodziny. Połączywszy mój sen i opowieści brata wszystko powoli układało się w jednolitą całość tylko na tą chwilę nie mogłam tego dobrze połączyć.

- Dobrze się spało? - z zamyślenia wyrwał mnie głos Willa.
- Szczerze mówiąc tak średnio - odpowiedziałam z grymasem.
- Znów miałaś ten sen? Wiesz, że to trochę dziwne? - zapytał siadając obok mnie na łóżku.
- No wiem. Nadal nie mogę pogodzić się z faktem, że nic nie pamiętam. To takie denerwujące... - westchnęłam. - A ty nie powinieneś szykować się czasem na dwór gubernatora? Przecież miałeś zanieść im miecz dla Norringtona. I przy okazji spotkać jakże cudowną Elizabeth - na to ostatnie poruszyłam znacząco brwiami.

- Proszę, nie zaczynaj - odparł z zrezygnowaniem jednak mimowolnie się uśmiechnął.
Elizabeth... tuż po tym jak wróciłam do zdrowia gubernator Swann zaproponował mi abym została opiekunką jego córki. Głównie kiedy on będzie wypływał w interesach. Nie mając innego wyjścia, zgodziłam się. W końcu potrzebowałam pieniędzy aby utrzymać siebie i brata. Kiedy Will dorósł pan Swann mu również złożył ofertę pracy, tylko że na stanowisku kowala w Port Royal. Do dzisiejszego dnia towarzyszę Liz praktycznie zawsze. Stała się dla mnie niczym członek własnej rodziny, dlatego cieszę się, że odwzajemnia ona uczucia jakimi darzy ją Will. Szkoda tylko, że żadne z nich się do tego nie przyzna.

Rozmyślania o Elizabeth przypomniały mi, że za moment będę musiała wcisnąć się w ciasną, dobrze dopasowaną suknię, aby towarzyszyć jej przy ceremonii, teraz już Komodora, Norringtona.

- Poczekasz na mnie chwilkę? Tylko szybko się przebiorę i pójdziemy tam razem - zwróciłam się do również pogrążonego we własnych myślach brata.
- Jasne, czekam na dole - to powiedziawszy udał się w kierunku schodów.
Niechętnie podniosłam się z łóżka i skierowałam ku szafie. Z pośród sześciu sukni, które dostałam od Liz wybrałam prostą, czarną z gdzieniegdzie bordowymi elementami. Do tego jeszcze ciemny wachlarz i złoty naszyjnik, który miałam ze sobą w dniu kiedy mnie znaleźli na morzu. Nie wiem od kogo go dostałam, ale czułam, iż ma dla mnie olbrzymią wartość. Nienawidziłam się malować, jednak moja praca wymagała ode mnie nienagannego wyglądu. Gotowa zeszłam na dół i dołączyłam do czekającego na mnie Willa.
Po kilku minutach marszu doszliśmy do posiadłości rodziny Swann. Nie zastanawiając się weszliśmy głównym wejściem i poprosiliśmy służącego, aby poinformował o naszym przybyciu gubernatora. Chwilę później pan Weatherby przywitał się z nami serdecznie.
- Pan i Panna Turner jak miło - powiedział ściskając dłoń Willa.

- Dzień dobry - powiedzieliśmy jednocześnie.
- Mam pana zamówienie - dodał brat otwierając pudełko i ukazując leżącą w nim idealnie wykutą szablę. Jestem z niego dumna. Aż mam ochotę wziąć ją do ręki i przećwiczyć parę ruchów, bo jeśli jeszcze nie wspomniałam zawodowo umiem się nią posługiwać. Codziennie uczę brata nowych sztuczek. Nie powiem szybko się uczy, kilka razy nawet udało mu się ze mną wygrać. Jak to mówią w końcu"uczeń przerósł mistrza". - Ostrze zrobione z najczystszej stali, pozłacana rękojeść, idealnie wyważona - mówi z zachwytem.
- Imponujące. Komodor Norrington będzie zachwycony - gubernator odkłada broń na bok. - Wyrazy uznania dla twojego mistrza.
Biedny Will, gdyby tylko Weatherby znał prawdę.
- Przekażę mu - odpowiada z smutnym uśmiechem mój brat. Wtem na schodach rozlega się odgłos kroków. Wszyscy jak na zawołanie spojrzeliśmy w kierunku, z którego dochodziły. Wtedy ujrzeliśmy oszałamiająco wyglądającą Elizabeth.
- Elizabeth wyglądasz olśniewająco - stwierdził jej ojciec. Po minie Willa wnioskuję, iż jest tego samego zdania.
- Miło was widzieć - mówi. - Śniłeś mi się tej nocy - zwróciła się do młodszego Turnera.
- Elizabeth, czy to wypada abyś... - nie dała ojcu skończyć.

- Pamiętasz jak się poznaliśmy? - zapytała swoim cienkim głosem.
- Oczywiście panienko - odpowiedział jej lekko onieśmielony. Widać było, że chciałby coś jeszcze dodać, ale się przed tym powstrzymał.
- To ja będę czekać już w powozie - oznajmiłam i szepnęłam na ucho Willowi "Nie zmarnuj tego", po czym odeszłam.



Piraci z Karaibów - Klątwa czarnej perłyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz