Rozdział X

4.3K 290 55
                                    

Całą załogę Interceptora brutalnie zaciągnięto na pokład Czarnej Perły, po czym Pintel i Ragetti przywiązali nas do masztu. Nigdzie jednak nie było najmniejszego śladu Willa.

- Elizabeth, gdzie jest William? - zapytałam podopiecznej lekko zaniepokojona.

- Boże, Anne, to ty - szepnęła z widoczną ulgą. - Nie wiem, ostatnim razem widziałam go...
- Niech no tylko któreś z was wspomni o rokowaniach, to zrobię mu szelki z jego własnych flaków - warknął Pintel przerywając wypowiedź Liz.

Niespodziewanie potężna eksplozja Interceptora porozrzucała jego szczątki dosłownie wszędzie, część nawet trafiła na Perłę.

- Will - szepnęła Elizabeth ze strachem w oczach. 

Nie, to nie możliwe - krzyczałam w myślach. - Chyba sobie żarty robicie!

- Ty bezbożny szubrawcze! - wrzasnęłam podchodząc do Barbossy.
- Jak mogłeś! - Liz zastąpiła mi drogę, po czym rzuciła się na pirata.
- Poprzednim razem cię ugościliśmy, teraz nam za to zapłacisz - odparł popychając dziewczynę w stronę za bardzo rozentuzjazmowanych mężczyzn. Nie mogłam na to pozwolić. Biegiem ruszyłam w stronę przyjaciółki.
Kiedy mgła po wybuchu lekko opadła dostrzegłam, iż na relingu stał ociekający wodą, lecz cały i zdrowy William.
- Barbossa! - krzyknął zwracając na siebie uwagę.
- Will - szepnęła uradowana Elizabeth.
Mój brat zaczął powoli podchodzić w stronę kapitana, celując przy tym z pistoletu wprost w jego głowę.

- Puść je wolno! - rozkazał.
- Bo co nam zrobisz, chłopcze? Możesz sobie strzelać, my i tak nie umrzemy - stwierdził zbyt pewny siebie kapitan.
- Nie rób głupstw - powiedział Jack przyciszonym głosem.
- Wy nie, ale ja tak! - Will momentalnie przystawił sobie lufę od dołu do podbródka.
- Kim jesteś? - zapytał z zaciekawieniem Barbossa.
- Jest nikim, dalekim kuzynem bratanka mojej ciotki, ale pięknie śpiewa - odpowiedział pospiesznie Jack stając pomiędzy nim, a Williamem.

- Nazywam się Will Turner - oznajmił. - Moim ojcem był Bill Rzemyk Turner. Jego krew płynie w mich żyłach!
Piraci z niedowierzaniem wybałuszyli oczy na młodego Turnera.
- Czy to duch starego Rzemyka przybył nas straszyć? - zapytał cicho Ragetti.

- I radzę wam - dodał twardo Will, po czym z cichym trzaskiem odciągając kurek. - Żebyście robili to co wam mówię, bo inaczej nacisnę spust i będziecie mnie szukać na dnie!
- Naprawdę tak bardzo chcesz dołączyć do swojej siostry? - zapytał z cynicznym uśmiechem Barbossa. - Ale dobrze, przedstaw swoje warunki panie Turner.
- Ja do niej nie dołączę - oznajmił patrząc mi prosto w oczy. Cholera, przejrzał mnie. Wie, że to ja. - Elizabeth i jej towarzyszka mają być wolne!
- To już wiemy - Barbossa kiwnął głową. - Coś jeszcze? - na to mój brat nie był przygotowany.
- Nie krzywdźcie załogi! - dodał po krótkim namyśle.
- Zgoda - powiedział pirat. - Masz moje kapitańskie słowo.
Will powoli opuścił broń, a piraci natychmiast się na niego rzucili. Później związawszy już Turnera wyciągnęli deskę, na której w mgnieniu oka znalazła się Elizabeth. Tłum wiwatował jakby to była najlepsza rozrywka jaką widzieli.

- Parszywy kłamco, miałeś puścić ją wolno! - krzyknął zdenerwowany Will usiłując wyrwać się z rąk załogi.

- I dotrzymuję słowa - zakwestionował Barbossa. - Nie było mowy, jak i kiedy mam ją puścić. Jednakże szkoda byłoby stracić coś tak pięknego - stwierdził przyglądając się Liz. - Oddaj sukienkę.

Elizabeth szybkim ruchem ściągnęła suknię i rzuciła ją w stronę Hectora. W jednym momencie na całym statku rozległy się gwizdy, lecz po chwili zniecierpliwiony bosman potrząsnął deską, co skutkowało tym, że moja podopieczna z impetem wpadła do wody.

Piraci z Karaibów - Klątwa czarnej perłyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz