prolog

1.2K 98 6
                                    

Nienawidziłem zimy, ale kochałem skoki. To trochę się wykluczało, ale w mojej sytuacji wszystko było zrozumiałe. W locie czułem się inny, lepszy, byłem ponad światem, nic nie mogło stanąć mi na przeszkodzie, ale kiedy lądowałem wiedziałem, że moje problemy wrócą. Czemu nie lubiłem zimy? Kiedy nie ma się domu i sypia w pierwszym lepszym miejscu, zimno jednak dokucza. Od kilku miesięcy już nie skakałem, aż w końcu przyszła zima, nie chciałem dłużej tak żyć, ale czy miałem inny wybór? Nie.

Minęły już cztery miesiące od dnia, w którym ostatni raz rozmawiałem z Andreasem. Od tamtego czasu mijał mnie kilka razy na ulicy, ale nigdy mnie nie rozpoznał, nie dziwiłem mu się. Kiedy trenowałem starałem się chociaż zachować pozory normalności, przychodziłem na treningi zdecydowanie szybciej, żeby skorzystać z łazienki i jakoś doprowadzić się do porządku, wychodziłem z niej, kiedy trening już trwał, żeby nikt nie zauważył skąd przyszedłem. Nikt nie miał mojego adresu, bo mój adres nie istniał, tak samo jak mój numer telefonu. Byłem cieniem, przewijałem się między nimi, ale tak naprawdę byłem człowiekiem bez przeszłości, z marną teraźniejszością i przyszłością, która równie dobrze mogłaby nie istnieć.

Jakim cudem trafiłem na ulicę? Sam sobie zgotowałem taki los, miałem dom, miałem rodzinę, która przez moje czyny się mnie wyparła. Chciałem im pokazać, że potrafię, że chce wrócić do tego co było, znowu żyć jak należy, przestać się pogrążać, właśnie wtedy pojawił się Andreas. Podziwiałem to z jakim uporem dąży do swoich marzeń, postawił sobie jasny cel i nikt nie potrafił go zatrzymać, chciałem być blisko niego, żeby nauczyć się jak żyć, jak dążyć do postawionego celu, ale wszystko potoczyło się inaczej niż planowałem. Czy się w nim zakochałem? Oczywiście, że tak, ale emocje nie były moim sprzymierzeńcem, były moim największym wrogiem.

Wydał mi się osobą godną uwagi, gdybym był małym chłopcem pewnie uważałbym go za swojego idola, jego tajemniczość mnie rozbrajała. Szybko się do niego przyzwyczaiłem, zacząłem się o niego bać, tego dnia, kiedy poczuł się źle w klubie, faktycznie spędziłem noc przed jego drzwiami. Szanowałem to, że nie chce, żebym został w jego mieszkaniu, ale co gdyby coś mu się stało? Siedziałem pod drzwiami i nasłuchiwałem co się dzieję, dopiero kiedy rano usłyszałem szum wody z prysznica, wtedy poszedłem do domu, bo wiedziałem, że nic mu nie jest, że żyje. Wiedziałem, że go nie stracę.

Uczucia zaczęły przejmować nade mną kontrolę, w jego obecności nie potrafiłem się skupić, krew zatrzymywała się w moich żyłach, a jakiś magnez w jego ciele, przyciągał mnie do niego, starałem się temu oprzeć, ale czy można walczyć z miłością? Aż w końcu pojechaliśmy do domku nad jeziorem, to tam zrozumiałem, że to wszystko nie ma sensu. Zobaczył moje ręce, nie mogłem powiedzieć mu prawdy, wierzył we wszystkie moje kłamstwa, poznał osobę, którą nie byłem, gdybym powiedział mu o wszystkim, straciłbym go bezpowrotnie, wolałem sam zniknąć. Oszczędzić nam bólu, chociaż wiedziałem, że bez niego się nie obejdzie.

Kiedy trafiłem do szpitala, wyznał mi miłość, myślałem, że pęknie mi serce. Powiedziałem mu, że muszę odpocząć, ale to nie była prawda. Nie mogłem powstrzymać łez, a nie chciałem, żeby widział mnie w takim stanie. W końcu komuś zaczęło na mnie zależeć, ale Andreas nie znał prawdy, kochał złudzenie, kochał człowieka, którym nigdy nie byłem. Nie chciałem dłużej żyć w kłamstwie, jednak nie mogłem mu powiedzieć prawdy. Musiałem uciec, chociaż zniknąłem tylko na kilka tygodni. A potem wróciłem do miasta z nadzieją, że chociaż czasami spotkam go na ulicy, że będę mógł spojrzeć w jego oczy i odnaleźć w nich coś czego szukam.

Nie dawałem sobie rady, potrzebowałem pomocy, kogoś kto wskaże mi drogę, kogoś kto pomoże rzucić moje dawne życie w cholerę, kogoś kto nie pozwoli mi wrócić do tego od czego byłem uzależniony. Potrzebowałem swojego bohatera, wiedziałem, że może nim być tylko on, nikt inny, ale nie miałem odwagi do niego podejść. W jego oczach odnalazłbym tylko pogardę, mój gwóźdź do trumny, który boleśnie uświadomiłby mi, że nie mam po co żyć. Została mi tylko nadzieja, że może kiedyś, pewnego dnia podejdzie i mnie rozpozna. Był moją ostatnią deską ratunku, ale nie mogłem mu o tym powiedzieć. Nie potrafiłem.

Been traveling these wide roads for so long
My heart's been far from you
Ten thousand miles gone

Oh, I wanna come near and give ya
Every part of me
But there is blood on my hands
And my lips aren't clean

you can be my heroOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz