#8

503 72 13
                                    

Droga do mieszkania Markusa upłynęła nam w milczeniu. Nie chciałem nic mówić, bo wystarczyło mi to, że obok mam Andreasa, on najwyraźniej podzielał moje zdanie, bo oprócz rzucania mi co chwile ukradkowych spojrzeń, nie odezwał się nawet słowem. 

Odprowadził mnie pod same drzwi, chociaż stwierdziłem, że nie musi ze mną wchodzić na górę to bardzo na to nalegał, takim oto sposobem staliśmy obaj przed drzwiami Eisenbichlera nie spodziewając się tego, że do środka jednak nie wejdziemy. Nadusiłem na klamkę, ale drzwi były zakluczone i nie raczyły nawet drgnąć. Przypomniało mi się, że poprosiłem o zostawienie klucza pod wycieraczką, ale kiedy pod nią zajrzałem, nie znalazłem tego co oczekiwałem tam znaleźć. 

— Markus wystawił mnie do wiatru — stwierdziłem. 

— Może jest w środku, nie traćmy nadziei — odparł. 

Najpierw zapukałem, chociaż bardziej logiczne wydawało się naciśnięcie dzwonka. Moje pukanie poszło jednak na marne, bo z wnętrza mieszkania nie dobiegł żaden głos. Zadzwoniłem trzykrotnie, jednak i to nic nie dało. Markusa najwyraźniej nie było w domu.

— Poczekaj, zadzwonię do niego — stwierdził Andreas, po czym wyjął z kieszeni kurtki swoją komórkę. 

Wykręcił numer do Markusa i ku naszemu zaskoczeniu usłyszeliśmy jego telefon wewnątrz mieszkania, więc albo go po prostu zostawił albo coś mu się stało. Istniała jeszcze opcja numer trzy, która okazała się tą prawdziwą. 

— Zadzwoń na policję, może coś mu się stało — stwierdziłem. 

— Twoje niedoczekanie — burknął głos za drzwiami. 

Brzmiał jakby się o coś złościł, ale naprawdę nie potrafiłem zrozumieć o co. Spojrzałem zdziwiony na Andreasa, który również nie miał pojęcia o co chodziło. Wtedy wpadło mi do głowy, że Markus może być zły o to, że go okłamaliśmy — obaj. 

— Wpuścisz mnie? — zapytałem. 

— Ja mam cię wpuścić? Zostawiasz mi jakieś karteczki z instrukcjami, kłamiesz mi w żywe oczy mówiąc, że nie otworzyłeś drzwi. Zresztą twój kolega nie jest od ciebie w niczym lepszy, zarzekał się, że z tobą nie rozmawiał a tu proszę. Tak traktujecie przyjaciela, który chciał wam pomóc? — warknął Markus — Dzisiaj na pewno cię nie wpuszczę, możesz spać na wycieraczce. 

Andreas uśmiechnął się pod nosem, jakby wybuch jego kumpla nie był dla niego niczym nowym. Chwycił mnie za rękę i pociągnął w dół schodów, w tym samym czasie przykładając do ust palec wskazujący swojej drugiej dłoni, czym chciał mnie uciszyć. Kiedy byliśmy już na świeżym powietrzu puścił mnie i stwierdził:

— Dzisiaj nie ma co z nim rozmawiać, Markus już taki jest, jak raz coś sobie powie, to trzyma się tego jak wariat. Wrócisz tutaj jutro. 

Najwidoczniej Markus zachowywał się tak już wcześniej, więc wiedziałem przynajmniej na czym stoję. Kolejnego dnia chciałem przyjść do niego i bardzo go przeprosić, faktycznie okłamywanie go było złym pomysłem, ale chyba będę musiał mu przypomnieć, że on też nie był fair wobec mnie. Z drugiej strony chyba muszę mu jednak za to podziękować, gdyby nie on pewnie nadal nie odezwałbym się słowem do Andreasa, a on sam myślałby, że stracił mnie już na zawsze. 

— Wszystko ładnie i pięknie, ale gdzie ja się podzieję. Przecież nie będę spał pod mostem — stwierdziłem, chociaż gdyby zaszła taka potrzeba na pewno bym to zrobił, przecież miałem już w tym wprawę — Pieniędzy na hotel nie mam, więc to też nie wchodzi w grę. 

— Możesz spać u mnie — stwierdził Welli. 

— Że co? — zapytałem zdziwiony.

Poważnie zaskoczyła mnie jego propozycja, choć w głębi serca miałem nadzieję, że te słowa padną z jego ust. Nie wiedziałem jednak czy jestem na to gotowy. Wizja przebywania z nim w jednym miejscu przez całą noc bardzo wpłynęła na moją wyobraźnię. 

— Matko, Steph, spokojnie. Zaproponowałem ci nocleg, a nie namiętną noc w moim mieszkaniu — zaśmiał się szturchając mnie w ramię — Wiem, że wszystkie rzeczy masz u Markusa, ale to chyba nie będzie żaden problem. Mam trochę starych rzeczy, które na pewno będą na ciebie pasować. Tak się składa, że ostatnio byłem na zakupach i kupiłem nowe bokserki, no chyba, że chcesz nosić jakieś, które ja noszę — zaproponował unosząc brew. 

— Wolałbym nowe — powiedziałem. A może jednak nie — dodałem w myślach.

Już chciałem ruszać w drogę, ale Andreas chwycił mnie za ramię. Wykręcił numer na swojej komórce i zadzwonił po taksówkę, która przyjechała po nas kilka minut później. Najwidoczniej zmęczyły go już nasze spacery. Czyżby Andi zmniejszył ilość treningów?

Taksówkarz był starszym mężczyzną, ale od razu uśmiechnął się na widok Andreasa. Mnie nawet nie skojarzył, ale trudno mu się dziwić. Gdybym nie postąpił w kilku sytuacjach tak jak to zrobiłem, może byłbym rozpoznawalny tak jak on. 

— Do mojego mieszkania, pamięta pan drogę? — zapytał. 

— Tak, pamiętam — odparł taksówkarz — Proszę zapiąć pasy. Za chwileczkę startujemy — dodał. 

Całą drogę opowiadał nam o swojej córce, która uczyła się w szkole muzycznej. Z jego opowieści wywnioskowałem, że dziewczyna ma wielki talent, jednak wiadomo jak to z rodzicami bywa, lubią wszystko wyolbrzymiać. Szkoda, że nie miałem kontaktu z rodzicami, wyparli się mnie, ale nawet się im nie dziwiłem. Z samochodowego radia sączyła się cicha muzyka. 

Gdy dotarliśmy na miejsce Andreas zapłacił za kurs i już chciał wychodzić, ale taksówkarz chwycił go za rękę i powiedział:

— Niech pan walczy i pokaże temu Kraftowi kto jest najlepszy. 

— Oczywiście — odparł Andi — Teraz mam dla kogo.

you can be my heroOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz