Poranek strażaka

1.1K 91 38
                                    

Armagedon może przybrać dowolną formę. Te najbardziej znane wyobrażenia są dla każdego oczywiste. Meteoryt, wielkie trzęsienie ziemi, powodujące masowy wybuch wulkanów, siedem pieczęci, nagły barak internetu... Czymże to jednak było w zestawieniu z porankiem, w domu rodziny Kim? Niczym i nikt nie wiedział tego tak dobrze jak Jin.

Mieszkanie w tym domu wariatów wymagało nadzwyczajnych umiejętności kojarzenia faktów, wielozadaniowości, cierpliwości, hektolitrów meliski i kawy wlewanych w siebie na zmianę i świadomości, że zdarzyć może się wszystko, a jeśli nie może, to trzeba poszukać Tae, żeby jednak udowodnił, że kosmici są wśród nas, ale słabo się kamuflują.

Jin wiedział, że bycie rodzicem nie będzie proste. Naprawdę doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Tak samo w chwili, gdy zasugerował mężowi pierwszą adopcję, jak i wtedy, gdy drobny, czarnowłosy siedmiolatek chodził za nim krok w krok przez kilka dni, trzymając się krańca jego koszuli i nie chciał puścić nawet w trakcie kąpieli, snu, czy wyjścia jego mamy do łazienki. Oczywiście koszula taty była dla Yoongiego zbyt niewygodnym trzymakiem, więc o zmianach nie było mowy. Tak samo Seokjin spodziewał się trudności, gdy trzy lata później, dwuletni Taehyung na wstępie pokazał, że jest nie z tego świata, obwąchując swojego nowego braciszka. Chyba jedyną nadzieją na spokój i zachowanie jakiś włosów na głowie, był Kookie... póki nie poszedł do przedszkola, wtedy czar prysł, a jedyne, co zostało państwu Kim, to udawać, że taki był plan i wszystko jest pod kontrolą.

Poza porankami, gdyż mieszanina wczesnej pory, czwórki dzieci (bo mąż to takie duże dziecko, nie zmieniasz pieluch, ale roboty więcej niż przy niemowlaku – copywriting by Babcia Kim), wypadków losowych i dziwnych substancji niewiadomego pochodzenia, była poza wszelką kontrolą. To było jak wyprawa na front, teoretycznie wiesz czego oczekiwać, ale w praktyce może zdarzyć się wszystko i już nie wrócisz... albo będziesz ciężko ranny, bo kto do cholery zostawił znów lego w korytarzu?!

Jin zwlókł się z łóżka pierwszy, wiedząc, że przygotowywanie śniadania, z Tae uwieszonym u nogi, Kookiem na rękach, Yoongim w trzech czwartych na stole i Jooniem po prostu obudzonym, może skończyć się wizytą straży pożarnej. Naprawdę ostatnim czego chciał to ponowne wzbudzenie w kanciasto– uśmiechniętym ośmiolatku ambicji zawodowych i obsesyjnego gaszenia wszystkiego w pobliżu, zwłaszcza kiedy rośliny doniczkowe zaczęły ładnie rosnąć i już zdążył zapomnieć o tym dlaczego poprzednie padły.

Ta środa wydawała się brunetowi jakaś inna niż poprzednie. Może dlatego, że wstał na tyle wcześnie, żeby zadbać o swoją twarz, zanim małe diabły zajmą się jedzeniem, a może dlatego, że jego kochany mąż nie rozdarł poduszki przez sen? Chociaż są większe szanse, że po prostu było cicho i spokojnie, co było w tym domu ewenementem. Zupa gotowała się powoli, ryż zaraz mógł trafić na stół, nikt niepostrzeżenie nie przyprawił kimchi żelkami, a on mógł pić kawę i cieszyć wiosennym słońcem wpadającym przez kuchenne okno. Sielanka... przerwana ostrym dźwiękiem budzika w pokoju Yoongiego, który postawił na nogi wszystkich, poza najbledszym członkiem rodziny.

– Pięć, cztery, trzy, dwa, je... – wymruczał mężczyzna pod nosem, a zanim do końca wymówił ostatnie słowo, do pomieszczenia wbiegło najmniejsze zło.

– Mamuuuuuuuś – pięciolatek kicał wokół Jina z rączkami do góry, dzięki czemu jego, kiedyś biały, króliczek nie dotykał jak zwykle podłogi. Brunet odłożył kawę na blat i wziął Kookiego na ręce, a ten szybko złapał swoimi małymi łapkami za szyję mamy, żeby nie spaść. Już nie miał dwóch mleczaków, a jeśli Yoongiś kłamał i te ząbki nie wrócą, to on naprawdę nie chciał stracić więcej. No przecież nie był jeszcze stary jak mamusia i tatuś, musiał się podobać!

– Jak się spało? – spytał Jin, robiąc ze swoim małym króliczkiem noski – noski.

– Oblieci, kupileś mi lizaćki? – Chłopczyk posłał mu spojrzenie wyłudzacza numer siedem, wersja rozszerzona ze szczerbatym uśmiechem, na co pozostało mu po prostu westchnąć. Typowe, wychowuj, karm, pilnuj żeby bracia przypadkiem go nie zabili, a on będzie bardziej przejmował się lizakami, na które miał zamiar podrywać kolegę z przedszkola.

(NON) Typical familyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz