Hoseok był w stanie zrobić wszystko dla swojego chłopaka. Znosił humorki jego ojca i kiepskie żarty matki, pozwalał Tae naruszać swoją przestrzeń osobistą i nie skrzywdził tego nawiedzonego kota, który co chwilę próbował przegryźć mu tętnicę. Nawet Kook nie był w stanie wyprowadzić go z równowagi, a przecież gdyby nie fakt, że był streight jak ugotowane spaghetti, to zacząłby się martwić o swoje nienarodzone dzieci przez ataki na swoje dolne partie w wykonaniu nadpobudliwego dzieciaka.
Innym słowy, z miłości do swojego kociaka, ta rąbnięta rodzina nie była mu straszna i każda prośba Yoongiego była wykonalna. Niestety...
Trzy godziny ćwiczenia choreografii poprzedzone dniem w szkole, doprowadziły Hoseoka do stanu, gdy położenie się na ławce w parku wydaje się świetnym pomysłem. Wolał jednak nie ryzykować, że jakaś starsza pani wezwie policję i znów będzie musiał udowodnić, że nie jest pijany, naćpany i z całą pewnością nie ma zamiaru biegać goły po alejkach.
Dowlókł swoje przeszczepy do domu, cudem wczłapał na piętro i padł w pościel z błogim uśmiechem. Naprawdę tęsknił za swoją poduszką. Tylko po części dlatego, że na poszewce miał zdjęcie kotka, który wyglądał DOKŁADNIE jak Yoongi... a przynajmniej według Hobiego.
Jung mógłby już sennie zanucić Morfeusz już się zbliża, już puka do mych drzwi, gdy usłyszał wibracje... niedobiegające z pokoju siostry, na całe szczęście. Z jękiem, wciąż wciskając twarz w poduszkę, wymacał swoją torbę, w której telefon postanowił udawać wibrator.
– Czy ciebie pojebało?! – Po naciśnięciu zielonej słuchawki, z komórki rozniósł się krzyk Yoongiego, który pewnie spłoszył nawet jakiegoś przygłuchego suhaka w Mongolii.
– Też się cieszę, że cię słyszę kochanie – brzmiał jakby już praktycznie spał... ewentualnie właśnie zaatakował go kac, co dodatkowo wkurwiło Yoongiego. Jak niby śmiał spać, albo chlać, kiedy on go potrzebował?! W takich chwilach zaczynał kwestionować sens tego zwią... znaczy kontrolowanego stalkingu.
– Nie kochaniuj mi tu teraz! – Yoongi czuł, że jeśli będą ciągnąć tę rozmowę jeszcze minutę dłużej, to wyjdzie z siebie i stanie obok. Hoseok natomiast po prostu wstał i z żalem spojrzał na swoje łóżeczko, szykując się do wyjścia. – Musisz tu być za...
– Spokojnie, jestem w drodze, wstąpię jeszcze po ciastka dla ciebie, jak zobaczę gdzieś Tae to go przyprowadzę – wymienił, poprawiając szybko swoje czerwone włosy, które sterczały jakby zabłąkana papuga zamiast siedzieć na ramieniu pirata, postanowiła uwić sobie gniazdko na jego głowie.
– Po prostu przyjdź – mruknął, a Hoseok dałby sobie rękę (i nie tylko) uciąć, że jego maleństwo wydęło wargę i na samo wyobrażenie miał ochotę biec i go tulić, co też swoją drogą uczynił w trybie nagłym i natychmiastowym, jakby mu sam Amor motorek w wiadomym miejscu zamontował.
W rekordowym czasie dobiegł do domu Kimów... z Tae przewieszonym przez ramię, po tym jak zdjął go z ogrodzenia u sąsiadów. Niby mógłby udawać, że go nie zauważył, ale z drugiej strony Namjoon już go nie lubił, a gdyby dowiedział się, że pozwolił, by dzieciak skręcił sobie kark, próbując ukraść kota, sprawy mogły się trochę bardziej skomplikować.
– Dzień...– próbował zawołać, wchodząc do domu swojego chłopaka, ale nawet tego nie dane mu było skończyć. Najpierw minął go Jin, który pognał wyprowadzić samochód z podjazdu. Hoseok mógł jedynie domyślać się, że robił to w nerwach biorąc pod uwagę pisk opon i swąd palonej gumy. Zaraz po tym zjawił się Namjoon z ręką zawiniętą w ręczniki, krzyczący, że nie zostawi degenerata w swoim domu, choćby miał się wykrwawić na wycieraczce, a na końcu przybył Yoongi, który zaczął wypychać ojca z domu.
CZYTASZ
(NON) Typical family
FanficNamJin + YoonSeok Codzienne życie (nie)całkiem zwyczajnej rodzinki, czyli jak Namjoon i Jin sprawdzają się w roli odpowiedzialnych rodziców...