Lipiec, 1944r.

1.3K 93 22
                                    

,, Dopiero teraz uświadomiłem sobie jak to dużo pięć lat. To prawie dwa tysiące pełnych dni. Dwa tysiące ciągłej zniewagi i smutków. To dni kiedy patrzy się na deszczowe niebo i nic się nie czuje. Nie ma emocji, nie ma radości jest tylko ten okropny ból nicości. Nie było tej błogości, tej prostoty w życiu. Tu była tylko, albo aż konspiracja i planowanie. Tu był tylko PLAN na normalne i patriotyczne życie. Na życie z orzełkiem dumnym i radosnym. Na życie z Piłsudzkim na ścianie a na ustach z Mazurkiem Dąbrowskiego. Bo jeśli ktoś z dnia na dzień nam coś odbiera, to my za wszelką cenę chcemy to odebrać. Nawet jeśli musielibyśmy zapłacić tę najdroższą, ziemską cenę.

Dni mijały a każdy dzień stawał się smutną i ciężką historią. Ten dzień już nigdy nie powróci, chociażby ktoś zapłacił największe pieniądze świata i tak nigdy nie dostanie powtórki swojego życia. To trochę przykre, ale prawda musi boleć. Dlatego warto dobrze przeżyć te życie bez żadnych niemych powtórek.

Powtórką można powiedzieć, że są przeprosiny. Bo szczere przeprosiny mogą zmienić bieg wydarzeń i to jest piękne. Chociaż ludzie nie przepraszają tak od razu, ta ich słynna duma im nie pozwala. Ile to ja się nasłyszałem w szkole słów ,,Nie bo duma mi nie pozwala". A duma pozwala w takim razie na obrażanie bliskich nam osób? Duma pozwala nam na wieczne dąsy i zadarty do góry nos? Duma pozwala nam na wieczny zniesmaczony uśmiech?

Duma i uprzedzenia... Eh, skąd ja to znam?

Duma mi nie pozwala dlatego ja pierwszy się nie odezwę. Duma mi nie pozwala, więc ja nic nie zrobię.

Teraz to i dla mnie śmiesznie brzmi. Ludzie to lubią chyba tę swoją typową rutynę. Wolą coś stałego niż nie pewną przyszłość. A zawsze warto próbować nowych terenów, w końcu życie ma się tylko jedno.

Jak zauważyliście ciągle powtarzam, że życie ma się jedno. Powtarzam to jak jakąś rutynową czynność, jak moją trochę prywatną modlitwę. Jakby to był mój własny cytat i idea na życie.

Po prostu płakać mi się chce gdy wszyscy narzekają na swoje marne życie. A jednak teraz nie ma wojny, teraz nie ma za rogiem patroli niemieckich a bycie bohaterem nie oznacza śmierci z karabinem w dłoni. Teraz życie jest jak raj. Bo jeśli w ojczyźnie jest spokój a my sami możemy nazywać się Polakami, to czego nam więcej potrzeba?

Oczywiście potrzeba nam miłości, ale nawet w moich czasach była ona potrzebna. To miłość trzymała przy życiu okupowane serca. To męki Szucha przechodziło się mając przed oczami twarze swoich ukochanych. To miłość była taką ostatnią deską ratunku, która dawała uśmiech na bladych ustach.

Potrzebna nam też była wiara. Bo najpierw trzeba wierzyć a później działać. Gdyby nie wiara to nic nie miałoby żadnego sensu.

Przyjaźń dawała tego słynnego ,,kopa" do działania. Spotkania z przyjaciółmi były odskocznią a uśmiech na twarzy gwiazdką z nieba.

Wojna już dawno temu umarła, ale idee dzięki którym można było odpowiednio funkcjonować ciągle żyją. Aby dobrze funkcjonować warto cofnąć się do lat okupacji...

Warto poznać historię cichych, warszawskich bohaterów.

***

Stróżka łez spłynęła bezsensownie na moją opaloną już skórę. Kolejne miłe wspomnienie z przeszłości doprowadziło mnie do tego jakże niemiłego stanu. Zawsze chciałam być tą silną i niezależną Kamą. Osobą do której żaden smutek nie zapukałby do drzwi jej psychiki. Do psychiki tak ćwiczonej jak lwy w cyrkach. A łzy były tym elementem który w moim życiu miał nie zagościć. Jednak myliłam się z tymi postanowieniami.

Nie wzięłam pod uwagę jednego bardzo ważnego faktu a mianowicie wojny. Wojna to ta królowa łez. Wojna odziana w czerwoną ciecz i uśmiechająca się przez szpony Szucha. To ta postać opowiadania mojego życia przed którą w głębi duszy trzęsłam się jak osika.

Zanim Poszliśmy na ŚmierćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz