Nad wodami Morza Karaibskiego zebrały się ciemne burzowe chmurzy. Po chwili z każdej strony dochodziły głośne huki, jakby toczyła się co najmniej bitwa morska między dwiema potężnymi flotami. ,,Interceptor" kołysał się na potężnych falach płynąc w sam środek całego zamieszania. Załoga starała się jak tylko mogła utrzymać na pokładzie. O dziwo jedyny Jack stał całkowicie opanowany co jakiś czas zerkając na kompas, który według Norringtona był zepsuty i śmieszny. Miałam co do tego jednak poważne wątpliwości.
- Lepiej zrefujmy żagle, sir! - wrzasnął Gibbs bojąc się, iż napięte płótno trzaśnie.
- Anne skarbie, idź pod pokład, natychmiast! - krzyknął Sparrow, kiedy pomagałam Willowi z linami.
- Nie ma mowy! - odkrzyknęłam chwytając kolejny sznur. Co ciekawe, mimo dręczącej mnie amnezji dokładnie wiedziałam co robić. Pewnych rzeczy się po prostu nie zapomina.Statek wspinał się na fale i gwałtownie z nich zjeżdżał, a wicher z wyciem dalej mocno napierał na białe wydęte żagle. Załoga przewracała się i co sekundę zalewana była słoną wodą.
- To nie była prośba, tylko rozkaz! - warknął pirat kiedy akurat znajdowałam się najbliżej niego.
- Nie zostawię ich! Dobrze wiem co robię! Dam radę! - próbowałam go przekonać, lecz nawet gdyby dalej się upierał przy swoim, nie posłuchałabym.
- Jeszcze trochę wytrzymają - zrezygnowany Jack odpowiedział Gibbsowi choć sztorm przybierał na sile.
Dalej nie słyszałam już ich rozmowy, ponieważ pobiegłam w stronę dziobu. To tam byłam najbardziej potrzebna. Razem z Cottonem próbowałam dzięki pomocy szota ustawić róg szotowy żagla najkorzystniej jak się dało względem wiatru. Nagle złapał mnie skurcz lewej łydki przez co niefortunnie upadłam na kolana. Ciężko było mi się podnieść choćby ze względu na panujące warunki. Gdy myślałam, że nareszcie mi się udało oberwałam w głowę czymś tak mocno, iż po niecałej sekundzie miałam przed oczami wyłącznie ciemność...
Stałam przed wejściem do kajuty kapitana statku próbując zachować spokój. Doprawdy nie wiem co mogło być tak pilne, że chciał się ze mną widzieć w trybie natychmiastowym.
Dobra raz kozie śmierć - pomyślałam, po czym zdecydowanym ruchem uchyliłam drzwi. Wchodząc spojrzałam ukradkiem w lustro. Długie do pasa, lekko falowane, ciemne włosy zarzucone były na prawy bok, natomiast u góry przewiązane czarną chustą. Biała koszula z czarnym gorsetem idealnie podkreślała moje kobiece kształty.
- Chciałeś mnie widzieć - odparłam podchodząc do kapitana, który był tak zajęty mapami, że chyba nawet nie zauważył kiedy dokładnie przyszłam.
- Co? - zapytał wyrwany z transu. - A, tak. Mam do ciebie pewną sprawę moja droga - powiedział z uśmiechem.
- Słucham uważnie - odpowiedziałam lekko opierając się na ramieniu mężczyzny, który z powrotem wrócił do studiowania map. Musiała minąć dłuższa chwila zanim mój kapitan przemówił.- Nie ukrywam, że znamy się już dość długo Anne i jesteś najlepszą oraz najładniejszą piratką jaką kiedykolwiek widziałem. Dlatego chciałbym cię zapytać czy uczynisz mi ten zaszczyt i będziesz pływać ze mną siejąc postrach na morzu jako moja żona?
Tego się nie spodziewałam. Musiało minąć kilka sekund nim dotarł do mnie sens wypowiedzianych przez niego słów.
- To będzie dla mnie zaszczyt mój kapitanie - odpowiedziałam z zalotnym uśmiechem.
- Kierunek Tortuga i niech te parszywe kundle się uwijają - rozkazał.
- Aye, aye kapitanie - odparłam, po czym lekko pocałowałam ukochanego. Na tym jednak się nie skończyło, ponieważ ten z początku niewinny pocałunek w mgnieniu oka przerodził się w bardziej namiętny, pełen pasji i pożądania. Niechętnie odsunęłam się od pirata i szybkim krokiem ruszyłam w stronę drzwi, posyłając mu po drodze jeden z moich chytrych uśmieszków.- Widzimy się wieczorem skarbie - rzucił mężczyzna.
Obudziłam się, choć nie wiem czy minęły tylko minuty, może godziny, a nawet dni. Pewna byłam jednak, że nie znajdowałam się już na pokładzie. Leniwie otworzyłam oczy uświadamiając sobie, iż znajduję się w kajucie bodajże kapitańskiej. Czyżby to był tylko sen? A może kolejne wspomnienie? Bardzo liczyłam, żeby to było to drugie. Ale zaraz, to znaczy, że jestem z kimś zaręczona? Szkoda tylko, że nie wiem z kim, ale wydaje mi się, iż to jest dokładnie ten sam mężczyzna z poprzedniego wspomnienia.
Wychodząc z pomieszczenia zastanawiałam się nad szkodami wyrządzonymi podczas sztormu i nawet nie wiem kiedy znalazłam się obok Willa rozmawiającego z Gibbsem przyciszonym głosem.- Skąd Jack ma ten kompas? - szepnął Will.
- Słyszałem, że dawniej służył jako pomocnik u kartografa - odszepnął Gibbs. - Diabli wiedzą czy to prawda. No mniejsza. Pewnego razu pojawił się na Tortudze i oznajmił, że płynie po skarb ukryty na Isla de la Muerta. Było to wtedy, kiedy jeszcze był kapitanem Czarnej Perły.
- Że co?! - delikatnie uniosłam głos, natomiast mężczyźni podskoczyli zaskoczeni widząc moją osobę. Tak kolejny kawałek układanki trafił na swoje miejsce.- Anne, dzięki Bogu, że nic ci nie jest - westchnął Will.
- Mnie nic, ale co Jackiem? Nic o tym nie wspominał - odparłam cały czas pozostając w szoku.
- Nie lubi odsłaniać kart - stwierdził straszy pirat. - Gdy byli już na morzu, pierwszy oficer oświadczył, że jeśli dzielą się równo, to wszyscy powinni wiedzieć, gdzie owy skarb się znajduje. A tego było już dla Jacka za wiele. Jeszcze tej samej nocy załoga wszczęła bunt. Mieli zamiar wysadzić go wraz z jego towarzyszką na bezludnej wyspie zostawiając ich na pewną śmierć, lecz ona niespodziewanie wpadła do wody i tym samym skończyła swój żywot. Sparrow dostał pistolet z jedną kulą, a widok odpływającej Perły wcale nie poprawiał sytuacji. Tej nocy stracił dosłownie wszystko - podsumował. - Ale Jack uciekł z wyspy i nadal ma tą kulkę. Zachował ją dla swojego pierwszego oficera.
- Barbossy - stwierdził Will, któremu chyba wszystkie elementy łamigłówki połączyły się w całość.
- Ano, jego - potwierdził pirat.
- Ale jak stamtąd uciekł? - zapytał mój brat z ciekawością.
- Połapał żółwie morskie i związał je w tratwę - odparł Gibbs z powagą.
- Żółwie morskie? - nie dowierzał młodszy Turner.
- Ano.- Poczekaj - zmarszczyłam lekko brwi. - Wspominałeś wcześniej o jakiejś kobiecie. Wiesz kim ona była, jak wyglądała? Co kolwiek?
- Nic dokładnie. Wiem tylko tyle co głoszą plotki - oznajmił. - Podobno była bardzo piękna i młoda. Nikt dokładnie nie wie jakim cudem trafiła do załogi Jacka, ale on widząc jej potencjał nauczył ją wszystkiego, co sam potrafił. To było nieuniknione, że Sparrow się zakochał. Sam chciałbym znaleźć taką kobietę. Strasznie jej szkoda.
Nagle Jack wydał rozkaz zrzucenia kotwicy i opuszczenia szalupy, tym samym przerywając wypowiedź mężczyzny.
- Pan Turner i ja zejdziemy na brzeg - oznajmił.
- Aye, kapitanie - odpowiedziała służbiście AnaMaria.
- A co ze mną? - zapytałam. - Chcę iść z wami.
- Wykluczone skarbie - zaprzeczył pirat.
- Może powiem to inaczej - powiedziałam lekko poirytowana. - Idę z wami, koniec kropka.Jack widocznie chciał coś dodać, lecz mu nie pozwoliłam.
- Nie chcę słyszeć żadnego sprzeciwu - warknęłam.
- Ja z tobą kobieto kiedyś oszaleję - westchnął zrezygnowany Sparrow.
Gibbs podążył za Jackiem ku burcie statku.
- A jak zdarzy się najgorsze? - zapytał spokojnie.
- Róbcie to, co każe kodeks..._______________________________________
No i jest prawie 1200 słów. Mniej więcej policzyłam, iż do końca książki zostały jeszcze koło trzy rozdziały. Pozdrawiam wszystkich moich czytelników i mam nadzieję, że nowa okładka przypadła wam do gustu.
CZYTASZ
Piraci z Karaibów - Klątwa czarnej perły
FanfictionKaraiby, XVIII wiek. Pierwszy oficer Hector Barbossa kradnie piracki statek kapitana Jacka Sparrowa, "Czarną Perłę", a następnie atakuje miasto Port Royal oraz porywa córkę gubernatora, Elizabeth Swann. Sparrow zawiera sojusz z przyjacielem z dziec...