Walki Na Starówce, 1944r.

1.4K 92 34
                                    

     ,,A Powstanie trwa i trwa. Nie zakończyło się na kilku dniach. Już przeszło dwa tygodnie Warszawa walczy, a tu praktycznie to samo. Ciągle bitwa o te same kamieńce i ważne punkty. A to PASTa, a to Prudential a to Banki. I tak to budynki warszawskie przechodzą z polskich rąk do łap bandytów. I znowu kolejne walki o ten sam budynek. I tak co dzień się powtarza dana historia, jak pory roku w ciągu trzystu sześćdziesięciu pięciu dni.

Jednak ludzi coraz więcej szybuje na tamten świat. Giną w cieniu kamienic lub w drodze po broń. Bo Warszawa robi się powoli, największym cmentarzem w zachodniej Europie. Ludzi chowa się w prowizorycznych trumnach i chowa na ulicach. Na początku były oficjalne pogrzeby z liturgią i śpiewem. A później, to już sami wiecie...

Największym problemem walczącej ludności jest oczywiście brak broni. Ja i moja świta nie zmagamy się z tym wszechogarniającym problemem. My jeszcze z konspiracji posiadaliśmy broń i choć trochę amunicji. Ogromne nie były to ilości, ale jednak zawsze coś. Jeden na dziesięciu coś posiadał do obrony, przecież to aż się w głowie nie mieści. I co z tego, że ludzi zgłosiło się naprawdę sporo, skoro nie ma dla nich broni. To najsmutniejsze co w tym wszystkim może być...

Zginąć z bronią w ręku to chociaż można nazwać ,,normalną" śmiercią. Jednak jeśli nawet połowa nie ma tego atrybutu, jakie będzie ich pożegnanie ze światem?

Na głód nie narzekamy. Zawsze coś się przekąsi, coś sytego czy coś lekkiego, to nie ważne! Ważne, że coś się dostarcza zmęczonemu organizmowi.

Sanitariuszki mają teraz co robić, coraz więcej ludzi się do nich zgłasza. W końcu coraz bardziej posuwamy się w stronę Starego Miasta. A tam potrzeba zdrowych ludzi, aby tę cześć stolicy obronić! Sanitariuszki to ciche anioły, niosące pomoc powoli zrujnowanej Warszawie. I właśnie jednego tego anioła znacie doskonale. Tak, to Kama. Z opaską na ręku i torbą zapakowaną bandażami jest jak Maryja. Uśmiecha się do poranionych dzieci i wtłacza do ich serca maleńkie iskierki radości. Jednak nawet jedna iskierka skutkuje ogromnym płomieniem. To moja jakże odważna narzeczona pociesza matki i rozmawia ze starcami. Często przez to zapomina o sobie. Zapomina o jedzeniu i spaniu, jednak nigdy nie zapomina o przyjaciołach. O nie, Kama taka nie jest i nie będzie.

Ja wraz z Jankiem i Tadeuszem w końcu możemy poczuć się żołnierzami Armii Krajowej. Z bronią w dłoni każdy z nas czuje się bezpieczniej. To ona strzeże nas od złego i doprowadza do cichych zwycięstw. Może to trochę dziwne, ale zżyłem się z tą obroną. Jak śpię mam przy sobie pistolet, w razie niespokojnego snu. Jest dla mnie jak magnacka szabla, świadczy o tym, że jak mam broń mam też wiarę. A żywi nie tracą nadziei...

Jednak ktoś się rodzi a ktoś umiera. Coś się kończy by coś nowego mogło się zacząć. Tak też jest z naszym życiem, ktoś umiera by coś się zaczęło. Chciałbym żebyście coś mi obiecali! Nie rońcie łez jeśli ktoś umrze, dla niego zaczęła się nowa, zupełnie inna historia. Chociaż i tak wiem, że łez nie da się powstrzymać. I to jest normalne.


***


Mówili mi, żebym wreszcie odpoczęła choć ten jeden dzień. Ciągle mi powtarzali, że w końcu zginę z wycieńczenia. Ja jednak wiedziałam swoje, bo ja musiałam pomagać. Coś mnie przyciągało do sal chorych, gdzie ludzi było jak mrówek a pomocy jak na lekarstwo. W każdej matce widziałam swoją własną mamę, która błaga mnie o kawałek bandaża. W każdym dziecku widziałam małe sieroty z Getta, które błagały o kromkę chleba. W każdym żołnierzu widziałam Janka lub Glizdę, którzy błagali o zszycie ran lub wyjęcie kuli z ramienia. W każdym starcu widziałam żywą historię, która dzięki mnie miała szansę na przetrwanie. Wybór miałam tylko jeden, po prostu pomagać.

Zanim Poszliśmy na ŚmierćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz